Kiedy i w jaki sposób Amerykanie powinni wycofać się z Iraku? „Ogłosić zwycięstwo i wycofać się”, tak mówili podczas wojny w Wietnamie bardziej przewidujący senatorowie USA. Po latach ta roztropna rada znów stała się aktualna. Stany Zjednoczone odniosły wprawdzie sukces dyplomatyczny. Rada Bezpieczeństwa ONZ przyjęła rezolucję legitymizującą obecność w Iraku zdominowanych przez Amerykanów międzynarodowych sił stabilizacyjnych aż do stycznia 2006 r. ONZ uzna też rząd Iraku, który 30 czerwca przejmie suwerenną władzę nad krajem. Wielu analityków, jak brytyjski politolog Toby Dodge z University of Warwick, twierdzi jednak, że ta rezolucja niewiele zmieni. „Nie ma mowy o wielonarodowości. Francja i Rosja nadal nic nie robią. Tymczasowy rząd Iraku przypomina Radę Zarządzającą, którą zastąpił. Rząd Tymczasowy to fenomen ograniczony do zielonej strefy” (silnie strzeżona zamknięta strefa w Bagdadzie, w której znajdują się ośrodki władzy sił okupacyjnych oraz władz Iraku). Podobne obawy żywi premier Iraku, Ijad Alawi, dawny funkcjonariusz saddamowskiej partii Baas, a potem współpracownik CIA. Uważa on, że wielonarodowa koalicja powinna przysłać do Mezopotamii jeszcze więcej żołnierzy. Stany Zjednoczone i ich sojusznicy coraz bardziej grzęzną w irackich lotnych piaskach. Nadal kręci się spirala chaosu i brutalnej przemocy. Na początku bieżącego roku nawet najwięksi czarnowidze w Waszyngtonie nie przewidywali tak dramatycznego rozwoju wydarzeń. W Faludży wybuchła rewolta sunnitów, a na południu Iraku rebelia szyitów pod wodzą radykalnego przywódcy Muktady al-Sadra. Skandal z dręczeniem więźniów w Abu Ghraib, dawnym ośrodku tortur Saddama Husajna, pozbawił Stany Zjednoczone w Iraku legitymizacji moralnej. Barbarzyński czyn terrorystów, którzy przed kamerą ścięli głowę porwanemu Amerykaninowi, wstrząsnął opinią publiczną USA. Pojawiły się głosy, że prezydent George W. Bush, atakując i okupując Irak, kraj o odmiennej kulturze, religii i systemie wartości, wzniecił zapowiadaną od dawna przez politologów wojnę cywilizacji. Amerykanie mają w Mezopotamii 140 tys. żołnierzy, nie licząc wojsk sojuszniczych, jednak nie potrafią poradzić sobie z ruchem oporu. Codziennie dochodzi do zamachów. W kwietniu zginęło w Iraku 136 amerykańskich żołnierzy, w maju ponad 80, w pierwszym tygodniu czerwca – 13. Wśród Irakijczyków niemal każdego dnia jest kilkudziesięciu zabitych i rannych. Okupacja kosztuje amerykańskiego podatnika 4,7 mld dol. miesięcznie i uniemożliwia Stanom Zjednoczonym rozwiązywanie innych palących problemów świata (takich jak konflikt bliskowschodni, nuklearne ambicje Korei Północnej i Iranu). Generałowie George’a Busha czują swoją bezsilność – uprzednio zapowiadali, że stłumią bunt w Faludży i ukarzą pochodzących z tego miasta morderców amerykańskich obywateli. Także Muktada al-Sadr miał zostać ujęty i postawiony przed sądem. Skończyło się rozejmami (nie zawsze przestrzeganymi). Kontrolę nad Faludżą przejęła brygada składająca się przede wszystkim z dawnych żołnierzy Gwardii Republikańskiej Saddama oraz mudżahedinów – bojowników ruchu oporu. Miasto stało się w praktyce niezależnym islamskim państewkiem, w którym rządzą mudżahedini i imamowie, a funkcjonariusze proamerykańskich władz Iraku nie mają nic do powiedzenia. Także Al-Sadr jest bezpieczny, nie zamierza rozwiązywać swej milicji. Ten szyicki duchowny, uważany uprzednio za pozbawionego poważniejszych wpływów wartogłowa, cieszy się coraz większym mirem. W sondażach popularności już prawie dorównuje umiarkowanemu przywódcy szyitów, ajatollahowi Sistaniemu. W jednym ze swych ostatnich rozporządzeń amerykański administrator Iraku, Paul Bremer, wykluczył członków nielegalnych bojówek, a więc także Al-Sadra z udziału w demokratycznych wyborach. Ale Muktada z pewnością nie pozwoli się zepchnąć na boczny tor. Amerykanie dysponują środkami militarnymi, aby zdobyć Faludżę i poskromić sadrystów, zdają sobie jednak sprawę, że doprowadziłoby to do krwawej łaźni i katastrofy politycznej. Po triumfie mudżahedinów w Faludży wielu Irakijczyków doszło do wniosku, że okupanci nie są niezwyciężeni. Prawdopodobnie fundamentem nowego państwa irackiego staną się islam i legenda ruchu oporu. Trudno bowiem przypuszczać, aby nowy rząd Iraku, aczkolwiek uprawomocniony przez ONZ, znalazł w kraju szersze uznanie. Teoretycznie przejmie on kontrolę nad wciąż znajdującymi się w opłakanym stanie irackimi siłami bezpieczeństwa i nad dochodami ze sprzedaży ropy naftowej. Władze w Bagdadzie nie będą jednak mogły wetować wielkich operacji militarnych wojsk koalicji (jak ewentualny atak na Nadżaf czy Faludżę). Także miliardowe









