Artystka osobna

Artystka osobna

Doskonale wiem, co to jest wzwód, niejednokrotnie przeżyłam z nim kontakt, ale nie bardzo mam ochotę o tym śpiewać Katarzyna Groniec (ur. w 1972 r.) – w 1988 r. na Festiwalu Młodych Talentów w Poznaniu zdobyła główną nagrodę, następnie wystąpiła w musicalu „Metro”, gdzie wcieliła się w postać Anki. Przez kilka lat współpracowała z warszawskim Teatrem Buffo, występując m.in. w spektaklach „Do grającej szafy grosik wrzuć”, „Grosik 2”, „Obok nas” i „Tyle miłości”. Potem związała się z Teatrem Ateneum, gdzie grała w spektaklu „3 x Piaf”. Nagrała cztery płyty studyjne – „Mężczyźni”, „Poste Restante”, „Emigrantka” i „Przypadki”, a ostatnio dwupłytowy album „Na żywo”. Śpiewa piosenki z repertuaru m.in. Edith Piaf, Marleny Dietrich, Jonasza Kofty, Ewy Demarczyk i Mariana Hemara, a także Brechta i Weilla. Pisze także własne teksty. – Ogląda pani telewizję? – Muszę pana zmartwić, ponieważ już jakiś czas temu przestałam oglądać. Nie śledzę tego, co się dzieje, nawet radia nie słucham. – To jakiś rodzaj protestu? – Nie. Taki czas w życiu. – Wyciszenie? Ucieczka? – Po prostu nie chce mi się już rozumieć tego, co się dzieje w polityce i szeroko pojętym show-biznesie. Jeśli już, to oglądam filmy na DVD albo idę do kina. Skutecznie odcięłam się od rzeczywistości medialnej. Nie polecam tego nikomu, ponieważ rozumiem, że ludzie starają się wiedzieć, w jakich realiach żyją. Ale mnie te realia zmęczyły. – Przyznam, że liczyłem na to, że opowie mi pani o tym, co się pani w tej medialnej rzeczywistości nie podoba. – Aha! To może pan mi opowie, co tam się dzieje? – Nic ciekawego: gadające głowy gadają, gwiazdy tańczą na lodzie, a Katarzyny Groniec z jej piosenkami i poetycką wrażliwością nie uświadczysz. – To żadna nowość. I wcale nie kusi mnie, by odnaleźć się w tej rzeczywistości. Wbrew pozorom mam dość gwałtowny temperament, ale nie na tyle, żeby przewracać się na lodzie. Nie mam aż takiego zacięcia. Nie mam też złudzeń, dlaczego różni ludzie chcą i biorą w tym udział. Myślę, że stoi za tym po prostu spora kasa i łatwość jej zdobycia. Dla niektórych jest to też pewnie rodzaj szansy, chociaż na ogół są to krótkotrwałe rozbłyski sławy. Mnie to nie pociąga. Moja arkadia – To gdzie jest pani kraina łagodności? Ta arkadia, w której pani przebywa? – Nie utożsamiam się z krainą łagodności w ścisłym znaczeniu tego pojęcia, czyli z piosenką poetycką. Moją arkadią, jeśli już użył pan tego określenia, jest moje życie prywatne, a także koncerty, gdzie spotykam tych, którzy chcą mnie słuchać. I właśnie podczas koncertów widzę, że to, co robię, ma sens. To dzieje się gdzieś obok medialnego blichtru, tych wszystkich promowanych trendów, co tym bardziej mi odpowiada. – Artystka osobna? – Na pewno taka, która wciąż czuje się potrzebna. Nie śpiewam do pustych sal, a to zobowiązuje. Myślę, że nie śpiewam dla tych, którzy wybierają oglądanie cyrku. A ja nie lubię cyrku, bo tam męczą zwierzęta. Od wielu lat mojej publiczności nie przybywa ani nie ubywa, czuję, że mogę na niej polegać, choć być może kiedyś to się zmieni. – No ale na „Metro”, gdzie pani kiedyś występowała, waliły tłumy. – Ale to było 17 lat temu. Boże, jak dawno… W tamtych czasach, na początku lat 90., „Metro” było pierwszym tego typu spektaklem rozrywkowym, a dziś jest takich multum, i to w różnych podgatunkach. To był pierwszy musical z prawdziwego zdarzenia, nic więc dziwnego, że tę nowość na naszym rynku chcieli zobaczyć wszyscy. Jednocześnie widać, że musical jako gatunek nie zagościł u nas na dobre. Bo jeżeli już porywamy się na takie przedsięwzięcia, to wciąż korzystamy np. z wzorców broadwayowskich, a nie tworzymy własnych w tej dziedzinie. Polska rozrywka nie wyzbyła się skłonności do zapożyczeń. I pewnie dlatego jej jakość jest taka, jaka jest. Szkoda o tym gadać. – Gdy rozmawialiśmy przed ponad rokiem, nie była pani w aż takiej defensywie. A dziś widzę panią w pełnej emigracji wewnętrznej… – Tak naprawdę nigdy jej nie opuściłam. Znakomitą większość życia spędziłam na emigracji wewnętrznej. Wydaje mi się, że to jest jedyny sposób na bycie. Robić to, co się chce, a nie podążać za czymś obcym, nie swoim. – Za światem? – Ja mam swój świat i nie tęsknię za innym. Jeśli mi się

Ten artykuł przeczytasz do końca tylko z aktywną subskrypcją cyfrową.
Aby uzyskać dostęp, należy zakupić jeden z dostępnych pakietów:
Dostęp na 1 miesiąc do archiwum Przeglądu lub Dostęp na 12 miesięcy do archiwum Przeglądu
Porównaj dostępne pakiety
Wydanie: 2008, 41/2008

Kategorie: Kultura