Wybory i sprzeciw

Wybory i sprzeciw

Współczesne teorie polityczne dotyczą prawie wyłącznie demokracji, jak nie wprost, to pośrednio. Poczucie, że rozwój ustrojów został szczęśliwie i raz na zawsze uwieńczony demokracją, jest powszechne i nawet komuniści byli przekonani, że reprezentują ulepszoną formę demokratycznego ideału. Ulepszona ona nie była, ale że pewne tendencje demokratyczne doprowadzili do skrajności, temu nie można zaprzeczyć. Czy istniało i czy istnieje społeczeństwo bardziej egalitarne? Prawdą jest, że w końcu olbrzymia część społeczeństwa, łącznie z częścią ludzi władzy, poczuła się wykluczona – mówiąc dzisiejszym językiem – ale prawdą jest także, iż pierwotną intencją komunistów było zniesienie wszelkiego wykluczenia. Komunizm był jedną z prób, tragiczną w skutkach, udoskonalenia zastanej demokracji przez jej radykalne zdemokratyzowanie. Pogląd, że demokracja jest szczęśliwym końcem historii, spowodował, że z teorii politycznej zniknęło klasyczne pytanie o najlepszy ustrój. Po co się pytać – wiadomo, że najlepsza jest demokracja. Nie mamy więc ideału, którym moglibyśmy zmierzyć wartość, zalety i wady demokracji. Miarą demokracji jest demokracja. Udoskonalanie demokracji polega na jej demokratyzowaniu. Idea praw człowieka się strywializowała, zrosła z demokracją, a jej pierwotny sens i patos moralny prawie zniknęły. Osłabia ona władzę, ale jej nie ogranicza. Czy kulturę, w dzisiejszej demokracji popadającą w degrengoladę, można uzdrowić prawami człowieka? Co w demokracji jest najważniejsze i zasługuje na bezwzględną obronę? Karl Popper, jeden z najwybitniejszych myślicieli właśnie minionego wieku, twierdzi, że jest to taki ustrój, który pozwala w sposób pokojowy pozbyć się złego rządu. Ta możliwość wystarczająco uzasadnia uznanie, jakim ten ustrój się cieszy. Według tego poglądu wybory mają w zasadzie charakter negatywny i wyrażają się w skreślaniu. Wyborca wie, co robi, gdy skreśla kandydata znanego sobie od złej strony, gdy natomiast daje głos za, to gra w ruletkę. Nigdy nie ma pewności, w jakiej partii czy w jakim klubie wyląduje pan Arłukowicz, pan Nałęcz czy pan Rosati. Ma podstawy do osądzenia tego, co się już stało, ale wmawianie mu, że decyduje o przyszłości kraju, to oszukańcza demagogia. Czy w pierwszych demokratycznych wyborach powiedziano mu, że Kościół zagrabi znacjonalizowany majątek pochodzenia feudalnego, że w dyskrecji przewiduje się dwa miliony bezrobotnych, że znaczna część przemysłu upadnie, a Polskie Koleje Państwowe się rozjadą, że pewna kategoria wnuków w majestacie prawa uzyska dobra należące do państwa? W każdych wyborach pretendenci do sprawowania najwyższych urzędów część swoich zamiarów trzymają w tajemnicy. Cała klasa polityczna solidarnie wyklucza z „debaty” przedwyborczej ważniejsze kwestie państwowe i gospodarcze. Klasa dziennikarska nie musi tych kwestii wykluczać, ona ich nie zna. W Polsce Popperowska rola demokracji jest obecnie ograniczona. Jeżeli wyborcy odbiorą władzę partii rządzącej, rządy obejmie druga jej wersja. Z psychologicznego punktu widzenia zachodzi między nimi wielka różnica; w jednej (nie muszę wymieniać nazwy) ton nadają psychopaci, kto chce się tam przypodobać kierownictwu, musi udawać paranoika, choćby był człowiekiem najzdrowszym na umyśle. Druga wersja skupia ludzi normalnych, trzeźwych, a nawet dopuszczalne okazały się takie przypadki jak markiza Małgorzata Kidawa-Błońska, w każdym geście i słowie elegancka i mimo że rozumniejsza od wielu swoich kolegów, nie słychać, żeby ją z partii chcieli usuwać. Przy tych różnicach psychologicznych PO i PiS stanowią jeden blok, jeden obóz polityczny, wyprowadzający swoje przywileje z tych samych wydarzeń, mający jednego i tego samego wroga. Konflikty między nimi biorą się z paranoicznej wyobraźni politycznej PiS-u, a nie z realnych czy ideowych sprzeczności. „Czarnym koniem” – w tej chwili jeszcze nie wiem: wyborów czy sondaży – stała się partia Palikota. Kto może powiedzieć, że wie, co zrobi Janusz Palikot, gdzie się znajdzie w przyszłym Sejmie: na lewicy czy na prawicy; pozostanie antyklerykałem czy pogodzi się z biskupami? Wytyka mu się, że stracił 20 milionów złotych na finansowanie ultraprawicowokatolickiego tygodnika, ale to było dawno i pewnie żałuje, ale parę lat temu dotował książkę kaczystowską w treści. Tego też pewnie żałuje, trudno się jednak nie dziwić, że człowiek humanistycznie wykształcony popełnia takie pomyłki w dziedzinie walki idei. Moim zdaniem nagły przyrost poparcia w sondażach Palikot w największym stopniu zawdzięcza Jerzemu Urbanowi, który uwiarygodnił go w oczach znaczącej części

Ten artykuł przeczytasz do końca tylko z aktywną subskrypcją cyfrową.
Aby uzyskać dostęp, należy zakupić jeden z dostępnych pakietów:
Dostęp na 1 miesiąc do archiwum Przeglądu lub Dostęp na 12 miesięcy do archiwum Przeglądu
Porównaj dostępne pakiety
Wydanie: 2011, 41/2011

Kategorie: Bronisław Łagowski, Felietony