Bąble z pomysłami

Bąble z pomysłami

Działają w środowiskach lokalnych na przekór nicnierobieniu Stowarzyszeń, fundacji, zrzeszeń i organizacji pozarządowych działających dziś w Polsce jest bez liku. Jedne pracują sporadycznie, od przypadku do przypadku, drugie mają długofalowy, obliczony na lata program. Niezależnie od celów, jakie realizują, widzą w swoim działaniu możliwość „naprawienia świata”. W ostatni poniedziałek maja ich przedstawiciele przyjechali do Warszawy, by porozmawiać o swojej działalności w ramach Akademii Rozwoju Filantropii w Polsce. – Ich aktywność jest jak bąble nowego na starym morzu – mówi Paweł Łukasiak, prezes ARFP. – Aktywizują uśpioną społeczność. Robią to w różny sposób. Przykładowo w Rydułtowach na Śląsku nieformalna grupa kobiet Pikotki wspólnie dziergała, haftowała i szydełkowała; powstały prace na unikatowe wystawy. A my jako jedyni w Polsce przekazujemy pieniądze na projekty wymyślone przez ludzi, którzy tam mieszkają i najlepiej wiedzą, jakie mają problemy do rozwiązania lub w jaki sposób chcą łączyć ludzi. Dla siebie i dla innych Przygarniają wszystkich. Czasem znajdą tu dla siebie miejsce „oszołomy”, częściej ci, którzy poszukują celu, i ci, którzy pomysł na życie już mają. Jednych zainspirowała troska o przyszłość planety, drugich – własne nieszczęście, jeszcze innych – poczucie odpowiedzialności za małą ojczyznę. Obojętnie, skąd przychodzą i co było powodem – z czasem wspólne działanie i pomaganie innym staje się ich pasją. – Dajemy pieniądze nawet grupom nieformalnym – dodaje Paweł Łukasiak. – Nie dzielimy funduszy tu, na miejscu. Ufamy, że w terenie ktoś zrobi to lepiej. Fundamentem naszej pracy jest pomocniczość dla tych, którzy działając przejrzyście i bez konfliktów, myślą społecznie. To jest w moim przekonaniu nasz wkład w budowę społeczeństwa obywatelskiego. Muszą przełamywać szereg oporów i barier. Od braku własnej i cudzej wiedzy, jak tworzyć projekty, szukać wsparcia u innych, po umiejętności zarządzania i rozliczania programu. Dochodzą do tego ograniczenia wynikające ze zwykłego braku zaufania społecznego. Z badań przeprowadzonych przez CBOS wynika, że ufamy tylko… swojej rodzinie. Z trudem przekonujemy się do ogólnopolskich organizacji charytatywnych, działających od lat, tym bardziej nie zaufamy tym, które założył właśnie nasz sąsiad. Na to trzeba zapracować. Najtrudniej coś zrobić z sąsiadem Marzeniem Klubu Kiwanis Kobieta 2000 z Choszczna (Zachodniopomorskie) jest powołanie Centrum Pomocy Kobiet, Klubu Różowej Wstążki i utworzenie Powiatowego Centrum Organizacji Pozarządowych. Przy okazji klub chciałby zorganizować na choszczeńskich osiedlach kilka placów zabaw. Klub – działający już 11. rok – wrósł w rzeczywistość miasteczka, ma wsparcie samorządu i tamtejszych instytucji. Niewielu jednak udaje się przebrnąć przez mur nieufności własnych sąsiadów. Renata Damętka, prezes Towarzystwa Rozwoju Ziemi Andrzejewskiej (Mazowieckie), nie kryje: – Nieporównywalnie trudniej jest zorganizować coś w gminie niż w powiecie. Społeczność gminna jest kameralna, wszyscy wszystkich znają od lat i najdrobniejsze pomysły „padają”. Dodatkowo paraliżuje ludzi strach, co wójt, burmistrz na to powie… Cokolwiek powiedzą, towarzystwo, jak w piosence Wojciecha Młynarskiego, od lat robi swoje. W ubiegłym roku realizowało program stypendiów pomostowych i dwie osoby z gminy Andrzejewo otrzymały stypendium w wysokości 350 zł miesięcznie przez pierwszy rok studiów. W tym roku sięgnęli po pieniądze akademii, opracowując program „Ścieżki rowerowe – zróbmy to razem”. Warsztaty dla niepełnosprawnych i ujarzmianie graffiti Pieniądze wypracowali w ramach programu także członkowie Stowarzyszenia Dziecko z Gostynia (Wiekopolska); działa ono od sześciu lat, coraz szerzej wciągając do współpracy partnerów zewnętrznych, m.in. dom kultury, lokalną stację telewizyjną czy Powiatowe Centrum Pomocy Rodzinie. – Bo tak naprawdę chodzi o to, aby nie wykluczać z życia społecznego osób, które już i tak z różnych powodów są na uboczu. Dodatkowo grzechem byłoby nie wykorzystać szans, jakie daje akademia, wspomagając i finansując – wyjaśnia Andrzej Konieczny, szef Stowarzyszenia Dziecko. Jego nowy projekt zakłada powstanie warsztatów dla animatorów życia kulturalnego oraz dla artystów niepełnosprawnych, które zakończą się festynem integracyjnym. Do tej pory nie było na to pieniędzy. W Bystrzycy Kłodzkiej (woj. dolnośląskie) akademia dofinansowała działania młodzieży, która ujarzmiła graffiti – w sposób niezwykły ozdabiając i wtapiając weń muszlę koncertową. Liczbę przykładów „na przekór nicnierobieniu” można mnożyć.

Ten artykuł przeczytasz do końca tylko z aktywną subskrypcją cyfrową.
Aby uzyskać dostęp, należy zakupić jeden z dostępnych pakietów:
Dostęp na 1 miesiąc do archiwum Przeglądu lub Dostęp na 12 miesięcy do archiwum Przeglądu
Porównaj dostępne pakiety
Wydanie: 2007, 24/2007

Kategorie: Kraj