Bezradność kowbojów

Bezradność kowbojów

Carlos Mandez waits in line to fill his propane tanks Wednesday, Feb. 17, 2021, in Houston. Customers had to wait over an hour in the freezing rain to fill their tanks. Millions in Texas still had no power after a historic snowfall and single-digit temperatures created a surge of demand for electricity to warm up homes unaccustomed to such extreme lows, buckling the state's power grid and causing widespread blackouts. (AP Photo/David J. Phillip), APTOPIX

Teksas zamarzł. Trwający od ponad 20 lat eksperyment z prywatyzacją i deregulacją energetyki doprowadził do dramatu „Bóg dał wam dwie ręce do pracy i głowę, żeby sobie radzić! Ani rząd, ani władze lokalne nic wam nie są winne. Kto nie pracuje, ten nie je. Mam po dziurki w nosie leserów wyciągających łapy po zasiłki. Ruszcie dupsko z kanapy i zajmijcie się swoimi rodzinami, zamiast ciągle czekać na socjal!” – tak mniej więcej wyglądała niedawna wiadomość do mieszkańców miasteczka Colorado City w stanie Teksas, którą burmistrz zostawił na Facebooku. W zwyczajnych okolicznościach skandal, jaki wybuchł po tych słowach, byłby z pewnością dużo mniejszy. O ile w ogóle by kogoś oburzyły. W końcu Tim Boyd – bo tak burmistrz się nazywał – zaprezentował po prostu nie najgorszą próbkę tradycyjnej teksańskiej ideologii. Według niej grit, czyli połączenie zaradności i uporu, oraz dwie sprawne ręce i chęć do pracy to wszystko, czego potrzeba, by sobie poradzić. Tyle że Boyd postanowił popisać się twardą retoryką, gdy 3 mln gospodarstw domowych i firm było odciętych od prądu, w wielu miejscach tego stanu, większego od Polski, nie było dostępu do wody, władze nakazały mieszkańcom unikać niebezpiecznych i oblodzonych dróg. W Teksas uderzyła bowiem największa od dekad fala mrozów, która odcięła ludzi od podstawowych usług i ściągnęła na nich małą apokalipsę. Wielu Teksańczyków rzeczywiście ma niechętny stosunek do władzy, każdej władzy, a lokalna historia i mitologia podkreślają tradycyjną niezależność stanu. Mówi się o nim nieraz jako o odrębnej „republice” czy „państwie” i chyba częściej niż gdziekolwiek sugeruje secesję. Lokalni politycy – przede wszystkim oczywiście republikanie – mają poglądy podobne do wygłaszanych przez Boyda. Jak gdyby trwały czasy kowbojów, kolonizacji, wojen granicznych i samowystarczalności z XVIII-XIX w. Jednak Boyd jest już eksburmistrzem, a zimowa katastrofa pokazała, jak boleśnie fantazja na temat niezależności przegrywa z twardą rzeczywistością. Przeszło 20-letni trend prywatyzowania wszystkiego – od więziennictwa po energetykę – mści się dziś na Teksańczykach w okrutny sposób. Ropa nie wystarczyła Gdy dziennikarz „New York Timesa” zadzwonił do kolegi w Teksasie, by nagrać rozmowę o sytuacji na miejscu, rozmówca z południa siedział w samochodzie w dwóch parch ciepłych dresów i polarnej kurtce. Okazało się, że w samochodzie jest cieplej niż w domu, jest to też jedyne miejsce, gdzie można naładować baterię telefonu. W połowie lutego, w okolicy walentynkowego weekendu, nad tradycyjnie ciepły stan napłynęły burzowe chmury. Burze śnieżne, zamiecie i arktyczne powietrze znad bieguna północnego doprowadziły do poważnej, wielowymiarowej katastrofy w „stanie samotnej gwiazdy”. Bo surowa pogoda to jedno. Spodziewanym i tragicznym rezultatem ataku zimy były zamarznięcia i przypadki skrajnego wychłodzenia, wypadki samochodowe na oblodzonych drogach, awarie i opóźnienia w dostawach wynikające z wiatru, mrozu i słabej widoczności. Już dziś „Texas Tribune” szacuje, że pod względem samych kosztów gospodarczych tegoroczny atak zimy może być najdotkliwszą katastrofą naturalną w stanie. To znaczy, że będzie bardziej kosztowny niż huragan Harvey z 2017 r., gdy straty wyceniono na 125 mld dol. „Skutki odczuje każde z 254 hrabstw stanu Teksas. To sytuacja bez precedensu w historii”, tłumaczył gazecie przedstawiciel jednej z lokalnych firm ubezpieczeniowych. Jednak na obywateli i gospodarkę spadło coś gorszego niż sam mróz. Sieć energetyczna stanu, który ma tak wielki potencjał przemysłowy, że w pojedynkę byłby jedną z ekonomicznych potęg świata, padła, jakby wróg zbombardował Teksas w serii śmiercionośnych nalotów. Stan, który od ponad stulecia stoi przemysłem energetycznym – ropę odkryto tu na początku XX w. – utracił dostęp do energii. Mimo że Teksańczycy cieszą się przywilejem dywersyfikacji źródeł energii, czerpiąc ją z gazu, wiatru, węgla, atomu i słońca, w połowie lutego zamarzali we własnych domach, nie mogli się dodzwonić na pogotowie, internet i telefonia komórkowa zawodziły, a z kranów przestała płynąć woda. Ludzie dusili się, próbując ogrzewać dom za pomocą odpalenia samochodu, albo truli się wodą – nieświadomi, że z braku prądu padła sieć jej uzdatniania. Jak to możliwe? Nieroztropna niezależność Tragiczną ironią sytuacji w Teksasie jest to, że właśnie duma i legenda tego stanu – jego niezależność – doprowadziła do tak koszmarnej w skutkach eskalacji

Ten artykuł przeczytasz do końca tylko z aktywną subskrypcją cyfrową.
Aby uzyskać dostęp, należy zakupić jeden z dostępnych pakietów:
Dostęp na 1 miesiąc do archiwum Przeglądu lub Dostęp na 12 miesięcy do archiwum Przeglądu
Porównaj dostępne pakiety
Wydanie: 10/2021, 2021

Kategorie: Świat