Grzechy Hasiora

Grzechy Hasiora

W złym czasie się urodziłem i nie skoczyłem przez płot

Wielu ludzi, artystów, dziennikarzy pyta mnie, co ja teraz robią? Jak się czuję w nowej rzeczywistości? Czy byłem szykanowany przez Polskę Lu­dową? Czy zaliczam się do kombatan­tów, dlaczego zrobiłem pomnik ku czci i chwale na Snozce, dlaczego wysta­wiałem w roku 1982? Dlaczego wzią­łem galerię od komunistów?

To tylko niektóre z pytań czasu de­zynfekcji ideologicznej.

Teraz się tyle mówi o tak zwanym mi­nionym okresie. Stwierdza się, że naród był pozbawiony przez 45 lat wolności, był katowany, ciemiężony. Tak dziś wy­pada mówić. A przecież ten naród, niesamowolny, zniewolony stworzył w tym czasie kilka rewelacyjnych teatrów na skalę co najmniej europejską, dwie, trzy orkiestry symfoniczne, które dziś wal­czą o finansową egzystencję. Nie zasłu­guję na tytuł kombatanta. To jest oczy­wiste. W młodzieńczych porywach wia­ry zapisałem się do PZPR, byłem kandy­datem, ale po ujawnieniu zbrodni czasu stalinizmu oddałem ową kandydacką le­gitymację. Powiedziałem, że w tym to­warzystwie nie będę. Potem do partii nikt mnie nie namawiał, nie zmuszał. Nie należałem do nikogo, byłem samo­dzielnym myślącym człowiekiem.

Byłem niedostrzegany lub spychany z parkietów wystawowych. Był i czas, gdy zastanawiano się nad moim pochodzeniem,

przypisywano mi narodowość ukraińską, podejrzewano, że jestem Łemkiem. Pod koniec lat 60. zostałem uznany za towar eksportowy. Taka była for­muła, zresztą, tak był traktowany Kantor, teatry, film polski. No więc nie dajmy się zwariować, że jak wiatr z innej strony ideologicznej wieje, to nagle nasze fryzury powinny być inaczej uczesane.

Prawa przyrody sprawiły, że zna­lazłem się. w takim okresie czasu Pol­ski. Byliśmy modelowani przez ota­czającą rzeczywistość, świat, czas zim­nej wojny, układ poczdamski. Wielu lu­dzi było zauroczonych ideą socjalizmu. Dziś się do tego nie przyznają. Ja z ma­łego prowincjonalnego miasteczka trafi­łem do słynnej szkoły w Zakopanem. Nie za pieniądze matki, gdyż w domu się nie przelewało. W szkole mieliśmy wszystko za darmo. To były pionierskie czasy, uczniowie wypychali sienniki słomą. Nie wiem, czy pokolenie dzisiej­szych młodych słyszało o słomianych siennikach? Taki był mój czas młodzień­czy. Wyszliśmy z czasu wojny wyro­śnięci, ale i okaleczeni. Ale chcieliśmy żarliwie nadrobić stracony czas. W dru­giej połowie lat 70. byłem na artystycz­nym wojażu w Skandynawii. A w Pol­sce i w Zakopanem zbierano listy pod proponowanymi zmianami w Konstytu­cji PRL, chodziło o przyjaźń z ZSRR i przewodnią rolę PZPR. Moi koledzy artyści podpisali mnie, że jestem za. W ambasadzie gratulowano mi, że jestem po właściwej stronie… a ja nie wiedziałem, o co chodzi! Dopiero po powrocie do Zakopanego dowiedziałem się, co mi zrobiono. Zapytałem dlaczego? Władek na pewno byś podpisał! A skąd wiecie? Dziś ci ludzie wskazują, że Hasior po­pierał partię i za to otrzymał galenę.

W tamtym czasie były dwie przewodnie siły narodu, jedna partyjna, druga kościelna. To by­ły dwie równorzędne potęgi. Po roku 1989 ostała się jedna, ta zwycięska ko­ścielna. Tak zwanym komunistom pol­skim, którzy nami rządzili przez blisko pół wieku, nie udało się do końca zbu­rzyć gospodarki, moralności społeczeń­stwa, ale udało się rozwinąć Kościół.

I teraz mój grzech zasadniczy, głów­ny – pomnik na Snozce, pomnik ku chwale. Na Podhalu był czas wojny do­mowej – młodzi chłopcy wzięci do wojska i ci w lesie czekający na III woj­nę światową wzajemnie do siebie strze­lali. A cóż wiedzieli o Polsce Ludowej?

