Bruksela Polski się nie lęka

Bruksela Polski się nie lęka

Hungarian Prime Minister Viktor Orban, led, walks with Jaroslaw Kaczynski, center, the leader of Poland's ruling party, Law and Justice, and Polish Prime Minister Mateusz Morawiecki, during the inauguration of a memorial for the Smolensk plane crash, in Budapest, Hungary, Friday, April 6, 2018. The crash, in 2010, of a Polish government plane killed 96 people on board including Polands president Lech Kaczynski.(AP Photo/Darko Vojinovic)

Nie ma u nas świadomości tego, że Polska obecnie nic nie znaczy w Unii Europejskiej. A poza Węgrami nie ma sojuszników Dr hab. Marek Grela – ekonomista, dyplomata, były wiceminister spraw zagranicznych. Były ambasador RP przy Unii Europejskiej, a następnie dyrektor ds. stosunków transatlantyckich przy przedstawicielu unijnej dyplomacji Javierze Solanie. Obecnie współpracownik polskich i zagranicznych ośrodków studiów międzynarodowych, profesor uczelni Vistula. Europoseł Karol Karski ogłosił, że Jean-Claude Juncker i Mateusz Morawiecki się dogadali, że wszystko jest uzgodnione. Unia zapomina, że w Polsce są jakieś kłopoty z praworządnością, a art. 7 nie zostanie wobec Polski zastosowany. A tymczasem Frans Timmermans mówi, że nic nie jest dogadane, że Komisja jest rozczarowana. O co chodzi? – Zacznijmy od tego, że wbrew panującemu w naszym kraju poglądowi, że jest to spór Komisji Europejskiej z Polską, tło jest szersze. Komisja Europejska ma silny mandat od krajów członkowskich, żeby cały ciężar rozmów wziąć na siebie. Koniec końców to kraje członkowskie będą decydować, czy naciskać, czy ustąpić. Sprawy w Polsce zaszły za daleko. W kwestiach zasadniczych ustępstw nie będzie. Zostało to ogłoszone? – Jakiś czas temu na spotkaniu ministrów europejskich dwa kraje – Niemcy i Francja – miały wspólne wystąpienie, w którym przedstawiły swoje stanowisko wobec tzw. Białej Księgi, która była odpowiedzią Polski na zapytania Komisji. Ta księga de facto została odrzucona, a sprawa naruszeń praworządności w Polsce wróciła do porządku dziennego. Zastrzeżenia wyrażały tylko Węgry. Kiedy więc słucham naszych polityków, którzy przekonują, że gdy Komisja po wyborach w przyszłym roku się zmieni, to sprawa Polski zejdzie z porządku dziennego, tylko się uśmiecham. Sprawa z porządku dziennego nie zejdzie. Po pierwsze, z przyczyn zasadniczych. Po drugie, dlatego że czas gra na niekorzyść polskiego rządu. Sprytna klauzula i coś jeszcze A dlaczego tak się dzieje? – Trochę przypadkiem spór między rządem PiS a Komisją Europejską zbiegł się z propozycją dotyczącą budżetu Unii na lata 2021-2027. W końcu wynik negocjacji budżetowych jest dla rządu kluczową sprawą. Stan finansów publicznych w średniej perspektywie nie wygląda dobrze, a wiele sztandarowych projektów opiera się na oczekiwanych pieniądzach z Unii. Budżet dla Polski będzie mniejszy niż obecny. – To wynika z naszego wyższego poziomu rozwoju, a także z tego, że w UE nie będzie Wielkiej Brytanii. Unia musi teraz te pieniądze inaczej rozdzielić. Ponadto są inne priorytety finansowe Unii – ochrona granic, problem migracji, zwiększenie konkurencyjności. Będzie więc mniej środków na politykę spójności. – A to jest dla nas ważne. Zastanawia mnie natomiast, że w polskiej debacie pomija się sprawę Wspólnej Polityki Rolnej. Tymczasem większość krajów Unii, w tym Francja, która od zawsze była zwolennikiem dotychczasowego systemu finansowania i wsparcia rolnictwa, mówi, że te sprawy w większym stopniu powinny przejąć budżety narodowe. Dla Polski to bardzo delikatna sprawa. Odebranie lub ograniczenie rolnikom dopłat bezpośrednich itp. będzie politycznie trudne. Jeżeli nowe propozycje zostaną przyjęte i finansowanie polityki rolnej w większym stopniu przejmie budżet narodowy, stworzy to bardzo niebezpieczny prognostyk dla równowagi budżetowej Polski. Mówi się za to wiele o proponowanej klauzuli uzależniającej transfery pieniężne od przestrzegania praworządności. – Jest to dość sprytna klauzula. W tym sensie, że nie jest adresowana do żadnego państwa. Czyli polska reakcja na nią jest przesadnie ostra. Według zasady: uderz w stół, a nożyce się odezwą. Nie jest przypadkiem, że oni proponują taką koncepcję. Otóż nie wiadomo, jak się rozwinie sytuacja w Polsce po roku 2021, więc nie chcą się narażać na zarzut, że zadziałali z gorącą głową i z góry doprowadzili do ograniczenia funduszy. Tak czy inaczej pieniędzy z Unii będzie mniej. – Dla rządu jest to oczywiście problem. Przecież wiele jego planów jest opartych na założeniu, że w kolejnej perspektywie finansowej dostaniemy od Unii mniej więcej takie same pieniądze. Owszem, pieniądze możemy dostać, choć moim zdaniem będą obcięte o 20%, a może nawet i więcej. Niekoniecznie będą przeznaczone na cele, na których rządowi najbardziej zależy. Trzeba z tym się liczyć. Komisja czeka. I niczym nie ryzykuje Zastanawia mnie taktyka Komisji. Dlaczego Komisja uważa, że w sporze z Polską w sprawie praworządności nie musi się śpieszyć? Nie chce szybko załatwić

Ten artykuł przeczytasz do końca tylko z aktywną subskrypcją cyfrową.
Aby uzyskać dostęp, należy zakupić jeden z dostępnych pakietów:
Dostęp na 1 miesiąc do archiwum Przeglądu lub Dostęp na 12 miesięcy do archiwum Przeglądu
Porównaj dostępne pakiety
Wydanie: 2018, 21/2018

Kategorie: Wywiady