Za granicę nie jeżdżą już poeci, profesorowie ani reżyserzy Ten scenariusz się powtarza. Gdy w poniedziałek rano na lotnisku w Brukseli kołował rządowy jak-40, na płytę przez bramę dla VIP-ów wjeżdżało volvo polskiej ambasady. Polski minister spraw zagranicznych, uczestnik konferencji międzyrządowej poświęconej konstytucji europejskiej, nie czekał ani sekundy. Zbiegł z trapu, uścisnął dłoń ambasadora RP, Marka Greli, i obaj zajęli miejsca w granatowej limuzynie. Auto nie zdążyło jeszcze się rozpędzić, a już obaj byli pogrążeni w rozmowie. Minister słuchał, ambasador zdawał mu szczegółowy raport. Z bitwy o Niceę. Jak szczegółowy? „Ambasador mówił, co się wydarzyło w ostatnich godzinach, opisywał atmosferę, najnowsze spekulacje, wyjaśniał ewentualne niejasności”, opowiada jeden ze współpracowników Cimoszewicza. „O najważniejszych sprawach minister był poinformowany jeszcze przed odlotem”. Twarda gra Czasy Internetu i informacji globalnej przekształciły model dyplomacji, zmieniły też rolę ambasadorów. W batalię o konstytucję europejską zaangażowany jest nie tylko ambasador Grela, ale również ambasadorowie pracujący w krajach Piętnastki. Zwłaszcza ci w Niemczech, Francji, Wielkiej Brytanii i Włoszech. Informacje z ambasad spływają do centrali i tutaj są analizowane. Grupowane tematycznie. Batalią o konstytucję bezpośrednio kieruje wiceminister Jan Truszczyński, wcześniej nasz negocjator w rozmowach z Brukselą. Pomaga mu Paweł Świeboda, dyrektor Departamentu Integracji Europejskiej. Oni zbierają wątki dyskusji, analizują strategie negocjacyjne naszych partnerów, przygotowują opcje decyzyjne. Tak by minister do najważniejszych rozmów mógł jak najlepiej się przygotować. A także rozpisują zadania, które wędrują do ambasad. „Rola ambasadora jest dziś inna niż w dawnej, tradycyjnej dyplomacji – tłumaczy wysoki urzędnik MSZ. – Jest w mniejszym stopniu samodzielnym rozgrywającym, w większym nieodzownym elementem całej operacji. Już na miejscu, gdy do negocjacji przystępuje minister albo premier, służy uzupełniającymi informacjami. Weźmy ostatnią konferencję międzyrządową. Jej początek zaplanowano na 10.30. Nagle okazało się, że na sali brakuje kilku ministrów spraw zagranicznych, przede wszystkim Francji i Niemiec. Trzeba było na nich czekać 40 minut. Rolą ambasadora jest wiedzieć, co spowodowało tę nieobecność, gdzie ministrowie są, dlaczego się spotkali, jakie decyzje mogli podjąć. I przekazać tę wiedzę swojemu ministrowi. Gdy rozmowy dotyczą żywotnych interesów państw, dyplomacja trwa do momentu, w którym zostają zamknięte drzwi sali posiedzeń. Potem zaczyna się twarda dyskusja, nie zawsze mająca wiele wspólnego z bon tonem”. Przykład Marka Greli i naszej placówki w Brukseli bardzo wyraźnie pokazuje specyfikę dyplomacji XXI w. Nie ma w niej miejsca dla osób przypadkowych ani na markowanie pracy. Bo to wszystko natychmiast można wyłapać. Dziś placówka nie może wykpić się zdawkowymi informacjami pochodzącymi z analizy prasy. Bo gazety są w Internecie i można przeczytać je o tej samej porze zarówno w Waszyngtonie, jak i w Brukseli czy w Warszawie. Ambasador i jego ludzie nie mogą urzędować za biurkiem, muszą docierać do najważniejszych ludzi w państwie pobytu, promować swój kraj. A także służyć niezbędnymi analizami. Wiele szumu w ostatnim czasie wywołała informacja „Gazety Wyborczej”, że Amerykanie są zachwyceni raportem polskich Wojskowych Służb Informacyjnych na temat Iraku. Informacja nie była potwierdzona, ludzie w MSZ sądzą (z zawodową ostrożnością), że znaczący wkład w jego powstanie mieli polscy dyplomaci. W MSZ jest grupa świetnych arabistów, znakomicie znających region, jego historię, zwyczaje i ludzi. Ich wiedza procentuje. To w polskim MSZ m.in. opracowano plan ofensywy dyplomatycznej w państwach sąsiadujących z Irakiem. Tak by wytłumaczyć powody naszej militarnej obecności w Iraku, stworzyć jak najlepszą atmosferę, która chroniłaby polskich żołnierzy. I na razie ataki na nich są incydentalne. A po drugie, i Kuwejt, i Arabia Saudyjska, i Iran zaczęły wykazywać wielkie zainteresowanie współpracą gospodarczą z Polską. Sęk tylko w tym, że zbyt często mamy kłopoty ze znalezieniem towaru, który mógłby zainteresować naszych rozmówców… Trzy elementy Przykładów na to, że dobra dyplomacja jest bezcenna, mamy aż nadto. Problem polega jednak na tym, by tę dyplomację sobie wychować. 14 lat polskiej transformacji odcisnęło na MSZ swoje piętno, nie zawsze pozytywne. W MSZ przeprowadzono w tym czasie kadrową rewolucję, ministerstwo „zasiliły” dziesiątki osób z tzw. notesu. By ten proces ułatwić, zniesiono formalne bariery, za pomocą których MSZ próbowało się bronić przed spadochroniarzami –
Tagi:
Robert Walenciak