Amerykański idol

Amerykański idol

Bill Clinton ma 60 lat i 63% aprobaty dla swojej prezydentury. Gdyby nie limit dwukadencyjności, rządziłby Ameryką do dziś Korespondencja z Nowego Jorku Dzięki Williamowi Jeffersonowi Clintonowi zarobiłem jedyne w USA pieniądze na… hazardzie. Jeżeli za hazard uznać zakład o 100 dol., że to Clinton wygra wybory prezydenckie w 1992 r. Założyłem się o tyle z prof. Janem Karskim, u którego kandydat pobierał nauki na Wydziale Służby Zagranicznej Uniwersytetu Georgetown, kończąc go w 1968 r. Karski twierdził, że absolwent niestety nie ma żadnych szans w starciu z rządzącym akurat George’em Herbertem Walkerem Bushem. Gdyby legendarny wykładowca Uniwersytetu Georgetown wówczas się nie pomylił, nie byłoby dziś o czym pisać. Wręczając mi stówę przy drinku Manhattan, Jan Karski zażartował, że z wygranej powinienem postawić kolejkę Rossowi Perotowi. Ten trzeci w prezydenckim wyścigu, niezależny kandydat i miliarder teksaski utrącił bowiem Bushowi część tradycyjnego republikańskiego elektoratu. Ostatecznie Clinton przeciągnął na swoją stronę 43,3% głosujących, co dało mu 370 głosów elektorskich, Bush miał 37,7% i 168 głosów, Perot zaś z 19%, które go poparły, nie wygrał w żadnym stanie i zachował zerowe konto elektorskie. Czas czarnego konia George Bush nie miał prawa przegrać tych wyborów. Tak się przynajmniej zdawało. Stany Zjednoczone wygrały wojnę z Irakiem w Zatoce Perskiej, co wywindowało poparcie dla prezydenta do 72%. Zakończona została także zwycięsko za jego kadencji zimna wojna z ZSRR i zaczął się rozpad tego imperium. Pojawiła się co prawda recesja, ale nikt nie sądził, aby mogła przeważyć szalę. Pewny, jak się zdawało, demokratyczny rywal Busha, Mario Cuomo, zrejterował, nie chcąc mieć w politycznej biografii porażki w walce o Biały Dom. Nadchodził czas nowych twarzy z drugiego szeregu, czarnych koni. Tak pojawił się Bill Clinton, gubernator prowincjonalnego Arkansas. Pierwszy raz został nim w 1978 r., mając… 32 lata. Reelekcji w 1980 r. nie uzyskał, ale potem rządził już Arkansas nieprzerwanie od 1982 r. W 1992 r. zdołał przekonać swoją partię, że będzie dobrym kandydatem na prezydenta. Walczyć postanowił przede wszystkim na argumenty ekonomiczne, reanimując znane hasło „It’s economy, stupid” („To jest ekonomia, głupcze”) jako odpowiedź na pytanie, co decyduje o pomyślności kraju. Ekonomia akurat pogarszała się szybko. „Wojenne” sukcesy polityczne Busha też bladły. Przede wszystkim porażką była gra prezydenta na ratowanie pozycji Michaiła Gorbaczowa i integralności ZSRR oraz sceptycyzm wobec Borysa Jelcyna. Bushowi wydawało się, że tylko dobrze im znany twórca pierestrojki i głasnosti jest w stanie zagwarantować stabilizację regionalną i ewolucyjne reformowanie sowieckiego imperium. Rozpad imperium wydawał się zaś Bushowi do tego stopnia nieprawdopodobny, że na krótko przed ogłoszeniem niepodległości przez Ukrainę, składając wizytę w Kijowie, mówił w swym przemówieniu o warunkach funkcjonowania tej republiki w ramach ZSRR jako gwarancji bezpieczeństwa. Wystąpienie to, nazywane przez amerykańskich sowietologów „Chicken Kiev” (od nazwy popularnego kurzego kotleta po kijowsku), lokowane jest w obszarze anegdoty. Jego autorką miała być podobno ówczesna doradczyni od Busha… Condoleezza Rice. Podobnym strzałem w płot było zaniechanie przez Busha zdobycia Bagdadu w kampanii irackiej i dobicia Saddama Husajna. Brak czytelności polityki wobec Moskwy i Bagdadu podważył image przywódczy Busha, co w powiązaniu z recesją ściągnęło nad Biały Dom czarne chmury. Wyłonienie się jako niezależnego kandydata Rossa Perota, zaciekle atakującego stołeczne partyjniactwo, biurokrację i przerost administracji, dopełniło reszty. Bill Clinton wykorzystał to w kampanii znakomicie. Poza tym miał atut wieku (46 lat) i wzbudzał dość oczywiste skojarzenia z innym idolem, Johnem F. Kennedym. Atutem okazała się też biografia. Bynajmniej nie milionerska i dynastyczna. Ojciec Billa, William Blythe, zginął w wypadku, gdy matka Virginia Dell Cassidy była w szóstym miesiącu ciąży. Kiedy Bill miał cztery lata, matka wyszła ponownie za mąż za Rogera Clintona, pijaka i hazardzistę. Po nim Bill dostał nowe nazwisko. Ojczym bił matkę. W wieku 16 lat Bill był już w stanie pobić za to ojczyma. Także wtedy znalazł się z grupą wzorowych uczniów u prezydenta Kennedy’ego i postanowił, że kiedyś sam zasiądzie na jego miejscu. Żeby to uczynić, uczył się, jak

Ten artykuł przeczytasz do końca tylko z aktywną subskrypcją cyfrową.
Aby uzyskać dostęp, należy zakupić jeden z dostępnych pakietów:
Dostęp na 1 miesiąc do archiwum Przeglądu lub Dostęp na 12 miesięcy do archiwum Przeglądu
Porównaj dostępne pakiety
Wydanie: 2006, 34/2006

Kategorie: Świat