Wpisy od Jakub Dymek

Powrót na stronę główną
Świat

Algorytmy nienawiści

Demokracja przegrywa z potęgą cyfrowych monopoli takich jak Facebook Dziennikarze, eksperci, sygnalistki mówili o tym od lat. Niekontrolowany wzrost potęgi platform cyfrowych w końcu zagrozi demokracji. A gdy to zagrożenie stanie się już widoczne dla wszystkich, najprawdopodobniej będzie za późno. Cyfrowi giganci, podobnie jak banki i fundusze inwestycyjne w czasie kryzysu z 2008 r., okażą się too big to fail – zbyt duże, by pozwolić im upaść. Tak się stało. Nie brakuje dziś polityków, którzy bardzo by chcieli ukarać internetowych oligopolistów za kłamstwa i nadużycia. Ale zasięg i wpływ tych platform są tak wielkie, że nie sposób wprowadzić jakiejś politycznej regulacji internetu, która nie tworzyłaby zagrożeń dla dobra wspólnego czy swobód obywatelskich. Biznes cyfrowych gigantów tak bardzo zrósł się z naszym codziennym życiem, że coraz trudniej wyobrazić sobie inny internet. Choć wiemy, że ten, który urządzili nam giganci z Doliny Krzemowej, działa źle i sprzeniewierza się właściwie wszystkim ideałom wolnej, otwartej i wspierającej indywidualną twórczość sieci. Rzeka skandali Inżynier danych Frances Haugen ujawniła się 3 października 2021 r., wcześniej przez dwa lata pracowała w dziale Facebooka zajmującym się monitorowaniem dezinformacji. Odkryła, że firma Marka Zuckerberga ma dużo większą wiedzę o problemach, jakie stwarza, niż

Cały tekst artykułu można przeczytać w elektronicznej wersji „Przeglądu”, która jest dostępna dla posiadaczy e-prenumeraty lub subskrypcji cyfrowej.

Świat

Jak migracja stała się wojną

Więcej murów na świecie buduje się, by powstrzymać migrację, niż z powodu zagrożenia militarnego, terroryzmu czy przemytu 19 września 2021 r. polskie służby graniczne znalazły ciała trzech osób, obywateli Iraku, zmarłych najprawdopodobniej w wyniku wychłodzenia organizmu. Przedstawiciele polskich i białoruskich służb oskarżają się nawzajem o eskalowanie konfliktu, więc z każdym kolejnym podobnym doniesieniem pojawiały się też sprzeczne wersje. Czy np. 16-latek z Iraku, którego z rodziną wywieziono z Polski na drugą stronę granicy, zmarł po polskiej czy białoruskiej stronie? Wiadomo na pewno, że do końca października gra w wypychanie uchodźców i ofiar przemytu ludzi kosztowała życie sześciu osób. Puszcza Białowieska jest gęsta, dzika i potrafi połknąć człowieka nawet w czasie letniego turystycznego spaceru. Dla pozbawionych pomocy, poruszających się w zimne noce i nieznających europejskiej przyrody ani klimatu przybyszów z Syrii, Iraku czy Konga może być śmiertelną pułapką. Teksas, Ceuta… W marcu br. 19-letnia dziewczyna z Gwatemali w ósmym miesiącu ciąży próbowała wspiąć się na sześciometrowy fragment muru granicznego między Stanami Zjednoczonymi a Meksykiem w pobliżu miasta El Paso w Teksasie. Tam ją i jej partnera zostawili przemytnicy, przekonując, że mur to ostatnia przeszkoda, którą mają pokonać samodzielnie. Kobieta spadła i na skutek koszmarnych obrażeń wewnętrznych

Cały tekst artykułu można przeczytać w elektronicznej wersji „Przeglądu”, która jest dostępna dla posiadaczy e-prenumeraty lub subskrypcji cyfrowej.

