Jestem bardziej Zorbą niż damą

Jestem bardziej Zorbą niż damą

Dobry aktor musi mieć odporność słonia, wrażliwość motyla i odwagę Rozmowa ze Stanisławą Celińską, aktorką – Czy potrafiłaby pani policzyć wszystkie role, które do tej pory pani zagrała? – Nigdy nawet nie próbowałam tego robić. Nie oglądam się za siebie. Mam świadomość swojego wieku i chcę jak najwięcej zrobić. Może trochę przesadzam i pracuję zbyt dużo. Ale z drugiej strony, trudno odmawiać, jeśli pojawiają się interesujące propozycje. Każda nowa rola czegoś mnie uczy i wiem, że w przyszłości zaprocentuje. – Jest pani pracoholikiem? – Lubię być osobą bardzo zajętą i nie mogę wytrzymać bezczynności. Bardzo trudno mi utrzymać pozycję leżącą, co zresztą ze względu na chorą nogę nakazał mi lekarz. Kiedy się położę, od razu śpię. Nawet wakacje są dla mnie trudnym czasem. Po sześciu dniach chcę wracać, bo wydaje mi się, że już wystarczająco odpoczęłam, co jest oczywiście złudne. Żyję przecież w dużym tempie. – Czy tak znakomita aktorka jak pani, grająca w tylu filmach i spektaklach, nie może zrobić sobie na przykład rocznych wakacji? Czy aktorom w kapitalizmie pracuje się ciężej? – Po pierwsze, nie jestem przekonana, czy aktorowi służą takie wakacje. Jeżeli w Teatrze Rozmaitości idziemy wspólną, nową drogą, to nie mogę powiedzieć, że ja teraz przez rok będę odpoczywać. Z każdym spektaklem coś się zmienia i muszę cały czas być w peletonie. Jeśli się wypadnie, wrócić jest bardzo trudno. Nigdy nie wiadomo, czy będą mnie jeszcze chcieli. A po drugie, co to za kapitalizm? W latach 70. moja pensja była dziesięciokrotnie wyższa w porównaniu z obecną i może gdybym dziś zarabiała około 10 tys., mogłabym sobie pozwolić na częstsze mówienie „Nie”. Ale moja pensja wynosi tysiąc złotych i muszę pracować bardzo dużo. Kiedyś jak się pracowało, to się miało. Dziś wszystko stało się względne. To dość przerażające, szczególnie dla młodego pokolenia. Dzisiaj aktor, który zrobił bardzo niewiele, ale ma dobrego menedżera, potrafi wywalczyć sobie duże pieniądze. Najważniejsza stała się siła przebicia. – Szansą dla młodych aktorów są dziś sitcomy i seriale. Czy to dobry początek w tym zawodzie? – Nie można mieć pretensji do młodych aktorów, że grają w sitcomach. Gdzieś muszą grać. Kiedy zaczynałam jako aktorka, angaż w teatrze był prawie pewny. Oczywiście, nie w Warszawie, ale były przecież świetne teatry w Poznaniu, Lublinie, Toruniu, Gdańsku. Na niektóre spektakle przyjeżdżało się specjalnie z Warszawy, pojawiali się na nich dyrektorzy teatrów z całej Polski – obserwowali aktorów, a później ich zatrudniali. Aktor czuł się bezpieczniej. Co ma dziś zrobić młody człowiek po szkole aktorskiej, który chce grać, a nie pracować jako kelner? Gra w sitcomie, byle coś robić, byle nie czekać bezczynnie, bo to jest najgorsze. Serial „Alternatywy 4”, w którym zagrałam, też kiedyś był traktowany po macoszemu. Wybrzydzano na wspaniałego, kochanego Stasia Bareję, że jego komedie są „niskie”. Znęcała się nad nimi cenzura, przez co Staś bardzo cierpiał. Dziś jednak serial uznano za „klasykę”, a dla niektórych to film kultowy. Nie oceniam cudzych wyborów, mogę tylko powiedzieć, czego sama bym nie zrobiła. Na pewno nie zagrałabym w reklamie, chyba że moje dzieci byłyby głodne. – Czy aktorowi potrzebny jest łut szczęścia, aby osiągnąć sukces, czy wystarczy talent i ciężka praca? Pani bardzo pomógł debiut w „Krajobrazie po bitwie” w reżyserii Andrzeja Wajdy. – Miałam zupełnie inny plan. Chciałam wyjechać do teatru w Białymstoku. Film Andrzeja Wajdy był dla mnie ogromną szansą, jednak szansę trzeba umieć wykorzystać. Mnie to się udało. Szczęście jest potrzebne, ale nie można na nie liczyć. Trzeba raczej nastawić się na to, że będzie ciężko, i przygotować do walki z przeciwnościami. Przede wszystkim nie można siedzieć z założonymi rękami i czekać. Aktor to także zawód rzemieślniczy i trzeba ćwiczyć, grać jak najwięcej. Jeżeli ktoś tylko siedzi w domu i zamartwia się, że nie dzwoni telefon z propozycjami, powinien zmienić zawód. Trzeba wciąż pukać do różnych drzwi i nie zrażać się niepowodzeniami. – Jest pani nazywana aktorką o cienkiej skórze. Czy każda rola zostawia w pani ślad? – Mam cienką skórę, ale to nie znaczy, że nie staram się czasami jej trochę wygarbować. Jestem osobą bardzo

Ten artykuł przeczytasz do końca tylko z aktywną subskrypcją cyfrową.
Aby uzyskać dostęp, należy zakupić jeden z dostępnych pakietów:
Dostęp na 1 miesiąc do archiwum Przeglądu lub Dostęp na 12 miesięcy do archiwum Przeglądu
Porównaj dostępne pakiety
Wydanie: 2002, 48/2002

Kategorie: Kultura