Usieciowiony sadyzm

Usieciowiony sadyzm

Na platformach wideo można się znęcać nad osobą z niepełnosprawnością albo bić własną babcię. I jeszcze na tym zarobić

W Sądzie Rejonowym Szczecin Prawobrzeże-Zachód 10 września rozpoczął się proces youtubera Łukasza W. Oskarżony – znany w internetowych wcieleniach jako Kamerzysta i Kamuś – odpowie wraz z dwójką innych osób za psychiczne i fizyczne znęcanie się nad osobą z niepełnosprawnością intelektualną. Na nagraniu pod tytułem „Jak daleko posunie się za pieniądze?” autorzy kanału Kamusia w serwisie YouTube, którzy wówczas cieszyli się ponad milionem obserwujących, zmuszali do niebezpiecznych i upokarzających czynności 18-letniego chłopaka, wychowanka placówki opiekuńczej, jak wkrótce się okazało. Nie było to nagranie przypadkowe, ukryta kamera czy kawał, który wymknął się spod kontroli. Upokorzenie bohatera filmiku było zaplanowane i realizowane świadomie. W ciągu kilku godzin nagranie nabiło setki tysięcy kliknięć – po to, żeby nabijać kliknięcia i „robić zasięgi”, przecież je stworzono.

W tym momencie trzeba odpowiedzieć na przynajmniej kilka pytań, z których „jaka kara może spotkać oskarżonych?” wcale nie jest najważniejsze. Jak to było możliwe? Dlaczego ten rodzaj sadystycznej rozrywki jest w Polsce popularny? I dlaczego YouTube przyciąga tego rodzaju filmy i widownię?

Z takich można się pośmiać

Nagranie, które stało się powodem prokuratorskiego oskarżenia, pojawiło się na YouTubie 9 kwietnia. Nie warto obszernie opisywać jego treści, a oryginalny materiał zniknął już z sieci. Wystarczy jednak parę cytatów z opisującego tamtą sprawę na bieżąco tekstów Adama Zadwornego ze szczecińskiej „Gazety Wyborczej”, żeby zrozumieć naturę pomysłu Kamerzysty i spółki. „Na filmie, który wywołał falę oburzenia i śledztwo, widać, jak młody mężczyzna – zachęcany przez swoich oprawców pieniędzmi – je ziemię, skacze do kontenera na śmieci, rozbija sobie na głowie cegły, nabijając sobie dużego guza. Półnagi, cały w błocie i brudzie, wchodzi do jednego z dyskontów. W kulminacyjnym momencie – nakręconym w przestronnym salonie – uczestnicząca w nagraniu dziewczyna poleca, by chłopak zjadł kocie odchody znajdujące się w kuwecie. Chłopak robi to, po czym dostaje polecenie, by pocałował nieświadomą niczego przypadkową dziewczynę.

– Czy ty zawsze musisz przyprowadzać niedorozwiniętych ludzi? – pyta swojego kompana Kamerzysta.

– Tacy są najlepsi, można się z nich pośmiać – odpowiada Barber z fioletowymi włosami. – Stary, on za 200 zł zje gówno świń”.

Ewentualny wyrok skazujący szczecińskiego sądu może być dla youtube’owej branży szokiem, bo kanał Kamerzysty miał idącą w miliony widownię. Ten film nie był pionierski. Kwietniowe nagranie wpisywało się w już istniejący i popularny nurt patoyoutuberstwa i patostreamów. Czyli filmów i transmisji na żywo, których twórcy pokazują, zachęcają lub dopuszczają się patologicznych zachowań – stąd „pato” – dla widowni, która im za to płaci. Podczas patostreamów dochodziło już do bicia członków rodziny (w tym okładania podeszłej wiekiem babci kulami ortopedycznymi), namawiania nieletnich do rozbierania się przed kamerą, upijania siebie i innych do nieprzytomności, wymiotowania i oddawania moczu na podłogę. Dlaczego patoyoutuberzy i streamerzy to nagrywają?

Bo mogą, bo są na to widzowie i bo się to opłaca.

Lajki, donejty i procenty

Widownia ogląda patostreamy dla „dymów”, czyli awantur, a nie dlatego, że ich autorzy znani są z ciekawych spostrzeżeń. Główną rolę w patotreściach gra alkohol. To, co zrobią i jak daleko posuną się pijani bohaterowie filmów, motywuje do oglądania. Ale alkohol jest też potrzebny samym twórcom, by przekraczać granice – swoje i cudze. Czasami jest jedyną „atrakcją” nagrania – gdy poza piciem i przeklinaniem nic się na nim nie dzieje – a czasami tylko elementem bardziej skomplikowanego scenariusza. Do tego jeszcze wrócimy.

