Politycy nie zdecydowali się na eksperymenty Niespodzianki nie było. W Niemczech rządy obejmie wielka koalicja CDU/CSU i SPD z Angelą Merkel na czele. Ster przejmą dwie potężne partie, a nieliczna opozycja w Bundestagu zostanie zmarginalizowana. „Jesteśmy wielką koalicją, aby wykonać wielkie zadania, zapewnić solidne finanse, solidny dobrobyt i bezpieczeństwo socjalne”, oświadczyła kanclerka. Komentatorzy stwierdzili jednak, że to przesada. Chadecy i socjaldemokraci zapewnią swojej klienteli jakieś dobrodziejstwa, ale na konieczne reformy się nie zdecydowali. „To koalicja kraju, który żyje w dobrobycie. Bogaci pozostaną bogatymi, los biednych nieco się poprawi. Nie będzie jednak prawdziwej redystrybucji bogactwa ani zmian strukturalnych”, napisał centrolewicowy dziennik „Berliner Zeitung”. Konserwatywny brytyjski tygodnik „The Economist” zatytułował artykuł o nowej koalicji rządzącej „Wielka stagnacja”. Rozdawnictwo konfitur Konfitury dla poszczególnych grup społecznych mają zostać rozdzielone bez podnoszenia podatków. Od 2015 r. RFN nie będzie też zaciągać nowych długów, bo ktoś za to będzie musiał zapłacić. Prawdopodobnie ciężarem tym zostaną obarczeni pracobiorcy i przyszłe pokolenia. Wybory w RFN odbyły się 22 września. Zwyciężyła CDU/CSU, ale jej partner w rządzie, liberałowie z FDP, nie weszli do Bundestagu. Kanclerz Merkel, która przewodniczy CDU, musiała więc szukać nowej większości. Jak przewidzieliśmy, niemieccy politycy dbający o stabilność państwa nie zdecydowali się na eksperymenty. Rozmowy koalicyjne chadeków z Zielonymi spaliły na panewce. Socjaldemokraci nie zdecydowali się na sojusz z bardziej radykalnymi lewicowcami z Die Linke. CDU i jej bawarska siostra CSU podjęły negocjacje z wielką „partią ludową”, SPD. „Towarzysze” przyjęli perspektywę koalicji bez entuzjazmu. W latach 2005-2009 byli już w rządzie Angeli Merkel. Niestety, jak mówiono, kanclerka jako kapitan wygrzewała się na słonecznym pokładzie i zbierała laury, a socjaldemokraci harowali w maszynowni. Wyborcy wystawili SPD rachunek – w wyborach 2009 r. ugrupowanie poniosło sromotną klęskę. Tym razem przewodniczący SPD Sigmar Gabriel i jego współpracownicy postanowili, że umowę koalicyjną muszą jeszcze zatwierdzić w głosowaniu członkowie partii, a jest ich 475 tys. Ta decyzja dała socjaldemokratom mocną pozycję w rozmowach koalicyjnych, które ślimaczyły się aż pięć tygodni i zakończyły 17-godzinnym nocnym maratonem. Społeczeństwo zaczęło się niecierpliwić. Początkowo wielką koalicję popierało 66% obywateli RFN, po pięciu tygodniach – tylko 55%, natomiast 43% opowiadało się za nowymi wyborami. Należy podkreślić, że Angela Merkel nie zdecydowała się na kolejne wybory, w których chadecy mogliby osiągnąć jeszcze lepszy wynik. Szwajcarski dziennik „Neue Zürcher Zeitung” tak skomentował rozmowy w sprawie koalicji: „Niemcy stają się nudniejsze” i zadrwił: „Obserwatorom z innych krajów wydaje się osobliwe to opętanie detalami, z jakim niemieckie partie negocjują umowy koalicyjne, jakby to były poświadczone notarialnie dokumenty, a nie deklaracje polityczne, które ostatecznie do niczego nie zobowiązują. Nawet w Niemczech nie uda się zaplanować przyszłości aż do piątego miejsca po przecinku”. Tę przyszłość politycy SPD i chadecji zaplanowali na 185 stronach, tyle ich bowiem ma umowa koalicyjna. Zatwierdzać ją będą członkowie SPD w głosowaniu, które potrwa do 12 grudnia. Ale z pewnością zaaprobują układ, choć niechętnie. „Towarzysze” zdają sobie sprawę, że wyborcy nie wybaczyliby im storpedowania czarno-czerwonej koalicji rządowej. Zgodnie z umową, sześć stanowisk ministerialnych przypadnie CDU, trzy CSU i sześć SPD. Konkretów na razie nie ma, wiadomo jednak, że w nowym gabinecie Merkel znajdą się obecny minister finansów Wolfgang Schäuble (CDU), Sigmar Gabriel i były minister spraw zagranicznych Frank-Walter Steinmeier (SPD), który być może znowu zostanie szefem dyplomacji. Budzi to radość w Moskwie, bo Steinmeier ma znakomite relacje z Kremlem. Uważany jest też za twórcę koncepcji „modernizującego partnerstwa” z Moskwą. Umowa koalicyjna przewiduje, że, zgodnie z życzeniami chadeków, podatki nie zostaną podwyższone. Będzie płaca minimalna Socjaldemokraci także odnieśli sukces, przeforsowali bowiem wprowadzenie płacy minimalnej w wysokości 8,50 euro za godzinę. Do tej pory kwestie płacowe przemysłowcy negocjowali z pracownikami i związkami zawodowymi, a w wielu regionach dawnej NRD pracodawcy płacili 6 euro za godzinę. Ta decyzja przyniesie korzyści również Polakom wykonującym w Niemczech nisko płatne prace. Teoretycznie płaca minimalna ma zostać wprowadzona 1 stycznia 2015 r., jednak umowa
Tagi:
Jan Piaseczny









