Azjata to Azjata

Azjata to Azjata

W czasach koronawirusa każdy Azjata jest Chińczykiem, a każdy Chińczyk jest podejrzany

– W lutym byłem w McDonaldzie, a grupa nastolatków zaczęła mnie nagrywać – opowiada Tetsuo. – Dobiegały mnie od ich stolika takie słowa jak korona, Chińczyk, a kiedy przechodziłem obok, zasłonili sobie twarze koszulkami, jakby zakładali maski, i zaczęli kaszleć. Gdy wychodziłem, usłyszałem głośne westchnienia ulgi. Innym razem w poczekalni u lekarza w kolejce do szczepienia dziewczynka zaczęła szeptać do mamy przestraszona: „Chińczyk, Chińczyk”. Może skojarzyła, że skoro widzi Azjatę u lekarza, ma to związek z koronawirusem. A może to nie miało w ogóle związku ze mną… – Tetsuo nie jest Chińczykiem. Jest Japończykiem, a w Polsce mieszka od 13 lat.

Cing ciang ciong

Dwie Indonezyjki zostały wyproszone z salonu sukien ślubnych w Warszawie. Powód – ekspedientki bały się zarażenia koronawirusem. W Sosnowcu trzech mężczyzn otoczyło Chinkę, krzycząc: „Koronawirus!”, „China!”. Wietnamka mieszkająca w Łukowie została zaatakowana przez nastolatków – wyzywali ją od j… Chinek, kazali „sp… bo ma koronawirusa”. Mieszkającą w Poznaniu Chinkę Yulin zaczepiło trzech nastolatków, którzy jeździli wokół niej na rowerach i udawali, że kaszlą. Później na ulicy opluł ją obcy mężczyzna. Wreszcie najdrastyczniejszy przypadek: kucharz pochodzenia chińskiego został opluty i dotkliwie pobity we Wrocławiu. Wszystkie te zdarzenia miały miejsce krótko po tym, jak wirus dotarł do Polski, jeszcze przed wprowadzeniem przez rząd pierwszych obostrzeń. Czy napięcie spowodowane pandemią i strach przed zachorowaniem są tak wielkie, że skłaniają ludzi do podobnych zachowań? Czy jednak wirus stanowi jedynie pretekst? Laura uważa, że to drugie.

– Gdyby takie sytuacje były powodowane tylko paniką, spotykałyby także Włochów. Ale Włocha, w przeciwieństwie do Azjaty, nie tak łatwo rozpoznać – mówi. – Mnie nie zdarzyło się akurat nic związanego z koronawirusem, ale chyba jestem wyjątkiem. Raz na kilka miesięcy słyszę agresywne odzywki, wyzwiska, zaczepki. Ostatni raz miałam taką sytuację pod koniec zeszłego roku. Pijany chłopak mnie wyzywał, a ludzie wokół udawali, że nie widzą, co się dzieje. Pojawiają się teksty typu: „Cing ciang ciong”, „Ty, żółta, sp…”.

Laura też nie jest Chinką. Pochodzi z mieszanej rodziny. Jest dwujęzyczna, ale ludzie często zakładają, że osoba o azjatyckim wyglądzie nie może swobodnie posługiwać się polskim. Po prostu nie może.

– Czasem chwalą mnie, że ładnie mówię po polsku, albo pytają, gdzie się nauczyłam. Kiedyś w restauracji zagadałam do kelnerki, wtrącił się facet, który słyszał tę rozmowę. Zwrócił się do mnie słabym angielskim, chociaż słyszał, że mówię po polsku. Chciał być miły, no ale to jest jednak przejaw uprzedzeń, bo zasugerował się tylko wyglądem. Mimo to i tak jestem w uprzywilejowanej grupie, bo czarnoskórym albo osobom o bliskowschodnim wyglądzie jest jeszcze trudniej. Na pewno mam taką przewagę, że mogę odpowiedzieć na zaczepkę. Nie toleruję podobnych zachowań, staram się reagować. Gdyby ode mnie ludzie się odsuwali, tobym zapytała, czy jest jakiś problem.

