Placek a duma narodowa

Placek a duma narodowa

A waiter serves pizza Margherita at L'Antica Pizzeria da Michele in Naples, Italy December 6, 2017. Picture taken December 6, 2017.,Image: 433881107, License: Rights-managed, Restrictions: , Model Release: no, Credit line: CIRO DE LUCA / Reuters / Forum

Najlepszej pizzy na świecie nie robią już Włosi. Czy to uderzenie w ich tożsamość? Quartieri Spagnoli, dosłownie dzielnice hiszpańskie, historyczna część Neapolu, jest tak napakowana sklepikami, kawiarniami i knajpkami, że czasem trudno uwierzyć, by ktokolwiek mógł mieszkać tu na stałe. Do niesłychanie ciasnych uliczek, gdzie poobijane samochody wymijają się z wszędobylskimi skuterami, turyści ciągną jednak masowo. Częściowo po to, żeby poczuć klimat starego Neapolu, pamiętającego czasy sprzed zjednoczenia Włoch czy XX-wiecznej modernizacji miasta. Wielu z nich pakuje się jednak w ten labirynt wąskich przejść i nierównej kostki brukowej w jednym, bardzo konkretnym celu. Chcą zjeść znaną na całym świecie, chronioną prawnie i kulturowo neapolitańską pizzę. Cienka, czasami tak bardzo, że wręcz pływająca. Z zapieczonymi, często zwęglonymi brzegami. Występująca najwyżej w kilku wersjach. Żaden ananas, awokado czy inne cuda z nowego świata. Prosty placek z sosem pomidorowym. Coraz popularniejszej nawet w Polsce pizzy „białej”, na której czerwonej papki brak, w Neapolu, przynajmniej tym tradycyjnym, nie uświadczymy. Pizza bez pomidorów to bowiem wymysł rzymski, a niesamowicie przeczuleni na punkcie kulinarnych tradycji mieszkańcy regionu Kampanii żadnych naleciałości z północy jako swoje nie zaakceptują. Tak było przez lata, a nawet całe wieki. To z Neapolu pizza wyruszyła na podbój – najpierw Włoch, później Europy, wreszcie pozostałych kontynentów. I choć o jej odejściu od korzeni napisano już setki artykułów i tomy książek, a amerykańskie sieci zamieniły ją z lokalnego dania w katastrofalny dla zdrowia i wyzuty z tożsamości kulturowej globalny produkt, na tę „prawdziwą” pizzę, jedzoną nieśpiesznie w długie letnie wieczory na południu Półwyspu Apenińskiego, licencję nadal mieli Włosi. Globalizacja pizzy im nie przeszkadzała tak długo, jak pozwalała na kulinarny snobizm. To tłuste ciasto, którym cały świat zajada się prosto z tekturowego pudełka, można było sobie nazywać pizzą, ale z prawdziwą włoską nie miało nic wspólnego. Twierdzili też, że to wina nie tylko przepisu czy składników. Pizzę taką, jaką powinno się jeść, trzeba jeść u źródła. Zrobioną przez Włochów, we Włoszech, z włoskich produktów. Wszystko inne będzie tanią imitacją. Tymczasem pizza staje się coraz mniej włoska, dosłownie i w przenośni. Przyrządzania jej według tradycyjnej receptury nauczyli się już nie tylko obcokrajowcy. Sami Włosi, emigrujący za pracą do Wielkiej Brytanii, Niemiec czy krajów skandynawskich, skutecznie replikują całe neapolitańskie doświadczenie konsumpcji tego placka w innych miejscach na świecie. W dodatku nawet we Włoszech pizzę coraz rzadziej przygotowują lokalni pizzaiolo, jak nazywa się kucharza zajmującego się tym jednym daniem. Zatrudnienie przy nim, najczęściej na czarno, znajdują migranci z Afryki Północnej, Bliskiego Wschodu czy Afganistanu, co dla włoskiej skrajnej prawicy jest nie do zaakceptowania. Radykałowie widzą w tym zamach na włoską tożsamość, oddanie jej walkowerem ludziom, którzy, ich zdaniem, nie mają nawet prawa w Neapolu przebywać, a co dopiero zabierać się do wyrobu tamtejszej pizzy, rzeczy najbardziej włoskiej z włoskich. Krótko mówiąc, pizza zaczyna się Włochom wymykać spod kontroli. Syreny alarmowe zawyły po raz pierwszy w poprzedniej dekadzie, kiedy tytuł mistrza świata w robieniu pizzy opuścił nie tylko Włochy, ale i Europę. W kilku turniejach podobnej rangi seryjnie zaczęli zwyciężać Japończycy, którzy do przygotowania placka podeszli zadaniowo. Do perfekcji odtworzyli cały proces, od ubioru po proporcje składników i czas pieczenia. Wtedy jednak uznano to za folklor, wypadek przy pracy. Dziennik „La Stampa” pisał wprawdzie o „neapolitańskiej porażce”, ale zrzucał ją raczej na karb przygotowania zawodników z Japonii, stosujących strategię mimikry. Oni wyuczyli się naszego sposobu, argumentowała włoska prasa, ale to jedynie potwierdza naszą wyższość kulturową. W kolejnych latach schemat ten zaczął się powtarzać coraz częściej. Laury zdobywali kucharze z innych krajów albo Włosi pracujący dla zagranicznych restauracji, nagród do Neapolu spływało coraz mniej. Pojawiły się nawet oskarżenia o dyskryminację i nacjonalizm wśród sędziów. W czasie ubiegłorocznych mistrzostw świata w robieniu pizzy, rozegranych w Parmie, niezadowolony z ich pracy był Gianni Gallucci z zespołu reprezentującego w turnieju Stany Zjednoczone. Był jedynym jego członkiem, który wziął udział w najbardziej prestiżowej dyscyplinie, jaką jest STG. Skrót ten pochodzi od włoskiego terminu specialità tradizionale garantita

Ten artykuł przeczytasz do końca tylko z aktywną subskrypcją cyfrową.
Aby uzyskać dostęp, należy zakupić jeden z dostępnych pakietów:
Dostęp na 1 miesiąc do archiwum Przeglądu lub Dostęp na 12 miesięcy do archiwum Przeglądu
Porównaj dostępne pakiety
Wydanie: 02/2021, 2021

Kategorie: Świat