Artyści skandaliści

Artyści skandaliści

Pokazują ludzkie jelita, tańczących nagich staruszków, umierających krewnych. Wszystko po to – jak mówią – by przełamać nasze stereotypy Piwnica wrocławskiej galerii, prowadzona przez Instytut Sztuki i Kultury Plastycznej Wyższej Szkoły Pedagogicznej w Zielonej Górze. Na kamiennej podłodze sterta wieprzowych płuc i wątrób. Ociekają krwią. Wchodzi urodziwa, naga dziewczyna. To Aleksandra Kubiak, absolwentka ASP. Zanurza się w krwawej masie, tarza się, potem zastyga. Po kwadransie wstaje i znika w garderobie. – To się nazywa performance. Przełamywanie barier traumatycznych doświadczeń – tłumaczy prof. Izabela Gustowska, która swą twórczością reprezentowała Polskę na Biennale Sztuki Współczesnej w Wenecji. Body art. Ciało ludzkie, również własne, użyte jako tworzywo do formowania dzieł sztuki. Katarzyna Kozyra, gdy chorowała na białaczkę, jako dzieło sztuki potraktowała zapis leczenia w szpitalu. Sfotografowała się w dekoracjach nawiązujących do obrazu Edwarda Maneta „Olimpia”. Malarz przedstawił obnażoną ponętną prostytutkę na szezlongu, z kamelią we włosach. Kozyra też przyczepiła kwiat do swej wyłysiałej na skutek chemioterapii głowy. Też leży naga, ale na siermiężnym łóżku szpitalnym. Otaczają ją kroplówki. Grzegorz Klaman pokazał w warszawskim Centrum Sztuki Współczesnej fragmenty odpowiednio udrapowanych ludzkich jelit zanurzonych w formalinie. Konrad Kuzyszyn sfotografował nadkrojone zwłoki w Colegium Anatomicum. Artur Żmijewski, który mówi, że myśli żołądkiem, wątrobą i płucami, swą pracę dyplomową na ASP zatytułował „Czterdzieści szuflad”. Znajdują się tam zdjęcia męskiego i kobiecego ciała w różnych konfiguracjach. Inspiracją dla artysty była szafa markiza de Sade. Takimi ekspozycjami ci artyści (dyplomowani, niektórzy, jak Grzegorz Klaman czy Grzegorz Kowalski, z tytułami profesorskimi) i jeszcze kilkoro innych dorobili się miana skandalistów. Są oskarżeni o naruszanie tabu. Obwinieni nie zaprzeczają. Seks ludzi starych Katarzyna Kozyra pokazała w poznańskiej galerii na monitorze telewizora leciwą parę. Stara kobieta mozolnie i nie bez zawstydzenia zdejmuje kolejne partie barchanowej bielizny; jej nagi już partner w wyraźnym samozadowoleniu patrzy na sterczący atrybut swej płci. Bliższe przyjrzenie się obrazowi zdradza pewien szczegół: penis jest sztuczny. Wiosną zeszłego roku w laboratorium Centrum Sztuki Współczesnej w Warszawie można było zobaczyć „Libido” Ryszarda Góreckiego. – Projekt jest ironiczną interpretacją popędu seksualnego, uważanego przez Freuda za źródło i motor życia psychicznego – wyjaśnia artysta. Ukazuje moment zbiorowej utraty właściwego zachowania się w przestrzeni publicznej. Co takiego zrobił Górecki? W dwóch przezroczystych gablotach ustawił figurki ludzkie. Jedne ubrane (to sprzątaczki i robotnicy), inne gołe. Wszystkie jakieś takie pokraczne. Ci pracujący są atakowani przez nagie osobniki płci przeciwnej, które bezwstydnie i nachalnie zaglądają sprzątaczce pod spódnicę, obmacują robotnika. Na ścianie jest wykres określający „wzrost poziomu libido w zależności od miejsca i sytuacji, w jakiej się znajdujemy”. Nasi bracia mniejsi Znana rzeźba Katarzyny Kozyry „Piramida zwierząt” (koń, na jego grzbiecie pies, na psie kot, na kocie kogut) jest jak z baśni braci Grimm. Kozyra osobiście wyszukiwała zwierzęta, nadzorowała ich zabijanie. Sfilmowała obdzieranie ze skóry konia. Zaatakowana przez animalsów tłumaczyła, że ona tylko dokumentuje codzienny akt zabijania milionów zwierząt – koń i tak byłby przerobiony na paszę dla kotów i psów. Na dowód swej wrażliwości wyznała, że do własnego domu nie kupuje nawet ciętych kwiatów, bo wie, że przedtem trzeba je zgilotynować. Obserwowanie śmierci konia było dla niej czymś o wiele straszniejszym niż rzucane obelgi; wpadła z tego powodu w depresję. Uważa, że animalsi, którzy tak ją atakowali, mogliby z „Piramidy” uczynić własne logo. A poza tym sztuka nie ma nic wspólnego z dobrymi manierami. To nie jest handlowe Kozyra przemyciła kamerę do kobiecej łaźni w Budapeszcie. Pokazała stare kobiety z obwisłymi piersiami, brzuchami, pogodzone ze swym wyglądem. Mimo że za naruszenie czyjejś prywatności (korzystające z kąpieli nie wiedziały, że są filmowane) artystce groził sąd, rok później powtórzyła doświadczenie. Tym razem, odpowiednio ucharakteryzowana, wślizgnęła się do łaźni męskiej. Dlaczego udajemy, zdaje się podpowiadać artystka, że świat składa się z samych pięknych dwudziestoletnich? Artur Żmijewski chętnie pokazuje nagość ludzi kalekich. Na pytanie, dlaczego to robi, zadane przez Izabelę Kowalczyk, kuratora wystawy w poznańskim

Ten artykuł przeczytasz do końca tylko z aktywną subskrypcją cyfrową.
Aby uzyskać dostęp, należy zakupić jeden z dostępnych pakietów:
Dostęp na 1 miesiąc do archiwum Przeglądu lub Dostęp na 12 miesięcy do archiwum Przeglądu
Porównaj dostępne pakiety
Wydanie: 06/2003, 2003

Kategorie: Kultura