Wyzysk, wypadki, niskie wynagrodzenia, umowy śmieciowe, praca ponad siły – to standard na polskich budowach Szczecin, grudzień 2015 r. Budowlańcy pracują przy konserwacji dachu. Na górę wciągają rolki papy. Nagle z dachu spada mężczyzna. Ma 25 lat. Umiera na miejscu. Z relacji mieszkańców wynika, że pracownicy nie byli niczym zabezpieczeni. Pół roku później na budowie osiedla przy ul. Powązkowskiej w Warszawie traci przytomność młody operator 35-metrowego żurawia. Po jakimś czasie odzyskuje świadomość, ale nie może sam zejść na dół. Ratownicy sprowadzają go na ziemię za pomocą lin. Koledzy z branży podejrzewają, że zasłabnięcie to wynik przepracowania. Warunki pracy na polskich budowach są bardzo ciężkie, a płace niezadowalające. Dlatego budowlańcy postanowili coś zmienić. W ramach porozumienia „Budowy bez wyzysku” walczą o wyższe standardy w branży. Piramida podwykonawców Porozumienie tworzą trzy organizacje: Związek Zawodowy Budowlani, Komisja Operatorów Żurawi Wieżowych OZZ Inicjatywa Pracownicza oraz stowarzyszenie Polska Społeczna. „Organizujemy się, by bronić naszych praw”, tłumaczą na stronie internetowej inicjatywy. Związkowcy i społecznicy skarżą się, że niskie zarobki, brak umów o pracę, niewypłacanie wynagrodzenia i praca na czarno to smutna norma na polskich budowach. – Najgorsza jest niepewność. Na budowach większość pracowników jest zatrudniona przez podwykonawców, bardzo licznych. Oni mogą nagle zniknąć, a wraz z nimi wypłaty dla budowlańców. Później ci sami ludzie zakładają nowy podmiot gospodarczy, ale nie można domagać się od nich zaległego wynagrodzenia – przyznaje Arkadiusz Hiller, przewodniczący Komisji Operatorów Żurawi Wieżowych OZZ IP. To jednak niejedyny powód do narzekań. – Na polskich budowach pracuje się zdecydowanie zbyt długo. Pracownicy są obciążeni fizycznie i psychicznie. Ten wysiłek nie jest odpowiednio wynagradzany finansowo – dodaje przewodniczący Hiller. Piramida podwykonawców to zmora całej branży. Zaniżanie kosztów pracy, co negatywnie odbija się na pracownikach, rozpoczyna się już u samej góry. Deweloper na wstępie ustala zaniżoną cenę realizacji inwestycji. Zatrudnia do niej generalnego wykonawcę, który z kolei zatrudnia maksymalnie 10 własnych robotników pracujących na podstawie umowy o pracę. Więcej na godziwych warunkach nie może, więc wchodzi we współpracę z podwykonawcami. Zdarza się, że podwykonawca także ma swoich podwykonawców. Im niżej w tym łańcuchu zależności, tym gorsze warunki. Na samym dole dominują umowy śmieciowe lub praca na czarno. Wtedy czas pracy takiego budowlańca nie jest w żaden sposób regulowany. Pracuje więc 10, 12, a czasem i więcej godzin bez przerwy. Nie przysługują mu urlop, zwolnienie chorobowe ani inne świadczenia socjalne wynikające z zapisów Kodeksu pracy. W takich warunkach na polskich budowach pracują tysiące osób. To jednak nie koniec. Kilkanaście szczebli podwykonawstwa oznacza jeszcze inne zagrożenie. – Bardzo często pieniędzy za wykonaną pracę nie otrzymuje podwykonawca będący na samym dole drabiny. A to oznacza, że nie ma on z czego zapłacić swoim ludziom – mówi Tomasz Nagórka, sekretarz krajowy ds. organizacyjnych Związku Zawodowego Budowlani. Co na to wszystko Państwowa Inspekcja Pracy? Pytam związkowców, czy informowali organy kontrolne o nadużyciach na polskich budowach. – PIP o wszystkim wie, ale niewiele może z tym zrobić. W Warszawie budowlanką zajmuje się osiem osób, z czego chyba siedem pracuje przy biurku, bo mają nadmiar papierkowej roboty. Osób do pracy w terenie po prostu nie ma – wyjaśnia Hiller. Związku nie założysz Mnogość podwykonawców nie sprzyja również dobrej atmosferze na budowach. Panuje duch zaciętej rywalizacji. Każdy podwykonawca otrzymuje własny niewielki odcinek do wybudowania. Wraz z rozpoczęciem prac zaczyna się wyścig o to, która grupa szybciej zrobi swoje. Pracownicy kombinują, że może następnym razem – w nagrodę – dostaną do realizacji także działkę sąsiadów z sektora obok. – To nie sprzyja powstawaniu pracowniczej solidarności i wspólnoty – przyznają liderzy związkowi. Złe warunki zatrudnienia to nie wszystko. Na placach budowy w Polsce bardzo często kuleje również BHP. O skali problemu najlepiej świadczą statystyki. W zeszłym roku w branży budowlanej śmierć podczas pracy poniosło 69 osób. Doszło do 84 wypadków ciężkich i 5623 wypadków lekkich. Pod tym względem Polska jest niechlubnym liderem w całej Unii Europejskiej. Należy mieć także świadomość, że z pewnością nie wszystkie wypadki, do których doszło na krajowych budowach, zostały










