Balcerowicz nie mógł odejść – rozmowa z prof. Zdzisławem Sadowskim

Balcerowicz nie mógł odejść – rozmowa z prof. Zdzisławem Sadowskim

Nie było praktyczno-politycznej alternatywy dla planu Balcerowicza, bo ludzie powszechnie wierzyli, że dzięki niemu będą żyć jak na Zachodzie Prof. Zdzisław Sadowski – honorowy prezes Polskiego Towarzystwa Ekonomicznego, współautor reform gospodarczych w latach 80. Gdzie pana zastało zaprzysiężenie rządu Tadeusza Mazowieckiego? – Byłem profesorem na Uniwersytecie Warszawskim i czynnym prezesem Polskiego Towarzystwa Ekonomicznego. Oczywiście żywo interesowałem się rewolucyjnymi zmianami w kraju. Miałem nieustające kontakty z osobami, które brały udział w ich realizacji. Prof. Witold Trzeciakowski, minister w rządzie Tadeusza Mazowieckiego, zaprosił mnie do Rady Ekonomicznej omawiającej różne aspekty polityki gospodarczej. Rząd Mazowieckiego budził wielkie nadzieje, ale dostrzegałem też ogromne trudności, a program Leszka Balcerowicza wywoływał moje obawy. Czy znał pan Leszka Balcerowicza? – Oczywiście. W latach 80., gdy pod wodzą Józefa Pajestki przygotowywaliśmy w Polskim Towarzystwie Ekonomicznym koncepcję reformy, dowiedziałem się, że Leszek Balcerowicz z grupą młodych współpracowników opracowuje własny, ale podobny do naszego, program reform w Szkole Głównej Planowania i Statystyki (dzisiejszej Szkole Głównej Handlowej). Były okazje do kontaktów, choć nie było współpracy. Z uznaniem wspominam, że w jego programie wcześnie pojawił się zarys koncepcji tworzenia systemu bankowego, kiedy ja jeszcze tą sprawą się nie zająłem. Nominację Balcerowicza na wicepremiera, ministra finansów, szefa od reformy odebrał pan zatem pozytywnie? – Nie zanadto, bo nie podobało mi się nadmierne, moim zdaniem, uzależnienie od doradców amerykańskich, którzy – jak uważałem – zupełnie nie rozumieli polskiej gospodarki i sytuacji naszego kraju. Ceniłem natomiast energię autora reformy. Pierwszą informację o programie Balcerowicza dostałem od Stanisława Gomułki, którego dobrze znałem i ceniłem. Po wysłuchaniu jego wyjaśnień zareagowałem natychmiast uwagą: „No to będziecie mieli 25-procentowe bezrobocie”. Ale mój rozmówca tym się nie przejął. W „Polityce” opublikowałem artykuł „Chciałbym się mylić”. Ostrzegałem, że konsekwencją wdrożenia planu Balcerowicza będzie wielkie bezrobocie. Wiedziałem, co piszę, bo po latach zajmowania się reformą czułem gospodarkę jak końce własnych palców, mogłem więc przewidzieć skutki projektowanych rozwiązań. Ktoś zareagował na pana tekst? – Nie. Stałem wtedy na straconej pozycji, wszyscy byli zachwyceni programem Balcerowicza. A pan chciał wepchnąć mu kij w szprychy… – No nie, w żadnym razie! Przecież także dążyłem do zmiany systemu i miałem za sobą okres wielkiego wysiłku reformatorskiego. Nie dyskutuje się z nadzieją Był pan jednak w zupełnie innej sytuacji niż Balcerowicz. – Tak, w diametralnie innej. Reformę gospodarczą lat 80. realizowaliśmy ze świadomością, że zmiany muszą zachodzić w ramach dotychczasowego systemu politycznego, bo nie ma szans na jego radykalną zmianę. Nie wiem, co dokładnie myśleli inni, ale moja logika była następująca: zasadnicza zmiana systemu gospodarczego musi z biegiem czasu doprowadzić do zasadniczej zmiany politycznej. Balcerowicz zastał zupełnie nową sytuację. W wyniku fundamentalnej zmiany sytuacji międzynarodowej stało się możliwe bezzwłoczne dokonanie upragnionej zmiany politycznej, a w konsekwencji także przeprowadzenie wstrząsowej przemiany systemu gospodarczego. Sprzyjał temu nie tylko parasol popierających rząd sił politycznych, „Solidarności”, lecz przede wszystkim powszechna euforia wywołana zakończeniem ery rządów komunistycznych i dominacji radzieckiej. Wszyscy, poza betonem partyjnym, oczekiwali gwałtownego otwarcia na nowe, lepsze życie. Nastrojem chwili była gotowość do poświęceń, połączona z wiarą, że w krótkim czasie nastąpi ogólna poprawa i wszystkim będzie dobrze. Efekty miały się pojawić już po pół roku. – Takie było powszechne oczekiwanie. Trudno było z tym dyskutować, bo nie dyskutuje się z nadzieją. Nie tylko Balcerowiczowi w takiej sytuacji by się udało. – Ale to właśnie jemu się udało, prawidłowo odczytał nastrój chwili. Klimat społeczny wokół reformy Balcerowicza przypominał front jedności narodu. Posłowie błyskawicznie uchwalili pakiet ustaw, a prezydent Wojciech Jaruzelski natychmiast je podpisał. Czy trzeba było tak bardzo się spieszyć? – Nie siedziałem w głowie Wojciecha Jaruzelskiego, ale w okresie, gdy zajmowałem się reformą, był do niej nastawiony niesłychanie życzliwie, wiązał z nią wielkie nadzieje, zdając sobie świetnie sprawę, że musi ona pociągnąć za sobą daleko idące konsekwencje ustrojowe. Sądzę, że Wojciech Jaruzelski traktował plan Balcerowicza jako konieczny i dobry dla Polski. Oczekiwania związane z planem

Ten artykuł przeczytasz do końca tylko z aktywną subskrypcją cyfrową.
Aby uzyskać dostęp, należy zakupić jeden z dostępnych pakietów:
Dostęp na 1 miesiąc do archiwum Przeglądu lub Dostęp na 12 miesięcy do archiwum Przeglądu
Porównaj dostępne pakiety
Wydanie: 2013, 47/2013

Kategorie: Wywiady