„Aurory” trzy

Podobno jedna z największych światowych awantur rozpoczęła się od skromnego, lecz za to brzemiennego w skutki dialogu robotnika z marynarzem.
– Słyszałeś ten wystrzał?
– Tak, to „Aurora”.
– I co, marynarzu?! Trafiła w Lenina?!
– Nie trafiła.
– No to będzie nowa robota.
– Jaka?
– Jak znam Lenina, to wykombinuje rewolucję.
I taki był początek.
Wspominam tę anegdotę, ponieważ po naszym Bałtyku krążyła inna „Aurora”, tym razem holenderska, która podobno za namową naszych feministek chciała pomniejszyć stan Polaków, i tak już pomniejszony przez spis powszechny o ponad 300 tys. obywateli. I tylko opatrzność boska i cud jakiś sprawiły, że została aresztowana przez plączącego się w motywach prokuratora, a nie zatopiona przez Młodzież Wszechpolską i Ligę Polskich Rodzin.
Te jajka na surowo, ta czerwona farba, ten rozhisteryzowany facecik próbujący w ekstazie przeciąć cumę scyzorykiem i woń kadzideł z mszy odprawianej naprzeciwko miejsca zbrodni to coś nieprawdopodobnego. Do pełni szczęścia brakowało tylko dymiącego stosu, na którym publicznie spalono by Izabellę Sierakowską jako największą czarownicę, co by ucieszyło zarówno prymasa Glempa, jak i premiera Millera jednocześnie, ponieważ prymas już by więcej ze strony lewicy nie usłyszał zdania: „Niech Kościół przestanie krzyczeć, że prezerwatywa to grzech, a pigułka wczesnoporonna to narzędzie szatana”, a Leszek Miller pozbyłby się folkloru, który tradycyjnie nie pasuje do betonu, tylko raz z powodu słomy w butach, a innym razem z powodu inności.
A jak pani Izabella namieszała panu Leszkowi przed jego za przeproszeniem wotum, to zrozumiałem dopiero kilka dni temu po zdaniu, które wygłosił jeden ze znajomych działaczy szykujących się na kongres. Kiedy zapytałem: – Czy jesteś pewny, że Leszek Miller wygra?
– Jeśli go Kościół poprze, to tak – usłyszałem, nie wiem czy żartobliwą, odpowiedź.
Zastanawiacie się pewnie, gdzie jest „Aurora III” w tej powiastce o życiu rewolucjonistów i śmierci niepoczętych. Otóż redaktor Urban posiada, z tego co wiem, stateczek o tej nazwie, którym pływa po rzekach i jeziorach naszego kraju i robi skutecznie to, co nie wyszło tej pierwszej… Wyjątkowo celnie trafia w swoich, ale ma rację, ponieważ patrząc na to, co się nam proponuje jako tzw. reformę finansów, to gołym okiem widać, że rewolucji nie będzie.

 

Wydanie: 2003, 27/2003

Kategorie: Felietony

Napisz komentarz

Odpowiedz na treść artykułu lub innych komentarzy