Pierwsza w historii Austrii kobieta przewodnicząca parlamentu otworzyła go na świat Korespondencja z Wiednia „Zawsze się w życiu starałam. Byłoby źle wyznaczać sobie tak niskie cele, które można osiągnąć w 100%. Właściwie życzę sobie jeszcze tylko wiele czasu. Wystarczającą ilość czasu, by również móc pobyć babcią”. Barbara Prammer, pierwsza w historii Austrii kobieta przewodnicząca parlamentu, wybitna polityczka, ale i niezwykła kobieta po niespełna roku walki przegrała z nieuleczalną chorobą. Nie była panią kanclerz, jak Angela Merkel, ale typowano ją na fotel prezydencki… Choćby ze względu na nią warto było w Austrii wprowadzić trzy lata temu feministyczną wersję hymnu, gdzie zamiast „wielkich synów ojczyzny” pojawia się „ojczyzna wielkich cór i synów”… Kilka razy spotkałam ją na koncertach w sali Wiedeńskiego Towarzystwa Muzycznego. Kiedyś siedziałam obok niej w Theater an der Wien; przywitała się uprzejmie ze mną i sąsiadem z drugiej strony. Na którymś z posiedzeń parlamentu, kiedy członkowie FPÖ i SPÖ obrzucali się oskarżeniami o nieuczciwość, podziwiałam spokój, a zarazem autorytet tej drobnej kobiety o oczach sarny, jak o Barbarze Prammer mówiono w początkach kariery partyjnej. Na jednej z imprez środowisk gejowskich słyszałam, jak ją tam uwielbiają. Ale cenili ją i nauczyciele, i samotne matki, i kobiety pracujące. Bo bardzo ważna była dla niej polityka na rzecz kobiet. Praca częścią terapii Barbara Prammer miała 60 lat, zmarła 2 sierpnia. W Austrii była drugą osobą po kanclerzu. W 2006 r. została pierwszą kobietą na czele parlamentu. Nie dokończyła drugiej kadencji, na którą wybrano ją zgodnie w 2013 r. Wtedy właśnie zdiagnozowano u niej chorobę. Uznała, że podzieli się tą wiadomością z opinią publiczną, bo należało się spodziewać, że terapia ją zmieni. I że będzie pracować dalej, na ile jej zdrowie pozwoli. I doda być może sił innym chorym. Znając jej pracowitość, prowadzący ją onkolog, urodzony w Wieliczce Christoph Zielinski, zalecił: praca będzie częścią terapii. Nauczyła się akceptować dłuższy sen, mniej spotkań, rękawiczki na dłoniach, by chronić nadwrażliwą skórę, mniejsze wymagania wobec siebie. Opowiadała nie o bólu, ale o tym, że jest szczęśliwa, bo daje się go przezwyciężyć; że przybywa na wadze. Że nieco przewartościowała świat i że bardzo czeka na wnuczkę. O samotności, ale i o radości bycia samodzielną, pełną szacunku wobec siebie kobietą. I o tym, jak trudno przychodziło jej dawniej godzić studia z opieką nad dziećmi, i jak nie chciałaby być tylko babcią, bo „tego się własnej córce nie robi”… Także o tym, jak partner córki cieszy się na urlop tacierzyński, we wprowadzeniu którego do systemu świadczeń miała swój udział, tak jak i w przyjęciu przez państwo form partnerstwa, w którym żyją również jej dzieci. Otworzyła parlament na świat Barbara Prammer, socjaldemokratka z SPÖ, pochodząca z górniczej miejscowości i rodziny o tradycjach lewicowych, była wierną córą tego sposobu myślenia. Żyła i pracowała, kierując się przekonaniami o równości kobiet i mężczyzn, o równości mniejszości, w tym seksualnych, sprzeciwiała się wszelkim przejawom faszyzmu i nacjonalizmu. Odważnie stawała w obronie praw człowieka. Prammer otworzyła parlament austriacki na świat, to była nowa jakość. Wprowadziła do niego dyskusję naukową, społeczną i kulturalną. Hohes Haus przy wiedeńskim Ringu stał się miejscem spotkań i dialogu, a ona, przewodnicząc Narodowemu Funduszowi Republiki Austrii na rzecz Ofiar Nazizmu czy funduszowi gromadzącemu środki na remonty żydowskich cmentarzy w Austrii oraz podejmując liczne przedsięwzięcia w parlamencie, przeciwstawiała się wygodnej tezie, że „Austria była pierwszą ofiarą nazizmu”. Szczególnie ważna była dla niej młodzież, uwrażliwianie jej na znaczenie polityki, „wszystko bowiem, naprawdę wszystko w życiu współtworzone jest przez politykę”, podkreślała. Uruchomiła w parlamencie Warsztaty Demokracji. Ok. 70 tys. młodych ludzi uczyło się tam, czym jest demokracja, a co może się zdarzyć, kiedy się o nią nie dba. Parlamentarna dyplomatka była aktywna w IPU, czyli Unii Międzyparlamentarnej, gdzie spotykają się przewodniczący poszczególnych parlamentów. Sprawiła, że w austriackim parlamencie pojawiali się żydowscy ocaleni, a dzieci skazanych na śmierć dezerterów z Wehrmachtu odzyskiwały honor dla swoich ojców. Wspierała ideę pomnika dezerterów z Wehrmachtu. Na co dzień godziła partie w parlamencie, w tej kadencji aż sześć, co wymagało wielkiej zręczności i taktu. Nieustannie apelowała
Tagi:
Beata Dżon









