Z Morzeszczyna wyrzucono nigeryjskiego lekarza. Oficjalnie powodem są skargi mieszkańców, ale przewodniczący rady gminy mówi też, że jest czarny i ma szramy na twarzy Denisa Igoche, czarnoskóry lekarz z Nigerii, od sześciu lat pracujący w Morzeszczynie, nie potrafi ukryć zdenerwowania. Za miesiąc zgodnie z uchwałą rady gminy będzie musiał opuścić ośrodek zdrowia, który po części własnym sumptem wyremontował, gdyż nie przedłużono mu dzierżawy. Rozmawiamy w korytarzu. Stoi przede mną nachmurzony, niezdecydowany i jakby zaskoczony tym całym zamieszaniem. Próbuje nadrabiać miną, żartować, ale przez ten luz szybko przebija gorycz. Nie, nie, w tej chwili żadnych wywiadów udzielać nie będzie. Musi się przygotować, zastanowić, przemyśleć. Wcale nie chciał takiego rozgłosu, ta sytuacja go przerosła. – Jestem tylko zwykłym lekarzem. Nie mam czasu, nie mam czasu, muszę leczyć ludzi – powtarza raz po raz, mnąc w dłoniach zerwany właśnie z okna placówki protest, który napisał do wojewody. – Dlaczego nie można go przeczytać? – nalegam. – Nie i tyle – burczy pod nosem wojowniczo. Mimo popołudniowej pory do ośrodka wciąż zaglądają ludzie. Jakaś kobieta przyszła po poradę ortopedyczną, ktoś inny pyta o lekarstwo dla dziecka. Rezygnuję z dalszego wypytywania, zostawiając dr. Igoche z pacjentami. Działka, kocioł, ogrzewanie Ponownie spotykamy się po dwóch dniach. Teraz rozmawia chętniej. Dzięki rządowemu stypendium skończył studia w Gdańsku – opowiada. Tam poznał żonę, dentystkę. Wzięli ślub, na świat przyszła trójka dzieci. W 1999 r. sprowadził się z rodziną do Morzeszczyna. Najpierw przez rok pracował w ZOZ. W 2000 r. wydzierżawił od gminy budynek przychodni, zakładając w nim Niepubliczny Zakład Opieki Zdrowotnej Delta. Po drugiej stronie szosy, naprzeciw ośrodka zaczął budować dom. Od początku między nim a wójtem gminy, Piotrem Lanieckim, stosunki były napięte. Już gdy Denisa Igoche zawierał pierwszy kontrakt, wójt był mu nieprzychylny. Potem doszły kolejne nieporozumienia. W 2002 r. Igoche oprotestował podatek od działki, na której znajduje się ośrodek, udowadniając, że jej wielkość została zawyżona o 1000 m kw. Urząd gminy nie zareagował na wysłane pismo i zamiast wyjaśnienia przysłał ponaglenie dotyczące płatności podatku. Ostatecznie cała sprawa skończyła się awanturą, w wyniku której wójt demonstracyjnie wypisał się z ośrodka. Kolejne spięcie wynikło przy okazji naprawy przewodu kominowego. Wszystkie te spory od początku tworzyły niedobrą atmosferę wokół firmy nigeryjskiego lekarza. Jego żona, Ewa Igoche, która pracowała w placówce jako dentystka, starała się wspierać męża, ale też tonowała konflikty. Gdy w styczniu br. wyjechała na trzyletni kontrakt do Anglii, relacje między gminą a Deltą gwałtownie się pogorszyły. W czerwcu wójt zażądał kluczy od pomieszczeń na piętrze ośrodka. W sierpniu doszło do kolejnego spięcia. Igoche zapowiedział, że nie będzie ogrzewał odebranych lokali. Do tego doszedł spór o opłatę za dzierżawę sprzętu stomatologicznego, który od czerwca stał nieużywany, gdyż w ośrodku nie było dentysty. Trwający od lat konflikt znalazł ostatecznie finał 6 października br., kiedy to na nadzwyczajnej sesji Rady Gminy Morzeszczyn podjęto uchwałę o nieprzedłużeniu lekarzowi umowy dzierżawnej. Oficjalne powody to: ograniczenie świadczeń medycznych (brak pediatry i stomatologa), narzekania mieszkańców, zła współpraca z gminą. Za nieprzedłużeniem umowy głosowało ośmiu radnych, sześciu było przeciw. Radny Roman Talaga zgłosił kompromisową propozycję warunkowego przedłużenia umowy na rok. Niestety, jego wniosku nie wzięto pod uwagę, chociaż popierało go wielu radnych. Na radę nie zaproszono też najbardziej zainteresowanego, czyli dr. Igoche. Ten jednak o planowanym zebraniu dowiedział się od swoich pacjentów i przybył na nie razem z dziennikarzem, który nagrał przebieg spotkania. – Przykro mi bardzo – mówi Ewa Igoche w rozmowie telefonicznej z Anglii – że jak tylko wyjechałam, mojego męża potraktowano jak śmiecia, jak przybłędę, jak bezdomnego psa, którego trzeba wygonić. Na marne poszła ta cała walka, którą przez pięć lat toczyliśmy o okna, o aptekę, o odnowienie elewacji. Zamknęli nam obojgu drogę, nie mam już dokąd wracać, a przecież wyjechałam tylko na trzy lata, nie na zawsze… Za i przeciw Chociaż wójt na październikowej radzie wyraźnie sugerował zgromadzonym, że opinia na temat Delty może być tylko jedna, czyli negatywna, a Igoche nie wykorzystał danej mu szansy, zdania radnych i mieszkańców są o wiele bardziej podzielone.
Tagi:
Helena Leman