Awantury, przemoc, poniżanie lub zwyczajne wystawianie na publiczny ogląd i pośmiewisko ludzi ubogich lub chorych służy do utrzymania przed ekranem ciekawskich spojrzeń. Im więcej gałek ocznych i czasu spędzonego przed ekranem, tym większa szansa, że ktoś przeleje „donejt” – czyli napiwek – albo zasponsoruje kolejne dymy. Dobrze widoczny numer konta, dane do przelewu albo link do płatności są tak samo, albo nawet bardziej, istotnym elementem patotreści jak awantura.

Co nie bez znaczenia, adresatami patotreści w serwisach wideo i na platformach streamingowych – czyli transmisji na żywo – są dzieci i młodzież. Zrealizowane przez Fundację Dajemy Dzieciom Siłę i Biuro Rzecznika Praw Obywatelskich badanie z 2019 r. pokazało, że 37% nastolatków zetknęło się z patotreściami. Nawet jeśli tylko część z nich deklaruje, że nagrania im się podobają i dzielą się nimi ze znajomymi, to i tak mowa o setkach tysięcy widzów i liczącej miliony młodych ludzi grupie docelowej. Dużo bardziej precyzyjne liczby mają same platformy cyfrowe, ale z oczywistych powodów nie pochwalą się nimi.

YouTube ogłaszał walkę z patotreściami już w 2018 r. Jeśli był jakiś sukces tej kampanii, to było nim wypchnięcie najbardziej znanych i kontrowersyjnych autorów na serwisy mniej znane (i jeszcze mniej kontrolowane). Ale patoyoutuberzy wracają, znajdują nowe formuły i przeciskają się przez sito regulaminów. Nawet bardzo przychylny dla YouTube’a artykuł w portalu naTemat z 2018 r. wyliczał znane kanały, które nic sobie nie robią z walki z patotreściami. „Daniel Magical dalej sobie świetnie radzi. To od niego zaczął się patostreaming. Chłopak nie został jeszcze zdjęty z platformy, bo nie narusza Wytycznych dla społeczności. Gdy ktoś pije wódkę, bije się z innymi i przeklina – nie przekreśla to z kanału. Może być za to oznaczony jako tylko dla dorosłych”, przypominał w swoim tekście Bartosz Godziński. „Daniel zdaje sobie z tego sprawę i choć jego transmisje nie należą do najambitniejszych, nikogo już nie obrażają. (…) Nawet dziś w karcie na czasie jest stream z jego udziałem”.

I choć Daniel długo sobie na YouTubie świetnie radził, ostatecznie jego karierę przerwał dopiero wyrok sądu. Patostreamer tylko do 2019 r. doczekał się trzech procesów karnych – za pobicie, publiczne pochwalanie przestępstwa i nakłanianie do składania fałszywych zeznań. Sąd, skazując go za to ostatnie, nakazał znalezienie normalnej pracy zarobkowej i zakazał udostępniania jakichkolwiek materiałów w sieci, gdzie pojawiałyby się alkohol, przemoc lub wulgaryzmy. „A piwo, wysoki sądzie? To już niczego nie mogę nagrywać?”, dociekał skazany.

Za ile warto

Nie wszystkie patotreści są tak samo okrutne. Ale w Polsce nie jeden Kamerzysta wpadł na pomysł wykorzystywania w swoich produkcjach osób bezdomnych, uzależnionych od alkoholu czy niesamodzielnych. Jesienią 2021 r., czyli kiedy proces Kamerzysty był już w toku, karierę zrobił film o „weselu bezdomnych w pałacu”. Autor wpadł na pomysł, że wynajmie salę weselną z obsługą w pałacowych wnętrzach, wyda na to kilkadziesiąt tysięcy złotych, a na imprezę zaprosi bezdomnych.

Całość miała być kuriozalnym skrzyżowaniem działalności charytatywnej z kręconym na żywo eksperymentem na żywych ludziach, którym udostępniono alkohol i smaczne posiłki w zamian za możliwość nagrywania ich upojenia, niezręczności i nieuniknionej awantury z obsługą.

Film wywołał oburzenie, oburzenie przyciągnęło odbiorców, You-Tube zareagował tak, że mogą go oglądać pełnoletni widzowie. Dziś jest ich 441 tys. – tyle wyświetleń odnotował film do połowy października. Po miesiącu autor nagrania wrócił do swoich bohaterów – na nagraniu widać, jak pije z nimi alkohol, a ludzie bełkotliwie błagają o kolejne pieniądze. Pierwszy komentarz pod filmem od widza: „Dzięki tym filmom zrozumiałem, że nie warto takim ludziom pomagać”. Ten film nie ma już ograniczeń wiekowych i każdy może zajrzeć w życie „młodej pary”. Numer konta autora nagrania jest bardzo dobrze widoczny.