Nic. To było tak jak w I wojnie, kiedy Polacy byli w wojsku rosyjskim, pru­skim, austriackim i mierzyli do siebie.

Sprawa pomnika żyje. Fizycznie zniszczony w mroku ideologicznej de­zynfekcji? Był pomysł rekonstrukcji pomnika i doprowadzenia go do cu­downej pozapolitycznej wizji, że bę­dzie to pierwszy grający pomnik na świecie. Miał on grać siłami przyrody, wiatrem halnym. To moje młodzieńcze marzenia, grający pomnik! Przecież wywodzę się od Janka Muzykanta. Mówią mi, że to sobie wymyśliłem. Absolutnie nie! Dziś pomniki ku chwa­le przewracają się, co uważam za bar­barzyństwo. Pomniki winny być usu­nięte i zachowane w spokoju. By histo­rycy, nauczyciele… mogli mówić – oto takie dzieło, a to był taki drań! I to by­łaby większa przestroga niż burzenie. Zburzenie, pohańbienie Dzierżyńskie­go było równe jego okrucieństwom. Drań Dzierżyński był zarazem opieku­nem dzieci sierot w sowieckiej Rosji…

Pomnik na Snozce żyję, wyzwala emocje. Proszę, oto listy anonimy, że mnie podpalą, zniszczą, jeśli doprowa­dzi się do rekonstrukcji pomnika. Ileż w tym nienawiści! Ciekawe jest to, że na pomniku nie ma napisów przeciwko mnie.

Mam i inne grzechy w życiorysie, moja galeria. Kiedyś, już po wyrzuce­niu dyrektora Muzeum Tatrzańskiego, który był moim przyjacielem i przy­czynił się do jej powstania, odwiedzi­li mnie nowi, słuszni przywódcy i stwierdzili, że galeria powstała w złym czasie dla Polski, bo to był 1985 r. No cóż, jestem przykładem, że powstałem w 1928 r., potem wojna, dyplom w czasach PRL. W złym cza­sie się urodziłem i nie skoczyłem przez płot. Oto listy, rok 1980, 1981, wtedy był czas pisania cudownych petycji do władz. W tym okrutnym reżimie pisano piękne listy. Są gromad­nie podpisane przez czołówkę Soli­darności, przez Wajdę, aktorki, akto­rów, przez późniejszego ministra kul­tury. To były nadzwyczajne listy, że galeria ma powstać. A teraz w 1990 przychodzi nowa dyrekcja i pyta, czy to ma istnieć? A ich muzeum powsta­ło w czasie jeszcze dramatyczniejszym dla Polski, bo na mapie Europy Polski w ogóle nie było.

Mam jeszcze jeden grzech mego pla­stycznego, choć nie tylko, życia. Gdy­bym go nie wyznał, trafię wprost do ognia piekieł, a tak, to mam przynaj­mniej szansę duszę oczyścić. Wystawa w Muzeum Przyrodniczym Tatrzań­skiego Parku Narodowego, rok 1982. Ta wystawa była przygotowana wcze­śniej. Dlaczego wystawiłem, nie przy­łączyłem się do modnego, obowiązko­wego bojkotu czasu reżimu Jaruzel­skiego? Bo w czasie trudnym artyści winni mówić, a nie milczeć. Mimo pro­pozycji nie zapisałem się do PRON. Ale byłem w Narodowej Radzie Kultu­ry. To też mój grzech. Jak widać, byłem grzesznym człowiekiem.

Na szczęście, mam niezawodną pu­bliczność z całego kraju, gaworzymy sobie o sztuce i życiu. To mi pozwala żyć i pracować.


Rok temu, 14 lipca, przestało bić serce Władysława Hasiora. W parę dni później jego prochy złożono do grobu na Pęksowym Brzysku wśród artystycz­nych przyjaciół. Śmierć Hasiora zamknęła pewien rozdział sztu­ki nie tylko Zakopanego. Kolej­ne pokolenia będą rozmawiać o Hasiorze, bo zostały jego pra­ce, galeria sztuki. Przypominamy fragmenty z rozmów przeprowadzonych z artystą w połowie lat 90.

Wydanie: 2000, 31/2000

Kategorie: Kultura

Napisz komentarz

Odpowiedz na treść artykułu lub innych komentarzy