Pusto w windzie

Rasizm i dyskryminacja mają także mniej drastyczne oblicze niż wyzwiska i przemoc. Od ostatniej soboty stycznia Angela wychodziła na zakupy tylko w weekendowe poranki. Ze względu na swój i innych komfort psychiczny – swój, bo miała dość podejrzliwych spojrzeń, a innych, bo uznała, że mają prawo być zaniepokojeni. Mimo że epidemia – wówczas jeszcze nie pandemia – pozostawała dla większości Polaków tylko „wirusem z Chin”, Angela zaczęła odczuwać jej skutki. Pochodzi z Tajwanu, pracuje w Polsce już prawie pięć lat. Przez ten czas dzień w dzień, od poniedziałku do piątku, jeździła tą samą windą na 12. piętro. Większość pracowników biurowca musiała więc ją spotkać chociaż kilka razy. Jednak nagle Angela zaczęła odnosić wrażenie, że na tej małej powierzchni windy ludzie starają się od niej odsunąć. Jej pojawienie się w przestrzeni publicznej, np. w restauracji, również powodowało niespotykane wcześniej poruszenie i przyciągało spojrzenia.

Można by podejrzewać, że to siła sugestii, ale jej odczucia podziela Iza. Iza jest Polką i z Chinami nie łączy jej nic, z Azją – praca w azjatyckiej firmie. Jednak z powodu wyglądu często jest brana za Azjatkę. Od niej również ludzie odsuwali się w windzie.

– Moje doświadczenia nie są szczególnie złe, jak na nie patrzę z perspektywy, to część wydaje się nawet zabawna – mówi Quang, student psychologii pochodzący z Wietnamu. Mieszka w Polsce od niecałych dwóch lat, dopiero od niedawna spotyka się z nieżyczliwym traktowaniem. – Po wybuchu pandemii takich zachowań wobec Azjatów było dużo więcej. Kiedyś jechałem autobusem na uczelnię, obok usiadła kobieta koło trzydziestki. Popatrzyła na mnie, po czym założyła maseczkę. Gapiła się tak uporczywie kilka minut bez przerwy, starałem się ją ignorować. Może chciała mnie zawstydzić i zmusić, żebym wysiadł? Nie zrobiłem tego. A ona wyciągnęła różaniec i zaczęła się modlić. Innym razem stanąłem w kolejce w supermarkecie. Nagle wokół mnie zaczęło się robić pusto, ludzie przenosili się do innych kolejek. Ale byłem zadowolony, bo nie musiałem czekać! – śmieje się Quang.

Annie widzi powód zaczepek raczej w strachu przed wirusem, wcześniej nie miała podobnych doświadczeń. Cztery lata temu przyjechała do Polski na wolontariat. Spodobało jej się, więc po roku w Wietnamie przyjechała tu znowu, tym razem na studia.

– Robiłam zakupy w Rossmanie – nawiązuje do sytuacji z lutego. – Akurat wybierałam szampon, ale kątem oka zauważyłam, że stojący obok facet wpatruje się we mnie, jakby był w szoku. Myślę sobie: czy ja coś robię nie tak? O co chodzi? A potem: no tak, koronawirus… W mediach codziennie tylko jeden temat: chiński wirus, wirus w Chinach, choroba w Chinach. Myślę więc, że ludzie, widząc Azjatę, od razu kojarzyli go jako osobę przenoszącą chorobę. Mieszkam tu dwa lata i wydaje mi się, że Polacy nie mają nic przeciwko Azjatom – już się do nas przyzwyczaili. Oczywiście są ludzie, którzy nienawidzą imigrantów. Ale apogeum tego zjawiska przypada na 11 listopada, wtedy lepiej nie wychodzić na ulicę. Poza tym dniem ludzie są mili i pomocni, nawet kiedy nie rozumiemy się nawzajem.

Żółta gorączka i januszowe żarty

Bartek też ma w większości dobre doświadczenia. Jest Koreańczykiem, ale gdyby miał wybrać sobie polskie imię, chciałby być Bartłomiejem Grzegorzem – to ładnie brzmi. Świetnie zna polski, mieszka tu już 12 lat. Z przykrymi sytuacjami spotyka się bardzo rzadko.

– Raz w tramwaju podeszła do mnie taka gimbuska, 13-14 lat – mówi. – Powiedziała: „K… Azjata!”. Jak na nią spojrzałem, to sobie poszła. Według mnie te ataki wynikają z paniki w związku z wirusem. Ludzie szukają winnych, bo nie mają gdzie wyładować stresu związanego z tą sytuacją.

Bartek nie tylko rzadko doświadcza przykrego traktowania, ale można nawet zaryzykować stwierdzenie, że wtapia się w tłum.

– Bardzo często podchodzą do niego starsze panie i pytają o drogę – mówi jego partnerka Basia. – Albo zagadują na przystankach, dokąd jedzie autobus. Nawet jeśli jesteśmy we dwoje, zwracają się tylko do niego.

