Biały Dom i księgowi

Biały Dom i księgowi

George Bush jr co prawda przegrał w New Hampshire, ale ma tyle pieniędzy, że walka o prezydenturę jest przesądzona Amerykański uścisk dłoni, sól każ­dej politycznej kampanii w USA od czasów samego Thomasa Jeffersona, nie odegra prawdopodobnie większej roli w tegorocznej walce o Biały Dom. Kandydaci do prezydenckiego fotela nie mają czasu na tradycyjne wizyty w domach swoich wyborców i wiece w małych miasteczkach, bo – jak złośli­wie zauważył “The New York Times” – całą swoją uwagę koncentrują na tele­wizyjnych reklamach i zbieraniu sowi­tych datków od wielkiego biznesu. WEDŁUG PRZEPISU NA ADIDASA Dlaczego politycy coraz rzadziej mie­szają się z tłumem? “Stracony czas, efek­ty mizerne”, określa tę taktykę Carter Wrenn, jeden z doradców medialnych Republikanów. Już w wyborach 1992 r. specjaliści od politycznych zmagań do­strzegli, że w przeliczeniu na poświęco­ny czas i pieniądze bardzo dobre wyniki uzyskał “ten trzeci” , teksański multimilioner, Ross Perrot. Skoncentrował się on na reklamie swojej osoby w mediach elektronicznych. Jego telewizyjne spoty, robione – jak ujawniono tuż po elekcji – według przepisu na promocję kurcza­ków z Kentucky Fried Chicken i sporto­we obuwie Adidasą zrobiły furorę. Cztery lata temu zamieszał w wybor­czej stawce inny czarny koń, multimilioner Steve Forbes. Dysponując praktycznie nieograni­czonym funduszem na kampanię, Forbes rzucił do boju o zwycięstwo setki milionów dolarów W stanie New Hampshi­re, gdzie podobnie jak w tym roku odbywały się pierwsze tzw. prawy­bory, telewizyjne reklamy milionera przyćmiły wszystko inne, łącznie z niezwykle popularny­mi w USA magazynami policyjnymi “na żywo”. Jak wyliczył “The New York Times”, w ciągu tylko jednego tygodnia pokazano w najlepszym czasie antenowym 45 re­klam Forbesa. Firma Ni­ke, prowadząca akurat promocję swego obuwia w New Hampshire, zde­cydowała się na pokazanie jedynie 10 reklamowych spotów. Jeśli w 1992 r. niektórzy komentato­rzy wydziwiali nad medialną strategią Rossa Perrota, w 1996 r. nikt się już nie śmiał. Tym bardziej, dzisiaj wszyscy główni kandydaci do Białego Domu doskonale wiedzą że w epoce rewolu­cji informatycznej do serc Amerykanów dociera się poprzez przekaz tele­wizyjny. I wiedzą, że trzeba za.to – nie­stety – słono zapłacić. “Pieniądze, pie­niądze i jeszcze raz pieniądze. Oto, co liczy się na progu     XXI w.”, napisał “International Herald Tribune”. Zbieranie funduszy wyborczych w USA można prowadzić bez żadnych ograniczeń czasowych. Wprowadzane w kolejnych latach i okresach hi­storycznych przepisy regulują natomiast wysokość dotacji i zabraniają wpłat różnym instytucjom. Nie mogą więc finansować kampanii politycznych pracownicy administracji federalnej'(tzw. ciyil service). 0d 1907 r. zakażane jest przekazywanie pieniędzy kandydatom na prezydentów bezpośrednio przez firmy  i przedsiębiorstwa, a od 1911 r. także przez związki zawodowe. Ograniczona jest wysokość wpłat – osoby indywidu­alne mogą przekazać na fundusz jednego kandydata podczas wyborów nie więcej niż 1000 dolarów, natomiast wieloosobowe komitety poparcia dla jakiejś kandydatury – 5000 dolarów. Jeśli darowizna przewyższa kwotę 200 dolarów – .darczyńca musi ujawnić nie tylko swoje nazwisko, ale także adres i zawód. Bez ograniczeń można finansować kampanię  wyborczą ze środków własnych. Od 1976 raku kandydaci Republikanów i Demokratów, a także inni po­litycy walczący o fotel prezydenta USA, którzy potrafili zebrać 5000 do­larów w postaci maksimum 250-dolarowych datków w co najmniej 20 stanach, mogą korzystać z dofinansowania ze źródeł publicznych. Pie­niądze wypłacane są ze specjalnego funduszu podatkowego – Presidential Election Campaign Fund. W takim wypadku obowiązuje limit łącznych wydatków na kampanię w wysokości 40 milionów dolarów. JEGO WYSOKOŚĆ DOLAR Jak zdobyć takie fundusze, by bez nerwów wygrać prezydenckie wybory? W Ameryce żartuje się, że decyduje w takim wypadku nie osobowość i charyzma kandydata, ale umiejętności eko­nomiczne jego sztabu wyborczego. “Pokaż mi swojego księgowego, a po­wiem ci, czy w ogóle powinieneś próbować (startu w wyborach)”, napi­sał “The Los Angeles Times”. Część prasy w Stanach Zjednoczonych narze­ka, że wyścig do prezydentury z walki. na programy czy choćby osobowości coraz bardziej przekształca się w zma­gania, w których na pierwszy plan wy­suwa się “Jego Wysokość Dolar”. W znacznym stopniu to prawda. Astronomiczne koszty reklamy i wy­stępów telewizyjnych eliminują z gry polityków-romantyków, których

Ten artykuł przeczytasz do końca tylko z aktywną subskrypcją cyfrową.
Aby uzyskać dostęp, należy zakupić jeden z dostępnych pakietów:
Dostęp na 1 miesiąc do archiwum Przeglądu lub Dostęp na 12 miesięcy do archiwum Przeglądu
Porównaj dostępne pakiety
Wydanie: 06/2000, 2000

Kategorie: Świat