Właśnie minęła dwusetna rocznica urodzin trzeciego wieszcza i czytelnicy popularnych tygodników mogli się czegoś o nim dowiedzieć. Istnieją ważniejsze powody zainteresowania się tą postacią niż okrągła rocznica. Zygmunt Krasiński może być uznany za duchowego patrona III i IV Rzeczypospolitej. Jego obsesje polityczne przetrwały mimo historycznych cichych przemian i gwałtownych przewrotów i dziś stanowią prawie, a może i w pełni oficjalną ideologię, którą państwo polskie wpaja ludności za pomocą wszystkich dostępnych sobie środków propagandy i edukacji. Najżarliwsze pasje polityczne Krasińskiego to nienawiść do Rosji i do komunizmu, pasje, które ustalały jego gonitwy myśli w jednym punkcie, ale proroczo wybranym.Ten punkt to głębokie przekonanie, że Rosja mimo swojego reakcyjnego reżimu sprzyja rewolucji socjalnej w Europie Zachodniej, że ze wszystkich krajów jest najbardziej do komunizmu przygotowana, że to państwo, któremu nikt do tej pory nie dał rady, zostanie zniszczone przez rewolucję komunistyczną, która, gdy wybuchnie, obejmie swoim wpływem kraje sąsiednie. Skąd on to wszystko wiedział? Mógł nie wiedzieć, ale nienawiść podpowiadała mu takie proroctwa. Trochę jednak wiedział, był wybitnie wykształcony, miał zmysł obserwacji socjologicznej, uwagę miał skierowaną na organiczne procesy historyczne, był w ogóle przenikliwy w sprawach społecznych. Zygmunt Krasiński należy do III i IV RP także jako mistyk nacjonalizmu i podżegacz megalomanii narodowej. Naród polski został powołany przez Boga do zbawienia ludzkości, jego misja jest Chrystusowa, jego przeszłość była wspaniałą zapowiedzią roli, jaką odegra w przyszłości. „W ręku Polski, w woli Polski zbawienie i duchowe królowanie nad Europą… Niech teraz pokaże się najchrześcijańszą, najszlachetniejszą, najszczerszą, najbardziej brzydzącą się wszelkimi występkami… jak niegdyś wśród mocarstw europejskich była najniewinniejszą co do politycznych zaborów…”. Najbardziej rusofobiczny z polskich pisarzy był zarazem najbliższy mistyce rosyjskiego nacjonalizmu, owej wysublimowanej w uniwersalizm imperialnej dążności, z tą różnicą, że o ile za misjonizmem Tiutczewa czy Dostojewskiego stało potężne mocarstwo, to za rojeniami Krasińskiego i jego uwiedzionych moralnym patosem czytelników znajdowała się tylko pretensja i plemienne chorobliwe zarozumialstwo. Nic go w tak oczywisty sposób nie łączy intelektualnie z Rosjanami jak panslawizm. „Panslawizm Polski – pisał w memoriale do Guizota – istniał przez wszystkie czasy, jak wszystko to, co się nie wymyśla, nie wynajduje, ale co jest samo przez się… A jak był ten panslawizm chwałą Polski w przeszłości, tak jest jej misją i jej prawem w przyszłości… Ten system zestawiony z systemem rosyjskim, wygląda jak siła duchowa i wolna w porównaniu do siły materialnej i ślepej: dusza bez ciała, a po drugiej stronie ciało bez duszy”. Stawianie wyżej tego, co nie istniało, od tego, co istniało, jest podświadomością polityki historycznej uprawianej przez III i IV RP. Krasiński z trudem wytrzymywał pobyty w realnej Polsce. Chociaż dla ubogich przyjaciół intelektualistów bywał pomocny, a nawet hojny, dla kraju był mało użyteczny. Dochody ze swoich latyfundiów wydawał za granicą. Jego mistyczny patriotyzm nie polegał na miłości do Polski, lecz do idei narodu polskiego, a to są dwa osobne byty. Dokładniej mówiąc, są to: byt i niebyt. Najwartościowszym dziełem Krasińskiego są jego listy, będące świadectwem czasów i w sumie prawdziwym obrazem tego wybitnego człowieka. Należał do najbardziej uprzywilejowanych kręgów polskiej arystokracji, ale wygląd miał – jak ktoś zauważył – urzędnika magistratu. Do prestiżu arystokraty dokładał się podziw dla jego intelektu. Jak wszyscy wybitni ludzie jego pokolenia interesował się filozofią Hegla, którą odrzucał, ale nie był wolny od „heglowskiego ukąszenia”. Ze swoim przyjacielem Augustem Cieszkowskim, filozofem i społecznikiem, toczył niekończące się dyskusje o Heglu, a gdy jego dziecko zaczęło już gaworzyć, wsłuchiwali się obaj, co ono chce powiedzieć, i doszli do wniosku, że mówi: hegel, hegel. Szczególik, który mnie w Listach może najbardziej zdziwił: Krasiński przywiózł z Paryża trzewiki Delfiny Potockiej do podzelowania w Warszawie. Czy nie dziwne? Długo błądził po błotnistych uliczkach Powiśla w poszukiwaniu szewca, a gdy dumny mistrz kopyta dowiedział się, że buty należą do hrabiny, odmówił usługi. Krasiński nie znał Rosji i nie starał się jej poznać. Gdy przymuszony przez ojca przyjechał do Petersburga, prawie cały pobyt spędził samotnie w pokoju. Kontrastuje to z zachowaniem Mickiewicza, który garnął się do rosyjskiego towarzystwa. Mickiewicz podobnie jak jego przyjaciele filomaci
Tagi:
Bronisław Łagowski









