A może ich jednak zamykać? W końcu co za różnica, czy nie pracują na wolności, czy za kratkami Nic nie pomaga. Osoby niepłacące alimentów na swoje potomstwo (96% z nich to mężczyźni) zamykano w więzieniach, zabiera im się prawa jazdy, nakłada grzywny, zajmuje się wynagrodzenia, wpisuje na czarne listy dłużników, cały czas są piętnowane moralne. Alimenciarze tymczasem wciąż pozostają oporni i prawie 90% z nich skutecznie unika regulowania zobowiązań wobec dzieci. Grono dłużników alimentacyjnych rośnie powoli, ale systematycznie. Na początku roku 2009 było ich 130 tys., na początku bieżącego prawie 150 tys. Kryzys gospodarczy sprawia, że z jednej strony trudniej zarobić tyle, żeby starczyło choćby na średnio zasądzane w Polsce, 600-złotowe alimenty. Z drugiej zaś, nawet jak się zarobi, to rosną opory przed odejmowaniem sobie od ust tak znaczącej sumy, zwłaszcza gdy ma się przekonanie, że żona to zła kobieta była… W rezultacie łączne zadłużenie wszystkich polskich alimenciarzy wynosi ok. 2,5 mld zł i nie chce się zmniejszyć. Rekordziści mają zaległości od 350 tys. do ponad pół miliona złotych, przeciętny zaś dłużnik zalega na 13 tys. zł (najwięcej – w województwach pomorskim i świętokrzyskim: ponad 23 tys. zł na głowę). Poszkodowanym rodzinom powinien w takiej sytuacji pomagać Fundusz Alimentacyjny. Wyręcza on niesolidnych ojców, wypłacając świadczenia dla ponad 300 tys. dzieci. Dwa lata temu było ich 280 tys. Fundusz to jednak narzędzie o tyle niedoskonałe, że mogą z niego korzystać tylko te rodziny (często niepełne, bo wiele matek nie wchodzi ponownie w stałe związki), w których dochód na jedną osobę nie przekracza 725 zł miesięcznie. Czyli samotna matka z dwójką dzieci zarabiająca 2,2 tys. zł miesięcznie – a na trzy osoby to nie są kokosy – nie dostaje ani grosza. Te ograniczenia bywają czasem obchodzone, matki z zasądzonymi alimentami część wynagrodzenia dostają pod stołem, żeby nie przekroczyć wyznaczonej bariery, ale to oczywiście nie załatwia sprawy. W dodatku z Funduszu Alimentacyjnego można dostać najwyżej 500 zł na dziecko. Nie pokrywa to całości należnego świadczenia, bo sądy często jednak orzekają wyższe alimenty. Żmudne łowy Teoretycznie alimenciarzom powinno być bardzo trudno wywinąć się z finansowego uścisku prawa. W praktyce nie mają z tym kłopotów. Gdy delikwent powinien płacić alimenty, ale nie robi tego, przychodzi czas na działania komornika. Ma on prawo zająć mu cały majątek i 60% pensji. Komornicy nie przepadają jednak za ściganiem alimenciarzy. Sumy są tu na ogół drobne, zwierzyna rozproszona i cwana, pościg żmudny, a nagroda mizerna. To nie to samo, co jednorazowa akcja na majątek jakiejś dużej firmy. Problemy zaczynają się już od tego, że trudno ustalić, gdzie dłużnik mieszka. Zameldowany jest jeszcze z reguły u byłej żony, faktycznie przebywa gdzie indziej. Trudno też dociec, co w sensie prawnym jest jego majątkiem, a co należy do rodziców czy rodzeństwa. Oczywiście, z formalnego punktu widzenia, alimenciarze na ogół nie mają nic. I często też nic nie zarabiają (oficjalnie). W ostatnich latach komornicy swój pościg za alimenciarzami kończyli więc na ogół po stwierdzeniu, że przez dwa miesiące nie udawało się wyegzekwować od nich świadczeń, do jakich byli zobowiązani. Dokument mówiący, że dwumiesięczna egzekucja okazała się bezskuteczna, jest bowiem konieczny, aby była żona i dzieci mogły otrzymać pieniądze z Funduszu Alimentacyjnego. W 2009 r. sytuacja zaczęła się jednak nieco zmieniać na lepsze. Analizy resortu pracy wykazują bowiem, że najskuteczniejszym sposobem, by zmusić rodzica do płacenia alimentów, jest złożenie do sądu skargi na bezczynność komorników. Ministerstwo wskazuje, że aż prawie 40% takich skarg jest skutecznych i powoduje, iż działania przeciw alimenciarzom zaczynają być wznawiane. Wynik tak dobry, że wręcz zaskakujący. Niby wiadomo, że tam, gdzie komornicy zauważają głównie interes społeczny, a nie swój własny, trudno ich skłonić do działania i tylko przymus sądowy może na nich wpływać pozytywnie. Trudno jednak było oczekiwać, że ten prosty sposób przyniesie takie efekty – choć trzeba poczynić zastrzeżenie, że jeszcze nie wiadomo, o ile konkretnie udało się dzięki temu zwiększyć ściągalność zaległych świadczeń. Dobrodziejstwo gminy Środki Funduszu Alimentacyjnego pochodzą z pieniędzy gmin. Gminy są prawnie zobowiązane do zmuszania alimenciarzy, by spłacali swoje długi i tym samym zmniejszali
Tagi:
Andrzej Leszyk








