Artysta musi zarabiać – rozmowa z Jackiem Maślankiewiczem
Najlepsza sztuka zawsze kosztowała krocie, ale ktoś to zamawiał. I właśnie te „komercyjne” dzieła przetrwały, wchodząc do kanonu obowiązkowego poznawania Niektórzy twierdzą, że Związek Polskich Artystów Plastyków jest smutnym miejscem na kulturalnej mapie Warszawy i przydałaby się tam rewolucja. Czy z okazji setnych urodzin szykują się poważne zmiany? – Zmiany są konieczne. Myślę, że postrzeganie Mazowieckiej 11a jako smutnego miejsca było w ostatnich latach uzasadnione. Czas, który nastał, jest, z jednej strony, bardzo trudny dla artystów, z drugiej zaś, wymusza aktywność. Artyści muszą zdać sobie sprawę z konieczności określonych działań marketingowych i PR w obszarze promocji oraz prezentacji sztuki. Poza tym w takim stowarzyszeniu jak nasze ważna jest także ciągłość pokoleniowa. Świadomość tego wszystkiego wśród obecnego zarządu można już nazwać pewnego rodzaju rewolucją. Ale konieczna jest rewolucja mentalna, bo wiadomo, że ZPAP był stowarzyszeniem twórczym, które, jak wiele innych, funkcjonowało w dosyć hermetycznym kręgu, miało określony schemat i zaszłości z minionej epoki. Jego statut nie do końca odpowiada wyzwaniom współczesności, jednak obliguje do tego, aby taką organizacją zarządzali artyści. I tu zaczyna się kwadratura koła. Czy łatwo artyście zarządzać innymi artystami? – Wie pani, podjąłem się tej funkcji, bo czułem taki obowiązek, nie mogłem patrzeć na potencjał, który gdzieś niknie. Bardzo lubię artystów, znam ich i rozumiem. Wcześniej zajmowałem się promocją i marketingiem, więc mimo że sam jestem artystą, znam tę problematykę i wiem, co należy zrobić, aby to miejsce i stowarzyszenie o takiej tradycji miało rangę adekwatną do jego możliwości. Co należy zrobić? – Trzeba przede wszystkim wykreować na artystycznej mapie Warszawy i Polski ważne miejsce prezentacji sztuki współczesnej. Poza tym chcemy stworzyć galerię komercyjną. Naszym celem jest także prowadzenie galerii z prawdziwego zdarzenia, które przyniosą zyski ze sprzedaży profesjonalnie, efektywnie i efektownie prezentowanej sztuki, i powstanie domu aukcyjnego według sprawdzonych na świecie wzorców. Galerie przy Mazowieckiej to niemal 1000 m kw. powierzchni i musimy je skutecznie wykorzystać. Mamy duże możliwości zarabiania na sprzedaży dzieł sztuki. Tyle że nikt do tej pory tego nie zrobił, wychodząc widocznie z założenia, że dochody z własnego sklepu z materiałami do twórczości plastycznej wystarczą. Skąd wziąć, żeby dać Jednak w Polsce komercja ma wydźwięk dwuznaczny. – Uważam, że jedną z najbardziej komercyjnych sztuk jest sztuka współczesna, niech przykładem będzie twórczość np. Mirosława Bałki, Mariana Opałki czy Magdaleny Abakanowicz. Natomiast w naszej świadomości funkcjonuje dziwny podział na komercję i niekomercję. Absurd, będący reliktem czasów, w których artysta był hołubiony i wbito mu do głowy, że to, kim jest i co robi, jest „wartością ponad”. Wtedy artyści żyli dostatnio i niekomercyjnie. A teraz często nie wiążą końca z końcem i nie stać ich nawet na opłacenie pracowni ani na miesięczną składkę, która wynosi 5 zł. – Oczekiwania socjalne członków są ogromne, a postawa „nam się należy” typowa. Niestety, jest to również spuścizna minionych czasów. Towarzyszy temu przekonanie, że artystami trzeba się opiekować jak dziećmi. Oczywiście, w pewnym sensie artyści są jak dzieci, niestety niektórzy mają postawę roszczeniową i oczekują, że związek im da. A ja pytam, skąd weźmie, i odpowiadam: by związek mógł dać, najpierw sam musi wypracować. Nie dostajemy żadnych dotacji systemowo, jedynie czasami na konkretne działania, w wysokości nieadekwatnej do wysiłku i konieczności, takich jak środki choćby na utrzymanie budynku. Mało kto wie, że zarządzający gruntem w imieniu skarbu państwa podwyższył nam dziesięciokrotnie koszt dzierżawy wieczystej. Smutne jest to, że tak wielu artystów jest w tragicznej sytuacji i żyje dosłownie w nędzy. Są eksmitowani z pracowni, nie mają pieniędzy na podstawowe opłaty, często nawet na czynsz; popełniają samobójstwa, tracąc możliwość realizacji. Nie są to odosobnione przypadki. Nasz okręg liczy 2,4 tys. osób, gdybyśmy w takiej sile przyjechali na pikietę pod Sejm czy ministerstwo, np. z kopalni, rozmowa z nami byłaby inna. Niestety, dotychczas ZPAP nie udało się wypracować wspólnego stanowiska w wielu sprawach dotyczących przede wszystkim zawodu artysty plastyka ani mówić jednym, mocnym głosem, ponieważ środowisko artystyczne jest rozbite, a artyści to osoby słabe i wrażliwe, cierpią,









