Astronomiczne bum w Portoryko

Astronomiczne bum w Portoryko

The Arecibo Observatory is seen collapsed after one of the main cables holding the structure broke in Arecibo, Puerto Rico, on December 1, 2020. - The radio telescope in Puerto Rico, which once starred in a James Bond film, collapsed Tuesday when its 900-ton receiver platform fell 450 feet (140 meters) and smashed onto the radio dish below. (Photo by Ricardo ARDUENGO / AFP)

Zawalił się największy radioteleskop, ale są jeszcze potężniejsze i bardziej czułe Przeszło 300-metrowy radioteleskop Arecibo w Portoryko przestał istnieć 1 grudnia 2020 r. Już od pewnego czasu wykazywał oznaki słabości, więc katastrofa nie była wielkim zaskoczeniem i – co ważniejsze – nie pociągnęła ofiar w ludziach. A był to obiekt słynny, niemal legendarny, niegdyś odwiedzany przez wycieczki, przez długie lata największy radioteleskop na świecie. Dopiero w 2016 r. Chińczycy zbudowali potężniejsze urządzenie. Prawie 30 lat temu nasz radioastronom Aleksander Wolszczan zapoczątkował w tym miejscu odkrycia planet krążących wokół innych gwiazd niż Słońce, dzięki czemu niemal otarł się o Nobla. Wszyscy kinomani mogli zobaczyć tę imponującą konstrukcję także w kluczowej scenie filmu o Jamesie Bondzie „Golden Eye” i innych hollywoodzkich hitach. Teleskop, poza celami astronomicznymi, był również wykorzystywany przez wywiad Stanów Zjednoczonych do określania pozycji stacji radarowych ZSRR na podstawie sygnałów odbitych od Księżyca. A w 1974 r. przy jego pomocy wyemitowano w kierunku Gromady Herkulesa wiadomość skierowaną do potencjalnych obcych, którzy jednak nie odpowiedzieli. Wreszcie w 2008 r. radioteleskop Arecibo został wpisany na listę National Register of Historic Places. Kopuła nad czaszą Arecibo nie był młodzieńcem, zbudowano go w 1963 r. Już w sierpniu ub.r. zaobserwowano niepokojące objawy zmęczenia materiału. Urwał się wówczas jeden z kabli podtrzymujących metalową platformę znajdującą się nad radioteleskopem, powodując uszkodzenie jego ogromnej, 305-metrowej czaszy. Wtedy amerykańska National Science Foundation (NSF) zastanawiała się nad dalszymi losami urządzenia, bo jego ewentualna naprawa mogła się okazać zbyt ryzykowna dla ludzi. Fundacja rozpoczęła zatem opracowywanie planu likwidacji. Zakładał on zachowanie jak największej ilości pozostałej infrastruktury obserwatorium Arecibo, aby była ona wciąż dostępna dla przyszłych misji badawczych i edukacyjnych. Pomyślano nie tylko o naukowcach, którzy zajmowali się badaniami kosmosu, ale także o okolicznych mieszkańcach tego nienajbogatszego terytorium zależnego USA, którzy żyli z turystyki. Gdy przygotowywano już dostawę zapasowych kabli pomocniczych i kabli tymczasowych, 6 listopada pękł także główny kabel na podtrzymującej konstrukcję wieży. Na podstawie pomiarów naprężeń drugiego zerwanego kabla inżynierowie doszli do wniosku, że także pozostałe kable są prawdopodobnie słabsze, niż pierwotnie zakładano. Wielka i ciężka, ważąca 900 ton kopuła odbiornika (naukowcy nadali jej przydomek gregoriańska z uwagi na kształt), zawieszona na trzech grubych linach stalowych nad ogromną czaszą mogła budzić trwogę. I tak 1 grudnia o godz. 6.55 czasu lokalnego zaczęły się zrywać po kolei liny podtrzymujące konstrukcję. Wszystko spadło na dół, jeszcze bardziej niszcząc czaszę. Dodatkowo uszkodzeniu uległy dwie kolejne wieże, z których biegły kable podtrzymujące instalację odbiornika, a także budynki obserwatorium. Katastrofa została sfilmowana zarówno z dołu, jak i z góry, z kamery krążącego nad teleskopem drona, a oba kilkunastosekundowe filmy znalazły się w internecie. Trzeba się pożegnać z tym obserwatorium, które zapisało się w pamięci wielu polskich astronomów, i poszukać dla nich innego miejsca, z którego można  nadawać i odbierać sygnały radiowe przychodzące z przestrzeni nie tylko okołoziemskiej, ale nawet z bardzo odległych galaktyk. Następcy Arecibo Gdzie się podzieją nasi naukowcy, którzy jako grupa stanowią dziś niemały i liczący się w świecie potencjał badawczy? Gdzie znajdą urządzenia i warunki atmosferyczne dogodne do badań nieba? Przecież nie w Polsce, gdzie atmosfera często jest zasnuta chmurami, mgłami i coraz gęstszym smogiem. Z tym pytaniem zwróciliśmy się do prof. Marka Sarny, prezesa Polskiego Towarzystwa Astronomicznego. – Na świecie jest podobne urządzenie, o wiele bardziej czułe. To Five hundred meter Aperture Spherical Telescope (FAST), czyli kopiujący ideę Arecibo 500-metrowy radioteleskop chiński. Pytanie, czy przyjmie on polskich radioastronomów z Torunia, Krakowa, Olsztyna? Istnieją jeszcze dwie świetne możliwości i polscy naukowcy już z nich korzystają. Jedną jest LOFAR – to kilkadziesiąt anten rozmieszczonych w kilku krajach europejskich. W Polsce mamy trzy z nich, ich koordynatorem jest prof. Andrzej Krankowski z Uniwersytetu Warmińsko-Mazurskiego. Drugim urządzeniem jest radioteleskop ALMA na pustyni Atacama w Chile, położony wysoko w górach (ponad 5000 m n.p.m.). Jest to system 66 anten zbierających sygnały w zakresie

Ten artykuł przeczytasz do końca tylko z aktywną subskrypcją cyfrową.
Aby uzyskać dostęp, należy zakupić jeden z dostępnych pakietów:
Dostęp na 1 miesiąc do archiwum Przeglądu lub Dostęp na 12 miesięcy do archiwum Przeglądu
Porównaj dostępne pakiety
Wydanie: 03/2021, 2021

Kategorie: Nauka