Obiecująca inicjatywa

Obiecująca inicjatywa

Sojusz Lewicy Demokratycznej zaapelował o uczczenie setnej rocznicy urodzin Edwarda Gierka. Reakcja dziennikarzy i polityków obozu POPiS-owskiego była do przewidzenia, ale nie we wszystkich szczegółach. Pewna redaktorka stwierdziła, że Gierek zasłużył się tylko dopuszczeniem coca-coli na polski rynek. Posłanka PO do coca-coli dodała gauloises’y, papierosy francuskie. Profesor Orłowski, ekonomista i doradca prezydenta Kwaśniewskiego, wygłosił opinię, że Gierek doprowadził gospodarkę polską do ruiny. Jakiś europoseł utrzymywał, że za Gierka „wszystko było na kartki”. Ktoś z prawicy uznał apel SLD za „najgłupszy z możliwych”, ktoś inny za „obrzydliwy” i „podły”. W tym duchu przemówił też Janusz Rolicki, przyznając jednocześnie Gierkowi pewne zalety i postponując SLD, że się za nim nie ujął, gdy były przywódca żył w ciężkich warunkach. Nie zabrakło też ze strony prawicowej wyrazów fałszywego żalu, że SLD popełnił gest samobójczy. W tych pierwszych reakcjach – dalszych nie śledziłem – można było wyczuć nutę przestrachu, że „komuniści” mogą się posunąć dalej w rewidowaniu panującej ortodoksyjnej wizji Polski Ludowej. Już z tych nerwowych odezwań się widać, że ta ortodoksja to uwiecznione hasła, pod jakimi „Solidarność” walczyła z władzą. Nie wytrzymują one najprostszej konfrontacji z rocznikiem statystycznym.
Nie byłem zwolennikiem Edwarda Gierka. Korzystałem z liberalizacji, do jakiej dopuszczał, ale nie kwitowałem. Gdyby mi przyjaciele od czasu do czasu nie przypominali, pewnie bym zapomniał, w jakim nastroju wówczas żyłem. Nie zdawałem sobie sprawy, że to była polska pierestrojka, sądziłem, że panowanie „komunizmu” zbyt się przeciąga i że jest to już nie do zniesienia. Tak myśli zwykły człowiek, gdy system dyktatorski, w którym żyje, zaczyna się liberalizować. Mówi się, poniekąd słusznie, że ta liberalizacja nie była zamierzona i polegała na tym, że realne życie wymykało się spod ideologicznie zaprogramowanego porządku. W pewnych dziedzinach była jednak zamierzona i właśnie tam dostrzegano rzeczy „nie do zniesienia”. Przykładem jest spór o zmiany w konstytucji. Nikt przedtem nie przywiązywał znaczenia do tego, co jest napisane w konstytucji. Wiadomo, że ideologia marksistowska wyznacza reguły działania władzy i określa cały system społeczno-gospodarczy. Kierownicza rola partii była legitymizowana przez ideologię. Wszyscy przeciwnicy tego ustroju na świecie, z mało ważnym wyjątkiem trockistów, byli słusznie przekonani, że oddalanie się od ideologii choćby o krok jest przybliżaniem się do normalności. I właśnie zmiana legitymizacji kierowniczej roli partii z ideologicznej na konstytucyjną była przeniesieniem zagadnienia na podlegający racjonalnej dyskusji teren umowy społecznej. Gierek nie życzył sobie takiej natychmiastowej dyskusji, jaka wybuchła, toczona zresztą zastępczo i w złej wierze, ale oczywiste jest, że zastępując ideologię formułą prawną, ewolucję systemu skierował na drogę liberalizacji. Przeciwnicy władzy zapragnęli natychmiast skonsumować to, co było obiecane na przyszłość.
Jawnie występujący przeciwnicy zmian w konstytucji byli tymi, którzy jako pierwsi skorzystali z liberalizacji. Nie oni ją zapoczątkowali. Do tej samej kategorii zmian należy odrzucenie kategorii „państwa dyktatury proletariatu” i zastąpienie jej pojęciem państwa ogólnonarodowego. („Dyktatura proletariatu” wraca dyskretnie i po cichu w dokumentach KC w roku bodajże 1984 w celu zaznaczenia sprzeciwu wobec rządów Edwarda Gierka, a może z innych powodów). Te przemiany pojęciowe należą do teologii politycznej i chociaż ogół ich nie zauważał, patronowały one jakoś następnym przemianom. (Do teologii politycznej należy również to, co Lech Mażewski nazwał prawem weta przyznanym wielkoprzemysłowym robotnikom).
Gdy liderzy SLD wykazują zainteresowanie historią PRL (co rzadko się zdarza) i chcą te problemy wprowadzić do debaty publicznej, są przez prawicę wyśmiewani jako ludzie anachroniczni. (Czczenie powstania styczniowego (1863) na użytek polityczny anachroniczne nie jest). Zdaje ona sobie sprawę, że obecnie panująca, państwowo gwarantowana wizja najnowszej historii nie wyszłaby cało z poważnej dyskusji. A gdyby została zdruzgotana, otworzyłyby się możliwości reform, jakie przy obecnej władzy PO i opozycji PiS są nie do pomyślenia.
Istnieją dwie linie podziału: drugorzędny na lewicę i prawicę i ważniejszy na obóz postsolidarnościowy i – nie obóz, lecz masę rozproszonych ludzi o orientacji pozytywistycznej. Myślę, że znajdą się lepsze nazwy, ale na razie niech nam wystarczą przybliżone. W myśleniu pozytywistycznym treścią najwyraźniejszą jest sprzeciw wobec fałszywej historii okresu wojennego, powojennego i całego PRL-u.
Prawica sobie życzy, aby SLD był partią lewicową „jak na Zachodzie”, żeby brał sobie na fasadę nowomodne obyczaje, małżeństwa jednopłciowe itp. Nic by tak nie ucieszyło konserwatystów z PO i PiS jak domaganie się przez SLD legalizacji kazirodztwa. Od biedy wystarczy im budowanie przez SLD swojej tożsamości na „socjalizmie niepodległościowym”. W pierwszym wypadku jest przedmiotem żartów, w drugim powoduje ziewanie.

Wydanie: 2/2013

Kategorie: Bronisław Łagowski, Felietony

Napisz komentarz

Odpowiedz na treść artykułu lub innych komentarzy