Bartek uważa, że rasizm jest obecny w każdym kraju, a Polska na tym tle wypada całkiem dobrze. Basia, chociaż jest Polką, ocenia swoją ojczyznę dużo krytyczniej. Zdaniem Bartka największy problem stanowią, jak sam to określa, „rubaszno-januszowe” żarty z narodowości, płci, orientacji.

– Polacy, żartując z gejów, Azjatów albo opowiadając seksistowskie dowcipy o kobietach, często nie chcą nikogo obrazić, tylko nie rozumieją, że to jest niewłaściwe i przekracza granicę. Na przykład słynne „cing ciang ciong” czy rysowanie skośnych oczu. Zresztą wśród osób dorosłych i wykształconych takie żarty zdarzają się rzadziej. Jeszcze innym problemem jest kwestia płci. Azjatki są w gorszej sytuacji, częściej niż mężczyźni spotykają się z rasizmem.

Annie potwierdza, że kobiety zmagają się z większą liczbą stereotypów. Wiele z nich bierze się z pornografii. – Dużo znajomych mówiło mi: „Będziesz miała tutaj powodzenie, bo Azjatki są egzotyczne”. A ja na to: „Niby co takiego w nas egzotycznego?” – opowiada. – Mężczyźni oczekują, że będziemy uległe, z góry spodziewają się zestawu konkretnych cech. Na pewno nie chciałabym mieć partnera z „żółtą gorączką” (yellow fever – potoczne określenie seksualnej fascynacji zachodnich mężczyzn Azjatkami – przyp. aut.). Kiedyś spotykałam się z takim facetem, miałam wrażenie, że podobam mu się nie jako ja, tylko dlatego, że jestem Azjatką. Ciągle mówił o japońskich filmach, wojnie w Wietnamie, koreańskim jedzeniu, a nie o normalnych rzeczach, o których się rozmawia, będąc parą: jaki film chcesz zobaczyć, dokąd masz ochotę pójść. Tak jakby nie interesował się moją osobowością. Ucięłam tę znajomość.

Komentarze i zaczepki najczęstsze są ze strony dzieci i nastolatków. Tetsuo jest wyrozumiały: – Przed koronawirusem spotykały mnie sytuacje raczej zabawne. Kiedyś szedłem po ulicy z walizką i chciałem wyjąć z niej portfel. Rozłożyłem ją więc na środku, a ludzie myśleli, że jestem wietnamskim sprzedawcą. Bo skoro Azjata z walizką, to pewnie handluje ubraniami – a jak handluje, to Wietnamczyk. Dopiero ostatnio dochodzi do zdarzeń bardziej nieprzyjemnych. Owszem, dzieci podchodziły do mnie i mówiły „cing ciang ciong”, ale u nich działa instynkt stadny. Ktoś w grupie zacznie, więc innym głupio się wyłamać. Ale niekoniecznie muszą być negatywnie nastawione, może to po prostu ciekawość. Nie uważam, że w takich sytuacjach my, Azjaci, jesteśmy tylko ofiarami. Też powinniśmy reagować, zaczynać rozmowę.

Quang podziela tę opinię. – Często dzieci patrzą na mnie i szepczą coś do rodziców – opowiada. – Ale same dzieci są niewinne. Jeśli zachowują się w jakiś sposób, to dlatego, że to samo robią ich rodzice.

Wszędzie Chińczycy

Teoretycznie pierwsze, co przychodzi na myśl statystycznemu Polakowi, który styka się z osobą o azjatyckim wyglądzie, to Wietnam. Wietnamczycy stanowią najliczniejszą azjatycką społeczność w Polsce – zwłaszcza w Warszawie, w której mieszka pięcioro spośród moich rozmówców. Zmarła w 2015 r. wietnamistka i sinolożka dr Teresa Halik oceniła ich liczbę na 40 tys. Później nikt tym tematem się nie zajmował.

Żaden z moich rozmówców nie jest Chińczykiem. Pochodzą z Korei, Wietnamu, Tajwanu. Mimo to nikt nie pyta ich o pochodzenie – od razu są brani za Chińczyków. Ich kraje różnią się kulturą i językiem, a gdy zagłębić się w historię i politykę, okaże się, że stosunki między tymi państwami (oraz Chinami) bywają bardzo napięte.

– Kiedyś podeszła do mnie kobieta i powiedziała: Ni hao, odpowiedziałem więc po polsku, że nie znam chińskiego, wtedy się zmieszała – wspomina Bartek. Z kolei chłopak, który zaatakował Laurę w barze, usprawiedliwiał się później, że pracował z Chińczykami i ma złe doświadczenia. Jakby to miało jakkolwiek uzasadniać wyzwiska wobec niej. Również Quang w dość nieprzyjemnych okolicznościach dowiedział się, że w czasach koronawirusa każdy Azjata jest Chińczykiem, a każdy Chińczyk jest podejrzany.

