Bajoro

Już w roku 1871, a więc szmat czasu temu, francuski konserwatywny publicysta katolicki, Louis Veuillot, obawiając się zbytniego wpływu libertyńskich dzienników, radził: „Dzienniki stały się takim niebezpieczeństwem, że konieczne jest tworzyć ich wiele. Prasa nie może być zwalczana inaczej jak tylko przez nią samą i neutralizowana tylko przez swoje mnóstwo. Dodajmy potok do potoku i kiedy jeden zleje się z drugim, nie utworzą nic więcej jak bagno, lub – jak kto woli – morze”. Żyjemy w bagnie. Nie dlatego, że dzienników jest za dużo, ale dlatego, że wszystkie one prześcigają się w dostarczaniu coraz to bardziej sensacyjnych wiadomości, które w sumie zamieniają się w kolosalne bajoro, z którego nie sposób wyłowić czegokolwiek, co zdolne by było przykuć uwagę lub pobudzić do rzeczywistego namysłu. W ten właśnie sposób tonie opinia publiczna – we wrzasku, zgiełku, chaosie, wobec którego najchętniej chciałoby się zatkać uszy. W rezultacie normalny obywatel zdolny jest skupić się niemal wyłącznie na wiadomościach sportowych – że Małysz znów skacze, że piłkarze ręczni przegrali, ale i tak wygrali wicemistrzostwo, że futboliści wykopali Estończyków, a bokser Adamek stracił mistrzostwo świata w walce z mańkutem. Są to wiadomości zdrowe, normalne, krzepiące, ponieważ dochodzą ze świata, w którym istnieją jeszcze

Cały tekst artykułu można przeczytać w elektronicznej wersji "Przeglądu", która jest dostępna dla posiadaczy e-prenumeraty lub subskrypcji cyfrowej.
Wydanie: 07/2007, 2007

Kategorie: Felietony