Beksiński był cały ogarnięty lękami

Beksiński był cały ogarnięty lękami

Zdzislaw Beksinski i Piotr Dmochowski, 1992. Fot. z archiwum Piotra Dmochowskiego

Przez 12 lat byłem niejako chlebodawcą malarza, jedynym źródłem dochodów jego i całej rodziny Piotr Dmochowski – marszand i przyjaciel Zdzisława Beksińskiego Pana postać grana przez Andrzeja Chyrę pojawia się w filmie „Ostatnia rodzina”. Jak pan ocenia tę rolę? – Mój wizerunek jest potraktowany marginalnie, nie jestem tutaj specjalnie ważną postacią. Wcześniej, gdy otrzymałem scenariusz filmu, uznałem, że moja sylwetka jest tam niewłaściwie pokazana, zgłosiłem wtedy zastrzeżenia, które zostały uwzględnione. Nie sprzeciwiałem się więc takiemu ujęciu, ale w istocie mój udział w życiu Zdzisława Beksińskiego był daleko większy niż w filmie, bo przez 12 lat byłem niejako chlebodawcą malarza, jedynym źródłem dochodów jego i całej rodziny. W filmie pojawiam się trzy razy na kilka sekund, ale realnie o wiele częściej występowałem w jego codziennym życiu. Na przykład nie ma w ogóle mowy o naszych dyskusjach i sporach, krążących nieustannie wokół zabezpieczenia finansowego, którego pragnął Beksiński, związanych też z moim pragnieniem zdobycia jego najlepszych obrazów. A jak panu się podoba filmowa postać Beksińskiego grana przez Andrzeja Seweryna? – Mam wrażenie, że twórcom filmu zależało na pokazaniu człowieka dosyć przeciętnego, typowego Kowalskiego, który od czasu do czasu maluje jakiś obraz, czego zresztą się nie pokazuje. Nie widać, że to jest wybitny artysta, znany w całym kraju, który pracuje przez wiele godzin dziennie, słuchając muzyki, głównie klasycznej, ale także popu, do czego przekonał go syn Tomek. Obaj w tej kwestii mieli sobie wiele do powiedzenia. Brakowało mi w postaci Beksińskiego jego ogromnego uroku, jakim emanował podczas spotkań z ludźmi, jego uśmiechu, dowcipu, wielkiej inteligencji i erudycji. Był szalenie miłym rozmówcą, z którym można było przegadać 12 godzin bez zmęczenia, ale potrafił też być nieprzyjemny, co widać w publikowanych obecnie listach i dzienniku. Z tego dziennika dowiedziałem się, jak wielkie miał do mnie pretensje. Twórców filmu najwyraźniej nie interesowała sztuka, którą tworzył Beksiński, bardziej chodziło o jego charakter. – W tej dziedzinie też niewiele o nim powiedzieli. Chociażby o tym, jak ogromnie ważny w jego życiu był seks, stanowiący jeden z naczelnych motorów jego twórczości, jakie marzenia nim władały. Tylko w jednej z pierwszych scen filmu Zdzisław wyznaje w rozmowie ze mną, jakie ma makabryczne pragnienia erotyczne, ale to tylko mało zauważalny epizod, który jedynie sugeruje, jak bardzo skomplikowana była to osobowość, pełna sprzeczności, wątpliwości i wahania. Nie widać też na filmie innego motoru jego twórczości, jakim był lęk. Owo uczucie, które wywołują jego obrazy, nie jest przecież dziełem przypadku. On bał się okropnie śmierci, stale i nieustannie, jeszcze od czasów młodości. Nie wierzył w życie pozagrobowe, ale chciał przetrwać w swoich dziełach, a to rzutowało na jego codzienne życie i sztukę. Miał np. nadzieję, że w muzeum w Sanoku będzie już „na zawsze”, chciał także na mnie wymóc przyrzeczenie, że nigdy nie sprzedam jego obrazów, że one się nie rozproszą po świecie. Chociażby tylko w swoich pracach, ale za wszelką cenę chciał przetrwać na zawsze. To dosyć dziwne żądanie w stosunku do człowieka, który poszukuje nabywców i przesyła artyście pieniądze. – Beksiński chyba łudził się, że jestem ogromnie bogaty i kupuję od niego obrazy głównie dla siebie, co było w części prawdą, bo w istocie postarałem się, by w mojej i mojej żony prywatnej kolekcji znalazły się jego najlepsze dzieła, to znaczy ponad sto obrazów, sto rysunków i sto fotografii, których nie ruszamy i nie sprzedajemy. Oczywiście prace te są pokazywane na różnych ekspozycjach. Obecnie w Muzeum Archidiecezji w Warszawie są obrazy, rysunki i zdjęcia wypożyczone z Miejskiej Galerii Sztuki w Częstochowie, gdzie je zdeponowaliśmy kilkanaście lat temu, jak również prace z naszego paryskiego mieszkania. Co zawierała pańska umowa z artystą? – Miałem obowiązek kupowania od niego 12 obrazów rocznie. W rzeczywistości kupowałem ok. 20 obrazów rocznie, prawie całość jego rocznej produkcji. On sam nie sprzedawał osobom trzecim, bo mu umowa tego zakazywała. Oczywiście wolałbym kupować same jego bardzo dobre obrazy, ale musiałem brać również złe. Mówiąc złe o obrazach mistrza, postawiłbym cudzysłów. Bo co to znaczy „złe”? – Mówię tak, bo według samego Beksińskiego niektóre były nieudane, wyraźnie słabsze. Mnie one też się nie podobały. Ale braliśmy

Ten artykuł przeczytasz do końca tylko z aktywną subskrypcją cyfrową.
Aby uzyskać dostęp, należy zakupić jeden z dostępnych pakietów:
Dostęp na 1 miesiąc 30,00 zł lub Dostęp na 12 miesięcy 250,00 zł
Porównaj dostępne pakiety
Wydanie: 2018, 25/2018

Kategorie: Kultura