Zazdrośnicy przewidywali klapę, ale one mają już w kieszeniach bilety. Mężczyźni będą tylko tragarzami Jest ich 11. Z Warszawy wylatują 3 czerwca, a już 5 zaczynają podejście na dach Afryki. Kilimandżaro to szczyt wulkaniczny z trzema wierzchołkami, które są jednocześnie kraterami trzech wulkanów: Kibo (5895 m), Mawenzi (5149 m) i Shira (3962 m). Shira i Mawenzi wygasły, Kibo czasami wyrzuca z siebie parę wodną i gazy. Ostatnia większa erupcja zdarzyła się około 360 tys. lat temu. Zatem Kibo (od czasu powstania niepodległej Tanzanii nosi nazwę Uhuru Peak) to najwyższe wzniesienie. Kilimandżaro w języku suahili oznacza „Górę złego ducha”, ale nazwa powstała podobno z połączenia słów kilima (górka) oraz njaro (demon zimna) lub też od słowa njare, czyli źródło wody. Śmiałków, którzy chcą zdobyć „Górę złego ducha”, czeka -30 stopni na szczycie, rozrzedzone powietrze (powyżej 5700 m w powietrzu jest dwukrotnie mniej tlenu niż na poziomie morza) i związane z tym mdłości, zawroty, bóle głowy i zaburzenia widzenia. W takich warunkach każdy krok wymaga ogromnego wysiłku. Najpierw idzie się (jeszcze w szortach) przez las tropikalny, aż do obozu Machame na wysokości 3100 m. Dalej trasa wiedzie przez płaskowyż Shira, okolice wieży z zastygłej lawy, która zwie się pieszczotliwie Kły Rekina, dolinę Karanga, aż do obozu Barafu (4600 m). Siódmego dnia wyprawy dziewczyny rozpoczynają zdobywanie dachu Afryki. Aby stanąć na Uhuru Peak na wysokości 5895 m (już w puchowych kurtkach), będą musiały nieźle wyciągać nogi przez osiem, dziewięć godzin. A potem… już tylko pięciogodzinny spacer, by z powrotem zejść do obozu Mweka (3100 m). Po tych trudach zwiedzanie masajskich wiosek Terat, Ngorongoro, Arusha i Mombasa, gorące wybrzeże z noclegiem nad samym oceanem (oczywiście, pod chmurką), a w drodze powrotnej – przystanek w Nairobi. Dalej już przez Amsterdam lub Londyn do Polski. Taki jest plan. W Afryce trzeba przeżyć Każda jest inna. Wspólnie nie brakuje im tylko wariackich pomysłów. Duszą przedsięwzięcia jest Iwona Grabowska i to ona zaraziła wszystkie Afryką. – Znałyśmy się z Internetu – opowiada Marianna Konarska (mieszka w Warszawie i tu studiuje nauki polityczne i fotografię. Czuje się trochę jak na wygnaniu, bo pozostałe dziewczyny są z Trójmiasta i wszystko, co związane z wyprawą, koncentruje się na Wybrzeżu). – Kiedy przyjechałam na spotkanie do Gdańska i Magda Krajewska powiedziała mi, że wybiera się z Iwoną na Kilimandżaro, popatrzyłam na nią z niedowierzaniem i politowaniem. Ale kiedy Iwona zaczęła opowiadać o Afryce, wyjęła wszystkie materiały i zobaczyłam ten błysk w jej oczach… przepadłam. Iwona przekonała też moją mamę, która na początku była przerażona, a później miałam wrażenie, że sama chętnie by się z nami wybrała. Grabowska kocha Afrykę i może opowiadać o niej godzinami. Zwłaszcza o tamtejszych ludziach, którzy zawsze mają czas, by przystanąć, zapytać o zdrowie, rodzinę i plany. – To nie są zdawkowe pytania, tylko autentyczne zainteresowanie, jakiego u nas się nie spotyka. Afryka ma w sobie coś takiego, że gdy już raz się tam pojedzie, koniecznie chce się wrócić. Ja wracałam kilka razy, chciałam nawet zostać na stałe, ale nie wyszło. Zakochałam się i wróciłam do Polski i… tak się cieszę, że znowu tam jedziemy! – dodaje. Iwonie wyprawy nie są obce, od lat jest pilotem wycieczek nawet w najodleglejsze zakątki świata. – Tam w powietrzu unosi się zapach wolności – dodaje Ania Umiecka. Jest z nich najstarsza i mówi, że zawsze wszystko robiła na opak. Rodziła dzieci, kiedy koleżanki studiowały, studiuje, kiedy one zakładają rodziny. Stara się nauczyć swoje pociechy, że w życiu nie wystarczy jeść, spać i pracować. Trzeba mieć marzenia i być twórczym, choćby się miało przez całe życie piec ciasto w domowym piekarniku. Najważniejsze, żeby wychodziło jak dzieło sztuki. Każda decyzja zajmuje jej mnóstwo czasu, ale te szalone tylko chwilkę. – Po powrocie z Afryki nie da się zapomnieć tej przestrzeni i nieprawdopodobnej przyrody, która uczy pokory. I ludzi. Kiedy wróciłam do Polski z Kenii, miałam wrażenie, że na ulicy jestem przezroczysta. Wszyscy mijali mnie w pośpiechu, obojętni, obwieszeni elektronicznymi gadżetami – wspomina. Iza Jopkiewicz (27
Tagi:
Beata Czechowska-Derkacz