Kraj

Usieciowiony sadyzm

Na platformach wideo można się znęcać nad osobą z niepełnosprawnością albo bić własną babcię. I jeszcze na tym zarobić W Sądzie Rejonowym Szczecin Prawobrzeże-Zachód 10 września rozpoczął się proces youtubera Łukasza W. Oskarżony – znany w internetowych wcieleniach jako Kamerzysta i Kamuś – odpowie wraz z dwójką innych osób za psychiczne i fizyczne znęcanie się nad osobą z niepełnosprawnością intelektualną. Na nagraniu pod tytułem „Jak daleko posunie się za pieniądze?” autorzy kanału Kamusia w serwisie YouTube, którzy wówczas cieszyli się ponad milionem obserwujących, zmuszali do niebezpiecznych i upokarzających czynności 18-letniego chłopaka, wychowanka placówki opiekuńczej, jak wkrótce się okazało. Nie było to nagranie przypadkowe, ukryta kamera czy kawał, który wymknął się spod kontroli. Upokorzenie bohatera filmiku było zaplanowane i realizowane świadomie. W ciągu kilku godzin nagranie nabiło setki tysięcy kliknięć – po to, żeby nabijać kliknięcia i „robić zasięgi”, przecież je stworzono. W tym momencie trzeba odpowiedzieć na przynajmniej kilka pytań, z których „jaka kara może spotkać oskarżonych?” wcale nie jest najważniejsze. Jak to było możliwe? Dlaczego ten rodzaj sadystycznej rozrywki jest w Polsce popularny? I dlaczego YouTube przyciąga tego rodzaju filmy i widownię? Z takich można się pośmiać Nagranie, które stało

Cały tekst artykułu można przeczytać w elektronicznej wersji „Przeglądu”, która jest dostępna dla posiadaczy e-prenumeraty lub subskrypcji cyfrowej.

Świat

Toksyczna miłość

Nasz obraz Ameryki jest oparty na mitach, w które nie wierzą już sami Amerykanie Latem 2020 r. George Packer, jeden z najbardziej cenionych amerykańskich reportażystów, doszedł do wniosku, że żyje w „państwie upadłym”. Na łamach magazynu „The Atlantic” użył dokładnie tego określenia – failed state – którym opisuje się takie kraje jak Libia czy Somalia. Prezydent to skorumpowany bufon oligarcha, edukacja czy ochrona zdrowia pozostawione są dzikim siłom rynku i nie mogą liczyć na żadną sensowną politykę rządu centralnego. Obywatele sami szyją maseczki, a personel medyczny owija się workami na śmieci, bo w szpitalach brakuje ubrań ochronnych i środków higieny osobistej – wyliczał po kolei kompromitujące porażki swojego kraju reportażysta. Poobrażane na siebie nawzajem dwie elity, republikańska i demokratyczna, nie są w stanie dojść do porozumienia nawet w sprawach fundamentalnych – kontynuował Packer – a media serwują tylko plemienne legendy dla wrogich obozów, zamiast informować. „Czy ufamy swojemu rządowi i sobie nawzajem choć na tyle, by przeciwstawić się śmiertelnemu zagrożeniu? – pytał dramatycznie. – Czy jesteśmy w ogóle zdolni do tego, by sami sobą rządzić?”. Packer nie był w tej opinii odosobniony, choć pewnie najdosadniej wyraził pogląd o upadku instytucji amerykańskiego państwa. Ale od wiosny

Cały tekst artykułu można przeczytać w elektronicznej wersji „Przeglądu”, która jest dostępna dla posiadaczy e-prenumeraty lub subskrypcji cyfrowej.

Kraj

Tusk, czyli powrót antypolityki

Donald Tusk nie zerwał z programową nieokreślonością i antypolityką PO. Przeciwnie: wyniósł je na sztandar Co sezon w Polsce pojawia się partia, która obiecuje partią nie być. Polska 2050, Wiosna, Kukiz ‘15, Ruch Palikota – wszystkie obiecywały zabrać politykę politykom, a oddać ją ludziom. Stare słowo partia zastępował „ruch”, działaczy – „obywatele”, a nowe ugrupowanie miało w ogóle zajmować się nie uprawianiem polityki, tylko wcielaniem w życie pomysłów Polaków, uwalnianiem ich energii i rozbijaniem starego systemu. Taką alternatywą 20 lat temu, u progu nowego wieku i nowej epoki w polskiej polityce, miała być również Platforma Obywatelska. Brzmi to z dzisiejszej perspektywy nieco dziwnie, bo przecież później to właśnie PO stała się wręcz synonimem bezideowej, skostniałej, technokratycznej partii zawodowych polityków. Ale u swoich początków PO nie była wcale odległa od tego, co później będą proponować kolejne obywatelskie antypartie. Likwidacja Senatu, jednomandatowe okręgi wyborcze, tanie państwo i niskie podatki, prywatyzacja kolejnych instytucji, przekazanie władzy w ręce samorządów i społeczeństwa obywatelskiego – cały ten pakiet decentralizacyjnych poglądów, który doskonale znamy i dziś. Nawet nazwa partii Tuska, Płażyńskiego i Olechowskiego miała jasno dać do zrozumienia, że jest to ugrupowanie nie polityków, lecz obywateli. Dalekie od przyznawania się

Cały tekst artykułu można przeczytać w elektronicznej wersji „Przeglądu”, która jest dostępna dla posiadaczy e-prenumeraty lub subskrypcji cyfrowej.

