Rodzeństwo z Rożyszcz i dwóch księży uratowało żydowską farmaceutkę i jej synka. Po 72 latach ich krewni odebrali podziękowania Kipy i biskupie piuski, szalom i szczęść Boże w siedzibie Konferencji Episkopatu Polski. Po raz pierwszy gościli tam potomkowie ocalonych Żydów, by przekazać tytuły Sprawiedliwych wśród Narodów Świata krewnym odważnych księży i sióstr zakonnych. 76-letnia Berta Turzyński z Hajfy, od 1957 r. obywatelka Izraela, zdecydowała się po śmierci męża uczcić jego pamięć w dość niezwykły sposób. – Postanowiłam odnaleźć krewnych osób, które ocaliły życie męża i jego matki. Pragnęłam, by zostali uhonorowani najwyższym izraelskim odznaczeniem, tytułem Sprawiedliwych wśród Narodów Świata – wyjaśnia. Długo nie znała historii ocalenia swojego męża Lonka i jego matki, Ewy Traunstein-Turzyńskiej, żydowskiej farmaceutki z Rozwadowa nad Sanem. Dopiero dzięki książce teściowej „Sądzonym mi było żyć”, o której wydanie postarała się w Żydowskim Instytucie Historycznym w 2009 r., poznała historię ich przetrwania. – Zrozumiałam wówczas milczenie męża. Ale spotkali na swojej drodze w tych najczarniejszych czasach prawdziwych ludzi. Byli to chronologicznie: Dąbrowski-Foerst, rodzeństwo Leokadia i Edmund Krajewscy z bliskimi, ks. Mikołaj Ferenc i ks. Antoni Kania. W 2012 r. Berta wystąpiła do Yad Vashem z wnioskami o tytuły dla Krajewskich, ks. Ferenca i ks. Kani. Dzięki książce i zebranym zeznaniom decyzja o przyznaniu tytułu była właściwie formalnością, procedury trwały jedynie pół roku, informacja nadeszła w maju 2013 r. – Mamy naszych Sprawiedliwych! – cieszyła się Berta. To najwyższa godność przyznawana w imieniu narodu żydowskiego tym, którzy narażali życie i nie bali się okazać dobro w mrocznych czasach wojny. Kim byli Pozostało „tylko” odszukać ich bliskich. Ewa Rudnik z Departamentu Sprawiedliwych w ambasadzie Izraela podkreśla, jak trudno odnaleźć krewnych osób duchownych, do tego tyle lat po wojnie: – To ciężka detektywistyczna praca. Wśród przyjaciół Berty są Krystyna Chiger-Keren i jej mąż, Marian Kwaśniewski-Keren z Nowego Jorku. Historię ocalenia Krysi i jej rodziny w kanałach Lwowa, opowiedzianą w autobiografii „Dziewczynka w zielonym sweterku”, utrwaliła Agnieszka Holland w filmie „W ciemności”, nominowanym w 2012 r. do Oscara. To Kerenowie poznali mnie z Bertą Turzyński, a ona i mnie zaraziła poszukiwaniami rodzin, którym tak bardzo chciała podziękować za swoją szczęśliwą rodzinę. Kim byli? Co zrobili? Rodzeństwo Leokadia i Edmund Krajewscy z Rożyszcz (dzisiejsza Ukraina) w Wigilię 1942 r. pomogli uciec Ewie Turzyńskiej z sześcioletnim synkiem, przebranym za dziewczynkę. Leokadia Krajewska, Lidka, jak do niej mówiono, krawcowa, przez resztę wojny przechowała bezcenne dokumenty farmaceutki w woreczku trzymanym na piersi. Edmund i jego żona przyjęli Turzyńską z dzieckiem w wigilijną noc, nakarmili, przewieźli w bezpieczne miejsce, narażając życie całej rodziny. – Po Lidce zostało tylko powojenne zdjęcie z dedykacją – wspominała Berta. Od 1943 r. Ewie (oraz wielu innym) pomagał ks. Mikołaj Ferenc, zamordowany w styczniu 1944 r. przez banderowców w Markowej koło Podhajec. Pamięta to 87-letni dziś Wacław Ner, który ukrywał się przed wywózką na roboty do Niemiec u wuja, ks. Antoniego Kani. Po masakrze, w której Ukraińcy zamordowali 56 osób, dorosłych i dzieci, opisanej w historii zbrodni wołyńskich, Turzyńska z synkiem schroniła się właśnie u ks. Kani, akowca, pochodzącego z Przychojca koło Leżajska. Za działalność w AK trafił on potem na Śląsku do więzienia, przed wyrokiem uratowały go wspomnienia pewnego radzieckiego oficera, któremu również pomógł podczas wojny. Dostał warunek – przenieść się jak najdalej. Trafił na drugi koniec Polski, do parafii w Dębnicy Kaszubskiej koło Słupska; tam zmarł w 1964 r. – Nikt się nie chwalił pomaganiem Żydom, to mogło być niebezpieczne – wspomina Wacław Ner. O tym po prostu się nie rozmawiało. Wiele rodzin dopiero dziś poznaje swoich bliskich z innej strony. Poszukiwania Bercie pomogły internet i media. Zgłaszały się osoby z sugestiami, informacjami o grobach poszukiwanych, o ks. Kani, wciąż wspominanym w dawnej parafii. Na prośbę o pomoc w znalezieniu ks. Ferenca z Łomży odpowiedział natychmiast założyciel i naczelny serwisu Historialomzy.pl, Henryk Sierzputowski. Podał kontakt do bratanka księdza, Zygmunta Ferenca, potem do kolejnych osób, informował i kibicował poszukiwaniom, publikował historię ocalenia Ewy i Lonka Turzyńskich na swojej stronie. Berta nie spodziewała się, że poszukiwania pójdą tak sprawnie.
Tagi:
Beata Dżon









