Polacy w Niemczech występują z Kościoła, aby uniknąć podatku Korespondencja z Berlina Biały dom na przedmieściach Frankfurtu, w którym mieszka Remigiusz, nie od razu kojarzy się z luksusem. Jedynie błękitny kabriolet audi A3 przed garażem wymusza szacunek, na który byle dorobkiewicz nie zasługuje. W każdym razie w opinii dorobkiewiczów. 40-letni poznaniak przebywa nad Menem od dziesięciu lat. Wyjechać za chlebem postanowił pod wpływem zachęt ówczesnej narzeczonej. Marianna miała dojechać po kilku miesiącach. – Każdy był zajęty swoimi sprawami i widywaliśmy się coraz rzadziej – opowiada Remigiusz. Ożenił się z Niemką. Obecnie pracuje w jednym z frankfurckich biur nieruchomości, marząc o otwarciu własnego. – Na razie zbieramy jeszcze pieniądze, ale biznesplan leży już w szufladzie – cieszy się. Polak oszczędza, na czym tylko może, zbliżającą się Wigilię młode małżeństwo spędzi bez rodziny i prezentów. Owszem, Remigiusz jest katolikiem i obchodzi święta, a także chodzi na polskie msze, ale na karcie podatkowej wyparł się swojego wyznania. – Jestem wierzący, ale jeśli mogę zaoszczędzić, to dlaczegóżby nie? – pyta. Niemiecki episkopat ujął to inaczej: apostaci jak Remigiusz (nawet zarobkowi) nie powinni otrzymywać sakramentów. Tylko jeden podpis Otwarcie niemieckiego rynku dla przybyszów znad Wisły zainicjowało istny Drang nach Westen. W 2015 r. wyjechało 150 tys., a w 2016 r. kolejne 100 tys. Polaków. Wielu to katolicy. Skoro podjęli pracę na terenie Niemiec, muszą płacić podatek kościelny. Urząd skarbowy pobiera tę daninę wraz z zaliczką na podatek dochodowy. Kirchensteuer wynosi 8% w Bawarii i Badenii-Wirtembergii albo 9% w pozostałych krajach związkowych. Podatek ściągany jest przez urzędy skarbowe, które za jego odprowadzenie pobierają opłatę, trafiającą potem do budżetu państwa (ok. 4%). Resztę urzędy przelewają na konta związków wyznaniowych, do których przynależność zgłosił podatnik. Obowiązek fiskalny obejmuje wyznawców Kościoła katolickiego i protestanckiego, a także wspólnoty żydowskie. Z podatku zwolnieni są (oprócz studentów, bezrobotnych i emerytów) muzułmanie, których związki są traktowane jako stowarzyszenia (Kulturvereine). Poza tym płacić musi każdy dorosły pracobiorca, chyba że – tak jak Remigiusz – zdecyduje się na formalną apostazję. Kiedy poznaniak podpisywał intratną umowę o pracę, nie interesował go niemiecki system podatkowy. Gdy po roku usłyszał, że podatek kościelny wynosi aż do kilkuset euro rocznie, a od pełnego „wyzwolenia” dzielił go zaledwie jeden podpis, niezwłocznie udał się do urzędu stanu cywilnego i zadeklarował, że odstępuje od wiary katolickiej. Przebolał stratę 30 euro za wystawienie dokumentu, skoro już po kilku miesiącach wydatek zwrócił się z nawiązką. W ten sposób zachowuje się wielu rodaków pracujących w Niemczech. W ostatnich latach zjawisko niewątpliwie się nasiliło, aczkolwiek wciąż próżno szukać przemawiających do wyobraźni statystyk. I to mimo że zawiadomienie o apostazji z niemieckiego Kościoła w ciągu zaledwie kilku dni wpływa do skrzynek pocztowych polskich kurii. – Nie wiemy dokładnie, ilu Polaków corocznie występuje w Niemczech z Kościoła. Episkopat nie ma zbiorczych danych na ten temat. Ale mogę powiedzieć, że do nas trafia w ciągu roku ok. 50 takich zawiadomień – zaświadcza ks. Waldemar Wesołowski, rzecznik prasowy diecezji legnickiej. Czysta formalność Czy apostazja Polaka w Niemczech może mieć dla niego niemiłe skutki w jego ojczyźnie? – Każdy, kto podejmuje tutaj taką decyzję, musi się liczyć z konsekwencjami w Polsce, np. kiedy nagle mu się przypomni, że chciałby uzyskać któryś z sakramentów – ostrzega Bartosz Folusiak, sekretarz w dziale ekonomicznym ambasady RP w Berlinie. Jedno jest pewne: osoba, która wystąpiła z Kościoła, w samych Niemczech już żadnych sakramentów nie otrzyma. W polskich parafiach jednak kwestia ta pozostaje niejasna. Przy składaniu oświadczenia w niemieckim urzędzie przyszły apostata musi przedłożyć swój akt urodzenia. Parafia niemiecka, do której jest przypisana dana osoba z racji zameldowania, przesyła ową deklarację polskiej parafii, w której świeżo upieczony niewierny został ochrzczony. Ta zaś przeważnie od razu nanosi stosowną adnotację w księdze parafialnej. W tym świetle apostazja staje się w Polsce prawomocna, nadwiślański katolik zaś pozbawia się szans na jakiekolwiek sakramenty. Z podobnymi problemami spotkało się w ostatnich latach wielu oszczędnych ze Śląska, których zamiecione pod berliński dywan sprawy ujrzały światło dzienne np. w Zabrzu. Nieświadomi skutków