Kraj

Sam strach przed wyższymi cenami może je nakręcać

Kto raz przeżył hiperinflację, nie zapomina jej nigdy Prof. Beata Javorcik – główna ekonomistka Europejskiego Banku Odbudowy i Rozwoju, specjalizuje się w zagadnieniach handlu międzynarodowego. Jest profesorem ekonomii na Uniwersytecie Oksfordzkim (aktualnie na urlopie naukowym) i członkinią Royal Economic Society.   Choć przez ostatnie kilkanaście miesięcy obawialiśmy się w Polsce i na świecie kryzysu wywołanego pandemią, dziś w naszym kraju rzuca się w oczy tak naprawdę jeden aspekt tego zjawiska – inflacja. Boimy się rosnących cen i kosztów życia, podwyżek opłat za niezbędne usługi, szalejącej drożyzny. Słusznie? – Inflacja jest dziś zagrożeniem i w Polsce, i w wielu innych krajach, także w strefie euro. Dlaczego jednak w krajach naszego regionu inflacja może się okazać problemem poważniejszym? Ano dlatego, że każdy obywatel powyżej 50. roku życia pamięta hiperinflację lat 90., obawy inflacyjne wracają szybciej. W Ameryce np. mniej osób pamięta inflację z lat 70. i początku 80. Zresztą i tak była ona niższa niż ta, którą my pamiętamy. A jeśli ludzie spodziewają się inflacji, to ona będzie. Na czym polega ten mechanizm? – Jeżeli oczekuję, że inflacja do końca roku wzrośnie, a podpisuję umowę na sprzedaż towarów czy usług,

Cały tekst artykułu można przeczytać w elektronicznej wersji „Przeglądu”, która jest dostępna dla posiadaczy e-prenumeraty lub subskrypcji cyfrowej.

Świat

Długi cień zamachów

Pomimo najdłuższej wojny w amerykańskiej historii znów u władzy w Afganistanie są talibowie. Co poszło nie tak? Jest 11 września 2021 r. Prezydent Joe Biden podczas podniosłej gali przemawia do zgromadzonych Amerykanów. Wśród honorowych gości obok rodzin i potomków ofiar zamachów są prezydenci demokratycznego Iraku i Afganistanu, a bardzo eksponowane miejsca przeznaczono także dla kobiet – liderek społeczeństwa obywatelskiego w tych krajach. Media z wielkim namaszczeniem odnotowują, że są wśród nich członkinie parlamentów i ambasadorki, których dłonie ściskają aktualna pierwsza dama, Jill Biden, i Michelle Obama. Cała ceremonia symbolicznie łączy 11 września 2001 r., tragedię narodu amerykańskiego sprzed 20 lat, z ostatecznym zwycięstwem demokracji i pokonaniem fundamentalizmu islamskiego jako liczącej się siły na świecie. Dzięki poświęceniu żołnierzy na misjach oraz medyków i ratowników na miejscu, dzięki wysiłkom dyplomatów oraz kolejnej generacji przywódców Ameryka i świat są dziś bezpieczniejsze. Ten scenariusz się nie zrealizuje. Ale wcale nie jest tak odległy od tego, co urzędujący prezydent – czwarta już głowa państwa czasów wojny z terroryzmem – chciał powiedzieć. Przynajmniej do niedawna. Biały Dom planował wykorzystać historię, a historia się odwinęła. Nieprzypadkowo przecież zapowiedziano, że amerykańscy żołnierze zostaną wycofani z Afganistanu najpóźniej do 11 września.

Cały tekst artykułu można przeczytać w elektronicznej wersji „Przeglądu”, która jest dostępna dla posiadaczy e-prenumeraty lub subskrypcji cyfrowej.

Kraj

Polska hejtem stoi

Jesteśmy hojni w jednej dziedzinie: rzucania obelg i odczłowieczania przeciwników Wyznający miłość bliźniego polscy katolicy i patrioci życzą swoim wrogom, by wysadzili ich w powietrze jacyś terroryści albo zgwałcili uchodźcy. Wykształceni liberałowie w markowych garniturach wyzywają nielubianych polityków od „szmat”. Pluralistyczna i tolerancyjna lewica ma dla odstępców od jedynej słusznej prawdy propozycje utopienia w wannie z kwasem lub dole z wapnem. Polska hejtem stoi. Jeśli jest jakaś waluta, jakiej mamy w kraju naprawdę pod dostatkiem, to są nią pogarda i werbalna wrogość. Bluzgi, groźby i złorzeczenia rozdajemy szczególnie hojnie i obficie. Przykład idzie z góry, bo polityków, hierarchów Kościoła czy publicystów, którzy kopią społeczne rowy i robią karierę na podziałach, nikt nie rozlicza. Ale i bez ich wpływu czy podżegania nie bylibyśmy społeczeństwem samych baranków i owieczek. Im bardziej zamykamy się w ciasnych grupach i czujemy bezpiecznie wśród „swoich”, tym łatwiej przychodzi nam obrażanie innych. A w czasach głębokich podziałów znalezienie jakichś „innych” – dowolnych „innych”! – jest bardzo łatwe. Pół biedy, gdyby chodziło tylko o język czy maniery. Problem z tym przyzwoleniem na hejt i wrogość nie dotyczy jednak wyłącznie wrażliwości czy etyki, ale samej demokracji. Liberalna i nowoczesna demokracja nie może istnieć bez przestrzeni wspólnej, gdzie można polemizować i szukać konsensusu.