– Pod koniec stycznia byłem z kolegą w pubie – opowiada. – Wtedy temat wirusa był daleko, nie myślałem o nim prawie wcale. Kilku facetów koło trzydziestki zagadało do mojego kolegi: „Czemu zadajesz się z j… Chińczykami, oni przenoszą wirusa!”. Odpowiedział im, że nie jestem z Chin, a oni na to: „Nieważne, Azjata to Azjata, wszyscy są tacy sami”. Polacy automatycznie uznają, że muszę być Chińczykiem. Jednak poza takimi sytuacjami jak ta w pubie, kiedy w grę wchodzi agresja, nie przeszkadza mi to. Dla starszego pokolenia w Wietnamie biały z Zachodu to biały z Zachodu. Moja mama w życiu nie byłaby w stanie odróżnić np. Włocha od Hiszpana czy Polaka. Nie jest dla mnie problemem, że ludzie przyglądają mi się na ulicy czy w supermarkecie. Jak Wietnamczycy zobaczą w swoim mieście obcokrajowca, to też będą patrzeć.

Co dalej? Annie obawia się rasistowskich ataków i złego traktowania, ale nie chce siać paniki. Jeśli spotka ją coś nieprzyjemnego, nie pisze o tym w mediach społecznościowych. Inni Azjaci, czytając jej wpisy, mogliby odnieść wrażenie, że takie rzeczy dzieją się wszędzie. A może to tylko jednostkowy przypadek? W dobie takiego kryzysu nie należy dodatkowo podsycać niepokoju.

– Poza tym teraz sytuacja trochę się odwraca – wskazuje. – Azjaci zaczynają się bać Europejczyków przyjeżdżających do Azji. Kiedy ktoś studiujący w Europie wracał do Wietnamu, zwykle wszyscy go podziwiali, myśląc, że skoro rodzinę stać na taki wyjazd, to musi być zamożna. A teraz nikt nie chce z nim rozmawiać, każdy powie: „Idź do domu i siedź tam 40 dni na kwarantannie!”. Mnie jest łatwiej, gdy mam pozytywne podejście. Jeśli będę czuć niechęć do Polski, to jakbym czuła niechęć do decyzji, którą sama podjęłam.

Quang też jest optymistą. Mimo że przykre sytuacje się zdarzają, czuje się tu dobrze. Chociaż znajomi mówią mu, że Polacy są nietolerancyjni, on uważa, że każdy czasem zachowuje się w nieodpowiedni sposób. Laura spodziewa się, że w dłuższej perspektywie będzie lepiej – ale w dużo dłuższej perspektywie. Uważa, że pretekst koronawirusa wkrótce ustanie, jednak żeby zniknął rasizm, muszą minąć pokolenia.

Według Tetsuo zmiany wymagają czasu, ale i on patrzy w przyszłość z nadzieją. – Widzę teraz dużo napięcia także między samymi Polakami. Przed wprowadzeniem obostrzeń często byłem świadkiem kłótni i sprzeczek w miejscach publicznych. Wszystkim udzielał się nerwowy nastrój. Jestem bardzo wdzięczny tym, którzy traktują syna i mnie miło i serdecznie mimo obawy przed koronawirusem. Na przykład sympatyczna pani z warzywniaka, u której robię zakupy. A jeśli chodzi o uprzedzenia, to wynikają z tego, że Polska jest od wielu lat jednolita etnicznie. Polacy nie są przyzwyczajeni do wielokulturowości, muszą się odnaleźć w nowych realiach. A to nie nastąpi od razu. Równość wymaga odwagi, wszyscy muszą się starać, i Polacy, i my.

Fot. Krzysztof Żuczkowski

Wydanie: 18/2020, 2020

Kategorie: Kraj

Komentarze

  1. Jerzy
    Jerzy 30 kwietnia, 2020, 05:47

    To my. W niedzielę lakierki i najlepsze ciuchy do kościoła, na codzień „miłujemy bliźniego” jak nakazuje nam pismo… Lata cywilizowania poszły w błoto…

    Odpowiedz na ten komentarz
  2. Kaczka
    Kaczka 31 maja, 2020, 02:04

    Pierdu pierdu T-Sraskowski

    Odpowiedz na ten komentarz

Napisz komentarz

Odpowiedz na treść artykułu lub innych komentarzy