Czy patostreamerzy i patoyoutuberzy zarabiają krocie? Nie zawsze. Czasami ktoś zbiera w ten sposób na wódkę, czasami sprofesjonalizowani streamerzy mają z tego drugą pensję. Nikt chyba do tej pory nie opracował w szczegółach szacunków na temat zarobków gwiazd tego nurtu. W 2019 r. na stronach „Gazety Wyborczej” Sylwia Czubkowska pisała, że Daniel Magical – ten kilkukrotnie skazany – mógł zarabiać nawet 15 tys. miesięcznie. Wiemy na pewno tyle, że komornik kazał zająć m.in jego wart 6 tys. zł telewizor i konsolę Playstation, które Daniel kupił sobie z wpłat od fanów. Kamerzysta to jeszcze inna liga, bo jego idące w miliony liczby wyświetleń same z siebie generowały imponujące zyski reklamowe, a to i tak było jedno z kilku źródeł jego dochodu. Zdążył też nagrać płytę, pokazać się na galach walki w oktagonie i przewinąć przez pół tuzina innych patocelebryckich przedsięwzięć. Patotreści zaczęły się w Polsce na YouTubie i platformach streamingowych, ale urosły do rangi branży samej w sobie.

Więcej, mocniej, szybciej

Przypadek Kamerzysty i jego wspólników nie jest jednak wyłącznie historią ludzkiego okrucieństwa i sadyzmu połączonych z parciem na szkło. Patostreamerzy są produktem modelu biznesowego platform cyfrowych, które wynagradzają kontrowersje, oburzenie i skandal. Kamerzysta robił to, co robił, dlatego że mógł na tym zarabiać. Nie tylko w postaci waluty popularności, lajków i szerów, ale w czysto monetarnych kategoriach. A platformy cyfrowe dały mu taką możliwość, zapewniając bezpośredni dopływ gotówki zarówno od reklamodawców, jak i przelewających mu pieniądze nieletnich fanów. Dziś YouTube oczywiście odcina się od Łukasza W. i podkreśla, że dba o bezpieczeństwo swoich widzów. W szczycie popularności Kamerzysta zebrał łącznie 3,3 mln (!) obserwujących. Powtórzmy, 3,3 mln na dwóch tylko kontach, ok. 10% populacji Polski.

Autor filmu „Jak daleko się posunie?” szedł prosto drogą, jaką podsunęły mu algorytmy – każdy kolejny eksces musi być mocniejszy niż poprzedni, bo od tego zależy utrzymanie widzów. Platformy cyfrowe wynagradzają zaangażowanie, więc nawet jeśli ludzie oglądają film tylko po to, by wyrazić szok, oburzenie czy niesmak – to per saldo jest to korzyść dla obu stron tej działalności, platformy i twórcy. Algorytmu nie obchodzi to, co robisz na kanale, ale ile zainteresowania – a więc i zysku dla platformy i reklamodawców – tworzysz. Sięgnięcie po oszustwo, przemoc, upokarzanie innych i sadyzm nie są więc wypadkiem przy pracy czy „błędem w systemie”. Przeciwnie, to co robił Kamerzysta, jest w prostej linii konsekwencją tego, do czego prowadzi logika platform cyfrowych.

Wiemy to także dlatego, że sam oskarżony dziś Łukasz W. – jak donoszą media – próbował w życiu różnych oszustw: współpracował z celebrytą od wybielania zębów Piotrem Kaszubskim, miał też podobno rozdawać fałszywe kupony zniżkowe do McDonalda, które tak naprawdę służyły SMS-owym wyłudzeniom. Jednak według relacji jego znajomych świadomie wybrał streaming, youtuberstwo i internetowe celebryctwo, bo ze wszystkich szemranych pomysłów ten wydał się najbardziej opłacalny.

Można bardzo wiele krytycznych rzeczy powiedzieć o tradycyjnych mediach, ale żadne z nich nie stworzyło jeszcze możliwości monetyzowania tortur i usieciowionego sadyzmu. Konta naśladowców Łukasza W. nadal zarabiają pieniądze dla tych samych platform, nawet jeśli on siedzi dziś w areszcie.

j.dymek@tygodnikprzeglad.pl

Fot. Cezary Aszkielowicz/Agencja Gazeta

Wydanie: 2021, 44/2021

Kategorie: Kraj

Napisz komentarz

Odpowiedz na treść artykułu lub innych komentarzy