Doświadczenie wszystkich krajów pokazuje, że klerykalizacja na siłę prędzej czy później się kończy Prof. Jan Woleński polski filozof analityczny, logik i epistemolog, teoretyk prawdy oraz filozof języka, profesor Uniwersytetu Jagiellońskiego. Członek PZPR od 1965 r. Opuścił szeregi tej partii po wprowadzeniu stanu wojennego w 1981 r. W latach 1980-1990 był członkiem NSZZ Solidarność. Jeden z założycieli Ruchu na rzecz Demokracji w Krakowie w roku 2007. Jest członkiem Rady Programowej Konwersatorium Doświadczenie i Przyszłość. W latach 60. był związany ze Stowarzyszeniem Ateistów i Wolnomyślicieli. Od 2007 r. członek Komitetu Honorowego Polskiego Stowarzyszenia Racjonalistów. Jak pan ocenia polską debatę publiczną? Jaka myśl w niej dominuje? Jaka myśl? Gdy słucham tego, co mówią elity polityczne, a przynajmniej takie, które uważają się za nie, odnoszę wrażenie, że znacznie bardziej walczą ze sobą, aniżeli artykułują jakąś myśl. Artykulacja jest podporządkowana doraźnym celom politycznym. Nie potrafię dostrzec tu jakiejś dalekosiężnej koncepcji. Jeżeli włączy pan telewizor, to ma pan permanentnie gadające głowy, a raczej kłócące się głowy. Oni o czymś rozmawiają. Rozumiem, że pan zakłada, że to jest płytkie i bez większego znaczenia… Nie oceniam, czy to jest płytkie, czy nie. To, co służy bieżącej walce politycznej, wcale nie musi być płytkie ani banalne. Tylko to jest pewna gra. Nie jestem zbudowany tymi dyskusjami, one bardzo często polegają na ściganiu się rozmaitymi zarzutami. W tych dyskusjach są pewne oczywiste oczywistości. Kościół katolicki jest nie do skrytykowania. Lustracja to przecież największe dobro. Opowiada się wciąż, że Polska musi być twardym partnerem wobec sąsiadów… To są rzeczy, które na pierwszy rzut oka wydają się słuszne, ale przecież jak się je rozdrapie, to są głupoty. Głupoty niegłupoty. To hasła, które są społecznie chwytliwe. Ale… Weźmy problem lustracji niby wielu ludzi uważa, że jest potrzebna, ale jak przychodzi do konkretów, okazuje się, że to wcale nie jest tak popularne. Wiele osób jest zniesmaczonych, zdaje sobie sprawę, że lustracja to puszka Pandory, że to wszystko jest podatne na wielkie manipulacje. I że jest nieautentyczne. To jest mój główny zarzut nie, że jest to głupie, tylko że nieautentyczne. Rzecz, która jest nieautentyczna, prędzej czy później ludziom się nudzi. Więc dlaczego wciąż oglądają politykę? Nie jesteśmy jakimś wielkim wyjątkiem. Obserwowałem w Stanach Zjednoczonych kampanię prezydencką, to było przed wyborami, w których Bill Clinton pokonał Georgea Busha seniora. Poziom debaty był tragiczny. Tylko że nikt nie miał złudzeń, wiadomo było, że to gra. Społeczeństwo amerykańskie jest takie, że wie, że to jest gra, i chętnie w niej uczestniczy. Natomiast nasze… Wielu ludziom wydaje się, że uczestniczą w jakichś autentycznych sporach politycznych, podczas gdy tak po prostu nie jest. Władza i Kościół Nie tak dawno opublikowano badania dotyczące poziomu zaufania do kleru. Jest on dramatycznie niski. Jak to wytłumaczyć? Pytanie jest nieprecyzyjne. O co w nim chodzi? O jakie zaufanie? W społeczeństwie może być bardzo mało zaufania do Kościoła jako instytucji artykułującej pewne zasady polityczne czy moralne i bardzo dużo zaufania do Kościoła jako pośrednika między człowiekiem a Bogiem, tak jak jest w religii katolickiej przyjęte. Zdaje się, że uczestniczący w ankiecie to pierwsze mieli na myśli… Mnie to akurat nie dziwi. A ntyklerykalizm w Polsce jest rzeczą znaną, aczkolwiek z powodu nowej polityki historycznej jest ukrywany. A był mocny w Polsce w XVI w. W XVII w. była reakcja katolicka, trwało to do połowy XVIII w., potem, w oświeceniu, nastąpiła gwałtowna antyklerykalizacja. Od połowy XIX w. było jeszcze inaczej, Kościół był postrzegany jako coś jednoczącego kraj. Ale w okresie międzywojennym antyklerykalizm inteligencji był bardzo daleko posunięty. No i dzisiaj też. Antyklerykalizm inteligencji? Chyba nie. Chyba wielka miłość… Nie powiedziałbym tego. To jest tak, jak było z wielką miłością do partii. Formalnie była deklarowana, a w praktyce… Dlaczego więc wszyscy ustępują Kościołowi? To przejaw irracjonalizmu polskich elit politycznych. Tak się ułożyły relacje, że tym, którzy pretendują do władzy lub tę władzę posiadają, wydaje się, że poparcie Kościoła jest decydujące. Myślę, że mylą się głęboko. To zresztą widzieliśmy w wyborach, także tych ostatnich, że wpływ Kościoła wcale nie jest decydujący. Jest
Tagi:
Robert Walenciak









