Notes dyplomatyczny

Notes dyplomatyczny

Swoje dni ma Adam Kobieracki. I dobrze, bo całkowicie zasłużenie został zastępcą sekretarza generalnego NATO, George’a Robertsona. I teraz na marginesie tej nominacji dwie uwagi.
Pierwsza dotyczy pochodzenia.
Kobieracki jest absolwentem MGIMO, czyli Moskiewskiego Państwowego Instytutu Stosunków Międzynarodowych, rozpoczął pracę w MSZ w latach 80. Dla ludzi, którzy przyszli do MSZ po 1989 r., był człowiekiem do skreślenia. Jako PRL-owski dyplomata wykształcony w Moskwie. Takich ludzi posądzano o rusofilstwo (delikatnie mówiąc), opowiadano, że nie można ich pokazywać na Zachodzie. To „nowy nabór” miał być gwarancją, że Polska jest prozachodnia. Była taka moda – niektórzy z nowego naboru prezentowali się jako ci naprawdę proamerykańscy, na których zachodni sojusznik może polegać. Oczywiście, w przeciwieństwie do MGIMO-wców.
I cóż się okazało? Ano to, że Amerykanie wyżej cenią profesjonalizm niż gorliwość. I sprawy „pochodzenia” niewiele ich obchodzą.
A teraz uwaga druga. Otóż niektórzy odczytali nominację Kobierackiego jako znak, że Aleksander Kwaśniewski, gdy zakończy swoją kadencję w III RP, nie będzie się ubiegał o stanowisko sekretarza generalnego NATO. Bo jeżeli mamy zastępcę, to raczej trudno byłoby ubiegać się nam o najwyższe stanowisko…
Mówiliśmy o wysokich stanowiskach, przejdźmy do niższych. Spore rozbawienie wzbudziła w MSZ sprawa obsady stanowiska zastępcy ambasadora na Łotwie. W Rydze, gwoli przypomnienia, Rzeczpospolitą reprezentuje Tadeusz Fiszbach, I sekretarz KW PZPR w Gdańsku w roku 1980, w roku 1990 założyciel Polskiej Unii Socjaldemokratycznej, czyli koncesjonowanej przez Wałęsę PZPR.
I władza PZPR-owska, i władza solidarnościowa nagradzały Fiszbacha za jego nieudane działania na forum wewnętrznym zagranicznymi placówkami. Za PRL był w Finlandii zastępcą ambasadora, za III RP Bronisław Geremek wysłał go do Rygi już jako pełnego ambasadora. Zresztą bez wielkich złudzeń. Bo od lat w MSZ opowiadana jest anegdota, jak to Fiszbach poznał w Finlandii urzędnika tamtejszego MSZ, prowadzącego sprawy polskie. Otóż poznał go na uroczystości zakończenia swojej czteroletniej misji w Helsinkach i powitaniu następcy… A te cztery lata minęły mu na słuchaniu tłumacza, który czytał mu miejscowe gazety. I tyle – bo na przyjęcia nigdzie nie chodził…
Jest zasada, że jeżeli wysyłamy mało mobilnego ambasadora, trzeba mu dać na zastępcę zawodowca, który będzie wiedział, na czym polega funkcjonowanie placówki. Gorzej, gdy ambasador zastępcę wybiera sobie sam. A tak postąpił Fiszbach. Wybrał Bolesława Domańskiego, który w ostatnich latach pełnił rolę nadzoru budowlanego nad budową naszej ambasady w Rydze. Nadzór spodobał się Fiszbachowi. Więc zaproponował Domańskiego na stanowisko radcy ambasady, czyli swojego zastępcy. Co więcej, przyszły radca nie będzie musiał zdawać egzaminu z języka obcego (w tym przypadku z rosyjskiego), który zdawać musi każdy, kto wyjeżdża za granicę. Domański przedłożył stosowne zaświadczenie o znajomości języka Puszkina z jednej z kieleckich uczelni. Kielce górą?

Wydanie: 2003, 22/2003

Kategorie: Kraj
Tagi: Attaché

Napisz komentarz

Odpowiedz na treść artykułu lub innych komentarzy