20-letni „zdrajca” Stanów Zjednoczonych może stanąć przed plutonem egzekucyjnym „Wygląda jak szczur, mówi jak szczur, cuchnie jak szczur, kryje się jak szczur. To jest szczur!”, woła na pierwszej stronie brukowiec „New York Post”. „Powiesić łobuza za…!”, „Dać mu papierosa bez filtra, opaskę na oczy i umówić na randkę z plutonem egzekucyjnym”, proponują rozsierdzeni czytelnicy. Amerykanie żądają 20-letniej głowy Johna Philipa Walkera Lindha, który przeszedł na islam, przybrał wojenne imię Abdul Hamid i walczył w Afganistanie po stronie wrogów Stanów Zjednoczonych. Opinia publiczna jest zaszokowana. Biały, dobrze wykształcony dzieciak z zamożnej kalifornijskiej społeczności, będącej urzeczywistnieniem „amerykańskiego marzenia”, porzuca luksusową posiadłość rodzinną o powierzchni kilometra kwadratowego i jedzie na drugi koniec świata, aby żyć w ubóstwie i studiować obcą religię. W końcu chwyta za kałasznikowa i wojuje po stronie fanatyków religijnych – nieubłaganych wrogów swej ojczyzny i zachodniego świata. Samodzielna droga życiowa „amerykańskiego taliba” zakończyła się w ponurej fortecy Kalai Dżangi pod Mazar-i-Szarif. Brudny, zawszony, głodny, ociekający krwią i potem Kalifornijczyk cudem przeżył rebelię talibańskich więźniów i stał się jeńcem Sojuszu Północnego. Teraz w Ameryce czeka go (w najlepszym razie) więzienna prycza. A przecież Johnny mógł zostać politykiem, naukowcem, biznesmenem lub astronautą. Wszystkie drogi kariery stały przed utalentowanym młodzieńcem otworem. Tolerancyjni rodzice – prawnik Frank Lindh i opiekująca się chorymi matka, Marylin Walker – pochwaliliby każdy wybór syna. Urodzony w 1981 r., wychował się w Silver Spring pod Waszyngtonem. „Byliśmy zwykłymi, hałaśliwymi dzieciakami. Graliśmy w piłkę i szaleliśmy na rowerach. O Boże, nie chciałbym być teraz w skórze Johnny’ego”, mówi jego towarzysz z tamtych lat, Andrew Cleverdon. W 1991 r. rodzina przeprowadziła się do St. Anselmo w kalifornijskim hrabstwie Marin. Wzdłuż wąskich, wysadzanych starymi wiązami uliczek wznoszą się tu wspaniałe, starannie odrestaurowane wille zbudowane kilkadziesiąt lat temu. Społeczność tworzą głównie radykałowie z burzliwych lat 60., którzy zbili majątek, ale nie zapomnieli o dawnych ideałach. Marin County cieszy się więc sławą jednego z najbardziej tolerancyjnych w USA. Niektórzy oskarżają obywateli hrabstwa o relatywizm moralny. „W Marin obok list nowożeńców publikowana jest od razu lista rozwodników”, opowiadają ze zgrozą farmerzy z Iowa. Johnny był grzecznym, spokojnym i nieśmiałym chłopcem. Z zamiłowaniem grał na flecie. Nie interesowały go samochody, sport i dziewczęta. Tylko jeden semestr wytrzymał w publicznej szkole średniej. Potem rodzice przenieśli go do ekskluzywnej Tamiscal High School dla szczególnie uzdolnionych, gdzie uczniowie sami wybierali przedmiot studiów, a z nauczycielem konsultowali się raz na tydzień. Johnny, jak każdy nastolatek, szukał miejsca w świecie – czynił to z szokującą konsekwencją, dążąc do całkowitej doskonałości, do absolutu. Jedyną Prawdę odnalazł w naukach islamu, które poznał, odwiedzając strony internetowe o muzyce hip-hop (znajdowało się na nich wiele linków do stron muzułmańskich). Mając 16 lat, przeczytał autobiografię Malcolma X, skazańca i czarnoskórego aktywisty, który doszedł do wniosku, że islam może dać nową tożsamość i dumę milionom Afroamerykanów. Pod wpływem tej lektury także Johnny postanowił przyjąć religię Mahometa. Zaczął pobierać nauki w meczecie i przyjął imię Sulajman al Faris. Swą gorliwością budził podziw współwyznawców. „To był biały dzieciak wśród nas, pochodzących głównie z Indii. Nosił tradycyjne szaty i zapałem religijnym przewyższał nawet tych, których rodzice byli muzułmanami”, mówi jego przyjaciel z meczetu, Abdullah Nana. Johnny postanowił zapuścić brodę (która jakimś cudem rzeczywiście urosła), a kiedy w powłóczystych islamskich szatach kroczył ulicami St. Anselmo, wyglądało to, jakby Mojżesz zstąpił z nieba. Rodzice nie mieli nic przeciwko temu dziwnemu nawróceniu. Matka najpierw hołdowała religii „rodzimych Amerykanów” (czytaj Indian), później zaczęła przygodę z buddyzmem. Ojciec, irlandzki katolik, oświadczył: „Byłem dumny, że mój syn odnalazł własną drogę duchową. Całkowicie go popierałem”. Johnny uznał, że w USA nie zdoła dobrze poznać nauk Mahometa. Postanowił wyjechać do Jemenu, aby nauczyć się arabskiego, „gdyż jego jemeńska odmiana jest najbliższa tej, w której spisany został Koran”. Rodzice zaaprobowali decyzję zaledwie 17-letniego chłopca i nie odmówili
Tagi:
Krzysztof Kęciek









