Bez żadnych złudzeń!

Bez żadnych złudzeń!

Nie wystarczy „śpiewać w słusznej sprawie” Rozmowa z Kingą Preis – Wkrótce rozpocznie się we Wrocławiu Przegląd Piosenki Aktorskiej… Obok Edyty Geppert i Katarzyny Groniec, jesteś jedną z najważniejszych laureatek Konkursu Aktorskiej Interpretacji Piosenki… – Niezwykle mi miło, że tak wysoko oceniasz moją pozycję wśród śpiewających aktorów, ale interesujących postaci jest tu znacznie więcej. Zwłaszcza wśród młodzieży artystycznej… Piosenki „Kabaretu Starszych Panów” były wspaniałe – wzruszały mnie i śmieszyły w interpretacji Panów Wasowskiego i Przybory – aktorskie kreacje Kwiatkowskiej, Gołasa, Michnikowskiego, Łazuki, Krafftówny, Dziewońskiego, Jędrusik, Czechowicza, Stępowskiego i innych są niepowtarzalne! To cudowny świat, który jest wspaniałą historią polskiego teatru i polskiej estrady. Nie mogę jednak już słuchać tysięcznej wersji tych piosenek, tysięcznej kopii, marnej najczęściej stylizacji. Dziś trzeba szukać innych ról, innego świata, innych emocji… Nie tylko ja tak sądzę – dlatego na kilku ostatnich festiwalach pojawiły się utwory Toma Waitsa, Stinga czy Nicka Cave’a. Buty na koturnie, czarna sukienka i oczy wbite w reflektor to już za mało, aby poruszyć publiczność. Nie wystarczy „śpiewać w słusznej sprawie” – trzeba tworzyć pełnokrwiste role sceniczne. Piosenka musi być monodramem, małym teatrem. – Mały teatr? Scena Teatru Małego w Warszawie dosłownie pęka w szwach, kiedy pojawia się na niej gościnnie spektakl „Ballady morderców” wrocławskiego Teatru K2, gdzie śpiewasz teksty Nicka Cave’a o zgwałconych dziewczynach szukających zemsty w zbrodni, nastolatkach płacących śmiercią za naiwną przygodę… Groźne tematy! Do kogo jest adresowany ten spektakl? – Do młodych ludzi, do moich rówieśników i ludzi nieco młodszych. Dla nich to ważne przedstawienie. Lubią mówić, że „kultowe”… Z Jerzym Bielunasem, reżyserem, bardzo mozolnie pracowaliśmy nad każdym tekstem. Analizowaliśmy Cave’a, tak jak się analizuje Czechowa, Szekspira, Słowackiego… Robiliśmy – z pełną świadomością – teatr! Nie znoszę konfekcji literackiej i muzycznej. Nie znoszę piosenek o niczym, gdzie tekst jest jedynie wypełniaczem muzyczki. Powodem, dla którego przyjęłam zaproszenie do udziału w „Balladach morderców”, była jednak nie tyle drastyczna tematyka piosenek Cave’a, co oryginalny sposób tworzenia przez autora bardzo wyrazistych typów charakterologicznych. Powiedziałaś, że śpiewam o nastoletniej morderczyni seryjnej. To za mało – taki typ narracji, to znaczy „śpiewania o…”, miały już uliczne XIX-wieczne ballady – opowiadały na przykład o dzieciobójczyniach, zemstach rodowych itd. Ja nie opowiadam. Śpiewając Cave’a, jestem na scenie morderczynią lub ofiarą, muszę się zidentyfikować z postacią, określić jej chory punkt widzenia, przeprowadzić analizę psychologiczną… Żeby dotknąć widza! Nawet do bólu! – Słynna definicja profesora Kazimierza Rudzkiego powiadała, że od piosenki wymagać należy filozofii na poziomie pięknego szlagwortu „A mnie jest szkoda lata…” – A mnie jest szkoda czasu na takie piosenki. Aby wyśpiewywać szlagwortowe banały z melodyjkami, wystarczy być tzw. refrenistką, a nie aktorką. W teatrze trzeba dać z siebie wszystko! Aktor ma na to czasem i trzy godziny. W teatrze piosenki – 3 minuty! Zmieniły się czasy, świat, wrażliwość. Świetnie rozumie to największa „artystka piosenki” – pani Ewa Demarczyk, która w ubiegłym roku przyznała swoją nagrodę Edycie Jungowskiej, aktorce śpiewającej na przekór całej tradycji. – Być przeciw tradycji to chyba za mało, by być artystą? – Jasne, że za mało! Tradycję trzeba znać, trzeba mieć warsztat, ale siebie trzeba szukać we współczesności! To sens istnienia sztuki. – W czym odnalazłaś siebie – w filmie, w teatrze, w piosence? – Nie wiem, czy już się odnalazłam, czy to w ogóle możliwe… Szukam wciąż nowych możliwości poszukiwania siebie w roli czy też granej postaci w sobie. Najciekawsze jest dla mnie – zarówno w filmie, jak w teatrze – odkrywanie drugiego człowieka. Odkrywanie partnera. – Niektórzy mówią, że jesteś aktorką skazaną na sukces – jak się debiutuje u Jerzego Jarockiego jeszcze w Szkole Teatralnej, to dalej mogą być już tylko główne laury na światowych festiwalach… – Najpierw musiałabym przypomnieć, że sama skazałam się na długą, bardzo długą walkę, bo do szkoły teatralnej zostałam przyjęta dopiero za trzecim podejściem. Na trzecim roku studiów dostałam propozycję

Ten artykuł przeczytasz do końca tylko z aktywną subskrypcją cyfrową.
Aby uzyskać dostęp, należy zakupić jeden z dostępnych pakietów:
Dostęp na 1 miesiąc do archiwum Przeglądu lub Dostęp na 12 miesięcy do archiwum Przeglądu
Porównaj dostępne pakiety
Wydanie: 08/2001, 2001

Kategorie: Kultura