Cały tekst artykułu można przeczytać w elektronicznej wersji „Przeglądu”, która jest dostępna dla posiadaczy e-prenumeraty lub subskrypcji cyfrowej.

Świat

Wirus na platformie

Media społecznościowe nie poradziły sobie z dezinformacją Cofnijmy się w czasie. Jest luty albo wczesny marzec 2020 r. Świadomość zagrożenia nowym koronawirusem dopiero zaczyna docierać do społeczeństw Zachodu. Światowa Organizacja Zdrowia jeszcze nie ogłasza – stanie się to 11 marca – pandemii. Jednak już wtedy korporacje cyfrowe – Facebook, Twitter czy Google – pochwaliły się, że pomagają walczyć z medyczną dezinformacją, a więc i z koronawirusem, po czym wypięły pierś do orderów. Okazję do tego stworzyła im sama WHO, która potrzebowała dużego medialnego wydarzenia do podreperowania swojego wizerunku. I tak poszła w świat wieść, że urzędnicy, lekarze i Dolina Krzemowa ramię w ramię będą walczyć zarówno o nasze zdrowie, jak i o higienę informacji. Sam szef WHO podał rękę firmom technologicznym – amerykańskim, europejskim, chińskim – i pochwalił ich wysiłki. Wiele mediów bezkrytycznie podeszło do tej obietnicy i przekazało ją dalej: „Brawo, Dolina Krzemowa, brawo, WHO!”. Ten niezwykle ambitny, bezczelny wręcz plan wykorzystania globalnego kryzysu zdrowotnego do podreperowania wizerunku platform społecznościowych i korporacji cyfrowych udał się co najwyżej w połowie. To fakt, cyfrowi giganci mieli przez chwilę dobrą prasę i odsunęli w czasie nieuchronną krytykę. Jednak nikt, kto uważnie śledził problem dezinformacji, nie dał

Cały tekst artykułu można przeczytać w elektronicznej wersji „Przeglądu”, która jest dostępna dla posiadaczy e-prenumeraty lub subskrypcji cyfrowej.

Kraj Wywiady

Polska nie jest już liberalną demokracją

Gra toczy się o to, kto będzie kontrolował media, proces wyborczy i całość państwa Prof. Krzysztof Jasiewicz – profesor socjologii na Washington and Lee University w Lexington, Virginia, redaktor naczelny kwartalnika „East European Politics and Societies”   Dlaczego w czasie kryzysu gospodarczego i pandemii, gdy rola państwa jest tak ważna, lewica, czyli ta siła, która chce sprawniejszego i silniejszego państwa – nie zyskuje? – Bo partia, która jest w Polsce u władzy, choć nazywa się prawicą, faktycznie sama ma program skrajnie lewicowy. Skrajnie?! – Według dzisiejszych standardów, owszem. Niech mi pan pokaże państwo, które dziś chce większej interwencji w gospodarkę, większej centralizacji i bardziej uznaniowego dysponowania środkami publicznymi niż Polska czasów PiS. Polscy liberalni i lewicowi krytycy PiS odpowiedzą panu natychmiast, że to nie jest lewicowa polityka, bo opiera się tylko na świadczeniach i gotówce do ręki, a nie na rozbudowie usług publicznych: edukacji, ochrony zdrowia, instytucji służących obywatelom. – To jest dobry argument, ale nie przeczy temu, że PiS dąży do centralizacji w sposób porównywalny tylko z PRL. Oczywiście, gdy spojrzymy na wartości, język i prawa mniejszości, nikt PiS lewicą nie nazwie. Ale jeśli chodzi o model redystrybucji, politykę adresowaną do uboższych grup społecznych, utrzymywanie władzy za pomocą świadczeń,

Cały tekst artykułu można przeczytać w elektronicznej wersji „Przeglądu”, która jest dostępna dla posiadaczy e-prenumeraty lub subskrypcji cyfrowej.