Wielka koalicja w obecnym kształcie nie dotrwa do końca kadencji. Daję jej jeszcze rok, dwa lata
Gregor Gysi – lider niemieckiej opozycji, szef klubu parlamentarnego Die Linke, prawnik, były wiceprezydent Berlina
Od roku Die Linke jest główną siłą opozycyjną w Bundestagu. Po każdym przemówieniu Angeli Merkel posłowie wyczekują pańskiej reakcji. W Turyngii pierwszy raz od 1989 r. wasz kandydat może zostać premierem kraju związkowego. Niemcy dyskutują, czy nie za wcześnie na premiera wywodzącego się z Socjalistycznej Partii Jedności Niemiec. Wątpliwości zgłosił sam prezydent Gauck.
– Do tej dyskusji podchodzę z dystansem. Wszelkie ambicje polityczne Die Linke wykraczające poza lokalną wieś od lat spotykają się z ostracyzmem wiodących partii. Przywykliśmy do tego. Tak było już w Meklemburgii-Pomorzu Przednim i Brandenburgii. Tam jednak żar krytyki szybko wygasł, ponieważ są to kraje byłej NRD, co stwarza dla mojej partii pewien klimat przyzwolenia. Następnie zaangażowaliśmy się w zjednoczonej stolicy, co bawarski premier Edmund Stoiber nazwał „upadkiem cywilizacji zachodniej”. Gdy nasze rządy w Berlinie okazały się niezawodne, również ta dyskusja ucichła. Po jakimś czasie rozgorzała debata na temat obecności Die Linke w landtagach zachodnich krajów związkowych. W Turyngii jesteśmy jednak w szczególnej sytuacji, bo po raz pierwszy od 1989 r. – a ściślej aż od 1949 r. – zostaliśmy partnerem wystawiającym kandydata na premiera, i to po długich latach rządów chadecji. Jeszcze nie wiadomo, czy Bodo Ramelow rzeczywiście obejmie rządy w Schwerinie, ale nawet jeżeli za jego władzy Turyngia stałaby się najbogatszym krajem w Niemczech, ogień krytyki w odniesieniu do Die Linke i tak by nie zgasł, bo mówienie o niej źle należy do dobrego tonu, poprawności politycznej. Prezydent Gauck zakwestionowałby pewnie zarówno naszą obecność w rządzie federalnym, jak i kandydata na kanclerza wystawionego przez Die Linke, choć ta ostatnia opcja jest na razie mało prawdopodobna.
Czekanie na transformację w centrali
Wybór lewicowego premiera w 25. rocznicę upadku muru berlińskiego miałby też znaczenie symboliczne. Ramelow zaznaczył, że NRD była „państwem bezprawia”, chcąc wzmocnić swoją polityczną wiarygodność. Pan temu stanowczo zaprzeczył, co oburzyło chadeków i tych, którzy kwestionowali obecność Lewicy na salonach. CSU mówiła o policzku wymierzonym ofiarom reżimu.
– Nie podoba mi się to określenie, ponieważ nie jest jasno zdefiniowane.
Odpowiedz na treść artykułu lub innych komentarzy