Kurdyjki walczą

Kurdyjki walczą

fot. Mohammed A. Salih

Kobieta – mówi Avesta Harun – nie musi być cichym wspólnikiem mężczyzny. Nie musi zgadzać się na cierpienie Avesta zgłosiła się jako jedna z pierwszych. Doświadczeniem przewyższa wielu bojowników, a jej umiejętności mogą okazać się niezwykle przydatne w misji odbicia obozu. Wiele jednostek zaoferowało swoją pomoc, ale dowództwo zdecydowało, że pierwszeństwo dostaje drużyna Avesty. Teraz na nią spada obowiązek oznajmienia tego kompanom. Uśmiecha się i ściska mocno ramię S‚imal (…). S‚imal rozumie: ten porozumiewawczy uścisk oznacza „teraz nadeszła twoja kolej, twoje pięć minut w akcji, będziesz mogła wykazać się odwagą, pokazać, na co cię stać”. Wymarsz zaplanowano na wieczór, kiedy odbiorą broń i niezbędne wyposażenie, w trzyosobowych grupach, w oddzielnych samochodach. Wyjeżdżają za kilka godzin. Przysłuchują się Deniz Firat w telewizji, która pokazuje zdjęcia obozu i komentuje nowy exodus, który przypadł w udziale mieszkańcom Mexmur. Deniz mieszka w górach od 1992 r., od kiedy skończyła 12 lat. Wyjechała z ojcem i młodszą siostrzyczką Saryą, żeby dołączyć do starszej siostry Benes, która przebywała w górach już od kilku lat. Deniz zyskała sławę wśród partyzantów, bo jak nikt inny potrafiła posługiwać się duszką. Stanowiły świetny duet, ona i jej duszka wspólnie zestrzeliły kilka helikopterów. – Proszę, zostaw mi dziewczynki na miesiąc, tak bardzo za nimi tęsknię – poprosiła ojca Benes. Ojciec, który pomagał partyzantom, przynosząc im jedzenie i prowadząc ich po górskich ścieżkach, znanych jedynie wprawnym pasterzom, nie potrafił odmówić córce. Tyle że kilka dni później wybuchła wojna z peszmergami z frakcji Barzaniego, która trwała trzy miesiące. I oto na oczach Deniz i Saryi rozpętało się piekło. Widziały dziesiątki przyjaciół Benes ginących od strzałów z helikopterów. Dla nich to było jak złożenie przysięgi. Dlatego sprzeciwiły się Jumie, dowódcy partyzantów, który chciał odtransportować je do miasta, do rodziny, by zapewnić im bezpieczeństwo. Deniz i Sarya nie odstępowały Benes na krok. Pomożemy, jak umiemy, ale nie damy się odesłać do domu, chcemy tu z wami zostać, przelana krew to także nasza krew, mówiły. Jeszcze wiele krwi miało się polać. Dwa lata później przelała się krew najmłodszego braciszka Deniz, który zginął podczas tureckich bombardowań w mieście Zele, gdzie rodzinę wysiedlono po aresztowaniu ojca przez ludzi Barzaniego. Potem przekazali ojca w ręce Turków. A przecież Kurdowie w oddziałach Barzaniego zostali wysłani po to, aby ich chronić. Pięć lat później przelała się krew Benes. Turecka operacja w dolinie rzeki Zab, była otoczona, ale nie poddała się do samego końca. Wysadziła się w powietrze. Siedem lat później przelała się krew Saryi. Reszta rodziny, w tym ojciec, dotarła do Mexmur na fali wielkiego exodusu i tam została. Nic dziwnego, że bieżące wydarzenia są dla Deniz bardzo bolesne. • Po południu pod dachem największego namiotu ma się odbyć zebranie dotyczące samokształcenia. Nie ma powodu, aby je odwoływać w oczekiwaniu na wyjazd. Właśnie teraz nabiera jeszcze większego znaczenia. Trzeba się poczuć częścią tego wszystkiego, poczuć się jednością z własnymi towarzyszami i towarzyszkami. Przewodniczy Avesta. Dzisiaj prowadzą dalszą dyskusję na temat zaborczości mężczyzn wobec kobiet, zakorzenionej w plemiennym jeszcze przekonaniu, które pośród Kurdów często znajdowało ujście w postaci zabójstw honorowych. Rozmawia się o męczennictwie społeczeństwa, gdzie kobieta jest przedmiotem, który można posiąść lub wymienić, luksusowym towarem, w najlepszym wypadku – trzymanym zaborczo pod kluczem. (…) – Kobieta – mówi Avesta – nie musi być cichym wspólnikiem mężczyzny. Nie musi zgadzać się na cierpienie. To jej zadaniem jest podnieść się z pozycji ofiary. Ileż to razy każda z nas wolała milczeć, niż działać? Ofiara musi zdać sobie sprawę ze swojej sytuacji, w przeciwnym razie, jeśli współpracuje z oprawcą, wina leży również po jej stronie. Przyjrzyjcie się naszej historii, historii Kurdów i historii kobiet. Porównajcie je i zobaczcie, jak wiele w nich zbieżności. Przestaliśmy się godzić, by nazywano nas Turkami, by odmawiano nam miana narodu, a jednocześnie, jako kobiety, nie pozwalamy, by uznawano nas za gatunek gorszy od mężczyzn. Zyskałyśmy świadomość i to doprowadziło

Ten artykuł przeczytasz do końca tylko z aktywną subskrypcją cyfrową.
Aby uzyskać dostęp, należy zakupić jeden z dostępnych pakietów:
Dostęp na 1 miesiąc do archiwum Przeglądu lub Dostęp na 12 miesięcy do archiwum Przeglądu
Porównaj dostępne pakiety
Wydanie: 2018, 37/2018

Kategorie: Świat