Amerykanie twierdzą, że służby specjalne Islamabadu chroniły Osamę bin Ladena Amerykanie zabili Osamę bin Ladena, lecz sukces ten będzie drogo kosztował. Akcja komandosów Navy Seals wywołała ostry kryzys w relacjach USA z ich kluczowym aliantem w wojnie z terroryzmem – Pakistanem. Pakistańczycy są wściekli, ponieważ Stany Zjednoczone bez skrupułów pogwałciły suwerenność ich kraju, a potężne siły zbrojne okazały się bezradne wobec intruzów. Społeczeństwo Pakistanu, najludniejszego państwa islamskiego, jedynego w świecie muzułmańskim mającego broń atomową, uznało to za dotkliwe upokorzenie. Przywódcy opozycji w Islamabadzie żądają, aby prezydent Asif Ali Zardari oraz premier Yousuf Raza Gilani podali się do dymisji. Politycy w Waszyngtonie twierdzą natomiast, że Osama nie mógł spokojnie mieszkać przez pięć lat w Abbotabadzie w odległości niespełna kilometra od pakistańskiej akademii wojskowej bez pomocy wysoko postawionych funkcjonariuszy armii lub służb specjalnych Pakistanu. Senator Stanów Zjednoczonych Dianne Feinstein, przewodnicząca komitetu ds. wywiadu, twierdzi, że musiało dojść „do pewnego rodzaju wspólnictwa”. Prezydent Barack Obama wyraził podobne przypuszczenia. Oświadczył też, że amerykańscy komandosi, którzy wyruszyli po głowę Osamy bin Ladena, byli gotowi w razie konieczności podjąć walkę także z pakistańskimi siłami zbrojnymi. Obie strony stawiają sobie zarzuty, a nawet grożą. Pakistański dziennik „The Nation” ujawnił tożsamość szefa misji CIA w Islamabadzie, Marka Carltona. Waszyngton zapewnia, że to nieprawda, szef CIA nazywa się inaczej i nie wyjedzie z Pakistanu. Jak jest naprawdę, nie wiadomo, ponieważ zwaśnieni sprzymierzeńcy umiejętnie posługują się dezinformacją i prowadzą wojnę propagandową. Amerykanie obawiają się, że Pakistańczycy przekażą Chinom szczątki helikoptera US Army, który rozbił się podczas operacji przeciw przywódcy Al-Kaidy. Pakistan odmówił Amerykanom wydania trzech żon Osamy, których komandosi nie zabrali ze sobą podczas akcji w nocy z 1 na 2 maja, bo po stracie śmigłowca nie mieli dla nich miejsca. Urzędnicy pakistańscy zaprzeczają opowieściom Waszyngtonu o tym, że Osama bin Laden do końca był aktywny i kierował operacjami Al-Kaidy w Jemenie, Arabii Saudyjskiej i innych krajach. Według wersji pakistańskiej był starym, zmęczonym człowiekiem, przez lata nie wychodził z pokoju, zajmował się przyrządzaniem ziołowej viagry i oglądaniem filmów z czasów dawnej chwały. Stany Zjednoczone domagają się od Pakistanu listy nazwisk agentów Inter-Services Intelligence (ISI). To owiane złowrogą legendą, niezwykle rozbudowane i potężne pakistańskie służby specjalne. Prowadzą one własną politykę, podobnie zresztą jak armia. Cywilne władze kraju mają niewiele do powiedzenia. Nawet pakistańscy funkcjonariusze rządowi przyznają, że Osama nie mógł tak długo żyć bezpiecznie w ich kraju bez wsparcia funkcjonariuszy ISI, aczkolwiek twierdzą, że pomagali mu tylko ci „emerytowani lub niscy rangą, działający na własną rękę”. Oburzeni tym niektórzy politycy w Waszyngtonie żądają, aby Stany Zjednoczone wstrzymały hojną pomoc dla pakistańskich sił zbrojnych, której wartość sięga 3 mld dol. rocznie. W odwecie generałowie w Islamabadzie ostrzegają, że mogą zakończyć współpracę z USA w wojnie z terroryzmem. Prezydent Zardari stanowczo odpiera oskarżenia supermocarstwa. Podkreśla, że jego kraj jest może największą ofiarą terroru – w zamachach dokonanych przez fanatyków zginęło przecież w Pakistanie 30 tys. cywilów, w walce z dżihadystami poległo 5 tys. żołnierzy. Dlaczego więc Islamabad miałby chronić szefa Al-Kaidy? 13 maja, już po wystąpieniu prezydenta, w Pakistanie doszło do najkrwawszego w tym roku zamachu. Fanatyk samobójca na motocyklu wysadził się w powietrze przed bramą akademii policyjnej 30 km na północ od Peszawaru. Młodzi rekruci właśnie wyjeżdżali na urlop, dlatego doszło do masakry. Dwie eksplozje zabiły ponad 70 osób, w tym 65 uczniów szkoły policyjnej. Talibowie wydali oświadczenie, że to zemsta za śmierć Osamy bin Ladena. Napięcia między Waszyngtonem a Islamabadem mogą mieć fatalne skutki, ponieważ Pakistan nie bez racji nazywany jest najniebezpieczniejszym regionem świata. Bruce Riedel, były funkcjonariusz Centralnej Agencji Wywiadowczej i doradca kilku prezydentów USA, napisał: „W Pakistanie spotykają się wszystkie koszmary XXI w. – terroryzm, rozprzestrzenianie technologii nuklearnej, zagrożenie wojną atomową, dyktatura, ubóstwo i narkotyki. Właśnie w tym państwie rozstrzygają
Tagi:
Krzysztof Kęciek









