Antyterroryści bez granatów

Antyterroryści bez granatów

Dlaczego w strzelaninie w Magdalence nie wzięli udziału policyjni snajperzy? Czy gangsterzy, którzy rok temu w podwarszawskich Parolach zastrzelili policjanta, czuli się aż tak bezkarni, bo mieli powiązania z niektórymi funkcjonariuszami? Czy dopiero zastosowanie nadzwyczajnych środków i objęcie śledztwa pełną tajemnicą pozwoliło policji dopaść morderców swojego kolegi? Czy wreszcie nocna rzeź w Magdalence była wynikiem nadzwyczajnego pośpiechu policji, bo… szef chciał sobie zrobić prezent urodzinowy i spieszył się na urlop? Na te pytania nie ma jednoznacznej odpowiedzi, ale wiele wskazuje, że tak właśnie było. 23 marca 2002 r. pięciu funkcjonariuszy z piaseczyńskiej komendy policji dokonywało oględzin zatrzymanego tira ze skradzionym sprzętem RTV o wartości około miliona złotych. O 17.30 na podwórko posesji, gdzie stał skradziony wóz, podjechało kilka samochodów, z których wysypali się bandyci z gangu „Mutantów”. Padły strzały. Finał – jeden policjant zabity. Rannych zostało także dwóch bandytów, ale wszystkim udało się zbiec. Tak rozpoczęła się jedna z największych w historii obław policyjnych. Doskonale utajnione śledztwo – tak można by powiedzieć o trwającym blisko rok pościgu za bandytami biorącymi udział w zabójstwie w Parolach. Pierwsze miesiące śledztwa można określić jako nie bardzo udane. Dopiero w lipcu 2002 r. pękł worek. Aresztowany został Mirosław Sz., brat szefa gangu. Potem kolejno wpadli Andrzej W., Krzysztof M., ps. „Musiek”, a następnie „Lewy”, czyli Jacek L., „Siwy” – Jarosław P. oraz Tomasz S., ps. „Sambo”. Wreszcie doszło do najbardziej spektakularnego wydarzenia. 21 stycznia 2003 r. w czasie próby zatrzymania zastrzeleni zostali dwaj kolejni bandyci z grupy „Mutantów”: Piotr R. oraz Krzysztof M., ps. „Fragles”, były policjant z jednostki antyterrorystycznej. Dodatkowo zatrzymano jeszcze dwóch członków grupy. – To była wzorowa, profesjonalna akcja – powiedział później Zbigniew Matwiej z Biura Prasowego Komendy Głównej Policji. – Sukcesy były możliwe dzięki m.in. zachowaniu szczególnych środków ostrożności przy prowadzonym śledztwie – uważa jeden z wyższych funkcjonariuszy Komendy Stołecznej. – Przede wszystkim tajemnicy postępowania. O działaniach prowadzonych przeciwko „Mutantom” wiedziało bardzo wąskie grono osób. Doszło do tego, że nawet komendant stołeczny, gen. Ryszard Siewierski, nie był informowany o tajnikach śledztwa, by nie powiększać kręgu wtajemniczonych. Zaś policjanci uczestniczący w akcjach dowiadywali się o tym w ostatniej chwili – na odprawach. Czyli byli wzywani na odprawę o określonej godzinie bez informacji w jakim celu. O tym dowiadywali się na miejscu. I jeszcze jedna ważna sprawa. Tuż przed odprawą wszyscy funkcjonariusze musieli zostawiać swoje telefony komórkowe w depozycie! Te środki ostrożności wcale nie okazały się bezzasadne. Wiadomo było, że gangsterzy z grupy „Mutantów” mieli układy w policji. Jeden z nich – osławiony „Fragles” – był niegdyś funkcjonariuszem elitarnej jednostki Komendy Stołecznej. I nie było chyba zbiegiem okoliczności, że w kwietniu 2002 r. w jednej z gazet codziennych przy okazji artykułu przedstawiającego sylwetkę „Jurija”, szefa grupy „Mutantów”, ukazała się krótka notatka z informacją, że „[Mutanci] opłacali też kilku policjantów (już zwolnionych lub aresztowanych) z rejonu Wołomina, Wyszkowa i Piastowa. Sprzedajni funkcjonariusze na bieżąco informowali bandytów o toczących się przeciw nim śledztwach”. Wielki finał zdawał się być tuż-tuż. Wszyscy go oczekiwali. Dobrych nastrojów nie popsuło nawet to, że 22 lutego z policyjnej obławy zdołał się wyślizgnąć Robert Cieślak, jeden z szefów grupy. Wkrótce w Magdalence namierzono dwóch „Mutantów”, Roberta Cieślaka oraz Igora Pikusa (Białorusina, b. funkcjonariusza KGB). Pośpiesznie zwołano odprawę. Zapadła decyzja o zdjęciu bandytów. Do Magdalenki ruszył pluton AT w towarzystwie kilkunastu funkcjonariuszy z Wydziału Terroru Kryminalnego. Tuż po północy z 5 na 6 marca na teren posesji, gdzie ukrywali się przestępcy, wkroczyli antyterroryści. I rozpoczęło się piekło. Finał: jeden komandos zginął na miejscu, drugi zmarł w szpitalu, 16 innych zostało rannych. Zginęli także obaj bandyci. O tym, co działo się w Magdalence, najlepiej świadczą niektóre tytuły publikacji prasowych: „Bitwa na Środkowej”, „Tam było jak na froncie”, „Egzekucja w Magdalence”, „Akcja z arsenałem”… Dwóch bandziorów urządziło jatkę. Nim owiani legendą antyterroryści unicestwili gangsterów, ponieśli niewiarygodnie

Ten artykuł przeczytasz do końca tylko z aktywną subskrypcją cyfrową.
Aby uzyskać dostęp, należy zakupić jeden z dostępnych pakietów:
Dostęp na 1 miesiąc do archiwum Przeglądu lub Dostęp na 12 miesięcy do archiwum Przeglądu
Porównaj dostępne pakiety
Wydanie: 17/2003, 2003

Kategorie: Kraj