Od Ameryki Południowej po Europę antyliberalne władze neutralizują ośrodki naukowe Choć Boże Narodzenie zbliżało się wielkimi krokami, w stojących w centrum Budapesztu nowoczesnych budynkach kampusu Uniwersytetu Środkowoeuropejskiego (bardziej znanego pod anglojęzycznym skrótem CEU) nikt się nie cieszył. Kiedy 3 grudnia 2018 r. władze ostatecznie potwierdziły, że od nowego roku akademickiego uczelnia przenosi się do Wiednia, studenci i wykładowcy czuli raczej porażkę i bezradność w konfrontacji z autokratycznym państwem Viktora Orbána. Rektor CEU, kanadyjski historyk i liberalny polityk Michael Ignatieff, próbował jeszcze robić dobrą minę do złej gry. W przedświątecznym przesłaniu do studentów podkreślał, że przenosiny do Wiednia są „ekscytującą szansą”, która pozwoli CEU stać się „uniwersytetem prawdziwie międzynarodowym”, funkcjonującym jednocześnie w dwóch państwach. Zachęcał też nowych studentów do składania aplikacji, podkreślając, że uczelnia była, jest i będzie instytucją w całości niezależną. Przymusowa wyprowadzka do Wiednia Słowa Ignatieffa brzmią jednak jak zaklinanie rzeczywistości. CEU w praktyce opuszcza Węgry, bo został do tego zmuszony. Wprawdzie w Budapeszcie kontynuowane będzie nauczanie w ramach pojedynczych programów magisterskich, utrzymane też zostaną już rozpoczęte małe projekty badawcze, ale to tylko ułamek akademickiego życia, jakie uczelnia rozwijała w stolicy Węgier. Założona w 1991 r. w Pradze, dwa lata później przeniesiona do Budapesztu, była w ostatnich dekadach zdecydowanie najlepsza w tej części Europy pod względem nauczania na kierunkach humanistycznych i w naukach społecznych. W ciągu niespełna 30 lat wykształciła ponad 15 tys. wysoko wykwalifikowanych absolwentów, wielu z nich piastuje dziś ważne stanowiska w polityce, instytucjach unijnych czy na innych prestiżowych uczelniach. Dyplomem CEU legitymują się m.in. obecny prezydent Gruzji Giorgi Margwelaszwili, byli ministrowie sprawiedliwości Rumunii i Chorwacji czy polski rzecznik praw obywatelskich Adam Bodnar. Polityka ściągania najlepszych naukowców z Europy Środkowo-Wschodniej, wspartych regularnie odwiedzającą Węgry kadrą socjologów, filozofów i ekonomistów z USA i Europy Zachodniej, w połączeniu z przystępnymi kosztami życia w Budapeszcie i szeroką ofertą stypendialną sprawiła, że CEU stał się realną alternatywą dla studiów w Wielkiej Brytanii czy Stanach Zjednoczonych. Ostatni rozdział tej imponującej historii rozpoczął się w kwietniu 2017 r. Wtedy to rząd Viktora Orbána, coraz silniej dryfujący w kierunku państwa w całości zależnego od osobistych decyzji premiera, wprowadził tzw. Lex CEU. Tak ochrzczono ustawę o węgierskich oddziałach uczelni zagranicznych. Uniwersytet Środkowoeuropejski, choć ulokowany w Budapeszcie, formalnie węgierską placówką był jedynie częściowo. Według oficjalnej dokumentacji stanowił akredytowany na Węgrzech oddział amerykańskiego Bard College. Formalnie więc podlegał amerykańskim regulacjom akademickim. Co za tym idzie, programy nauczania i kryteria uzyskania dyplomów tworzone były zgodnie z amerykańskim, a nie europejskim modelem. I pewnie byłoby to jeszcze do przełknięcia, gdyby nie fakt, że za finansowanie i rozwój CEU, który stał się ostatnim bastionem liberalizmu na Węgrzech, odpowiadał naczelny wróg Orbána, George Soros. Walka o pozostawienie uczelni w Budapeszcie trwała 18 miesięcy. Zaangażował się w nią praktycznie cały świat akademicki. Listy poparcia dla CEU i apele do rządu Węgier słali naukowcy z Oksfordu, Harvardu, Yale, przedstawiciele towarzystw naukowych od USA po Australię. Orbán okazał się jednak nieugięty – uczelniani liberałowie muszą się wynosić do Wiednia. Soros jak drzazga Węgierski premier nigdy nie ukrywał, że w CEU najbardziej przeszkadza mu Soros – jego dawny mecenas i patron, dziś uosobienie najgorszych demonów. Oficjalnym powodem wyrzucenia uczelni do innego kraju jest co prawda „zaburzenie konkurencji na rynku uczelni wyższych”, jednak trudno to uzasadnienie brać poważnie. Politycy rządzącej partii Fidesz mówili półtora roku temu, że mając dostęp do fortuny Sorosa, CEU jest w stanie oferować więcej niż inne węgierskie uniwersytety, a jednocześnie pozostawać pod częściowym jedynie nadzorem władz w Budapeszcie. Dlatego Lex CEU to tak naprawdę dokument będący w interesie „wszystkich Węgrów”. W praktyce Orbán nie potrafił dłużej tolerować obecności szkoły tworzonej przez jego największego przeciwnika. Nawet w oficjalnym komunikacie Ministerstwa ds. Zasobów Ludzkich z 3 kwietnia 2017 r. uczelnię opisano jako „uniwersytet Sorosa”, zarzucając jej „działanie na szkodę węgierskiego państwa i wprowadzanie dyskryminujących praktyk w biznesie”. Szefowi rządu przeszkadzało nie tylko to, że Soros na uczelni zarabiał, ale też fakt,










