Czas oszustów i grafomanów

Czas oszustów i grafomanów

Warszawa 10.05.2022 r. Stanislaw Filipowicz - prof. dr hab. Stanislaw Filipowicz – profesor Uniwersytet Warszawski. Czlonek rzeczywisty - Polska Akademia Nauk. Wiceprezes PAN. fot.Krzysztof Zuczkowski

Proporczyki wojenne już powiewają Prof. Stanisław Filipowicz – wiceprezes Polskiej Akademii Nauk. W latach 2011-2017 dziekan Wydziału I Nauk Humanistycznych PAN. Od 1978 r. związany z Wydziałem Nauk Politycznych i Stosunków Międzynarodowych Uniwersytetu Warszawskiego. W ostatnim okresie jego badania naukowe dotyczą szeroko rozumianej problematyki kryzysu demokracji i erozji oświeceniowych modeli racjonalności politycznej. Jak pan się odnajduje w dzisiejszych czasach? – Próbuję się odnaleźć. Ale niespecjalnie mi się udaje. Wydaje mi się, że jesteśmy poza rzeczywistością. Byłem przywiązany do myśli, że jednak jestem umiejscowiony w sposób dość konkretny, tymczasem wszystko wokół zmienia się w jakąś fantasmagorię, fikcję. I nie chodzi mi o to, że świat się zmienia, raczej zmienia się sposób widzenia tego świata. Zwłaszcza w polityce. Tutaj mamy do czynienia z jakimiś inscenizacjami rzeczywistości alternatywnej. Inny świat jest w telewizji, a inny w rzeczywistości? – W mediach nie ma już żadnej rzeczywistości. Są tylko najrozmaitsze obrazy. Stąd bierze się nasza szamotanina. Mamy do czynienia z nadmiarem. Taki cytat w głowie mi utkwił, grecki, że nadmiar to początek szaleństwa. Coś w tym jest! Psycholodzy zwracają na to uwagę – że nadmiar informacji powoduje bezradność, apatię i bierność. Namysł nad polityką w takiej sytuacji staje się niemożliwy. Dwie, trzy gazety – można było porównywać, zastanawiać się, kto ma więcej racji. A w tej chwili istnieje kilkaset różnych wersji czy obrazów. Jak to porównywać? To jest pytanie! – Trzymam się starych sposobów. Czytam. Trochę to pomaga, jest formą detoksykacji. A czy dawni mistrzowie mają dobrą odpowiedź na to wszystko, co się dzieje? – Słowo detoksykacja jest tu ważne. Peter Sloterdijk mówi o dramacie psychometabolicznym – że myślenie jest zawsze obciążone pewnego rodzaju ryzykiem. Bo przez bariery, które dzielą nas od świata, przenikają impulsy, które mogą być bardzo szkodliwe, ten dramat psychometaboliczny w naszej psychice rozgrywa się nieustannie. I teraz pytanie, czy potrafimy zdać sobie sprawę z tego, co nam szkodzi. Czy mamy do dyspozycji jakieś odtrutki? Bo inaczej pogrążymy się w obezwładnieniu, w hipnozie. Słowo hipnoza się powtarza. Myślę też o polskich sprawach. Tu też mamy do czynienia z instalacją szaleństwa, które jest, można powiedzieć, elementem jakichś największych, najbardziej ukrytych pragnień. Detoksykacji w Polsce nie było? – Otóż mamy wspaniałą tradycję detoksykacji mentalnej – myślę o krakowskiej szkole historycznej, o Józefie Szujskim, Michale Bobrzyńskim… Szujski używał określenia metempsychoza grzechów narodowych. Cykle polskiej historii Czyli ich bezustanne powracanie. Kończyło się to nieudanymi powstaniami, wojnami… – Zastanawiam się nad cyklami polskiej historii. Myślę, że jesteśmy narodem zakochanym w śmierci. Nasze miasta marzeń to nekropolie. Nieustannie do tego powracamy w polskiej historii. 1 Listopada jest najważniejszym polskim świętem. – Wciąż próbujemy stanąć na krawędzi życia i śmierci. To powoduje te same reakcje, wywołuje te same pragnienia. Że zmartwychwstają widma. Wstają, w tym natchnieniu, które pozwala się karmić pamięcią przegranych bitew. Cierpiętnictwo! Kiedyś tak mówiono, walczono z tym. Mówiąc zaś o cyklach polskiej historii, mam na myśl ich regularność. To nawracanie romantycznej gorączki. Jest powstanie styczniowe. Zostaje przepracowane w tym całym strumieniu krytyki – pojawia się nowa nadzieja, pozytywizm, a potem są znowu ołtarze cierpienia i znowu wielka ofiara. Znowu jakieś natchnienie. Pokolenie po roku 1918 może wołać słowami Słonimskiego: „Ojczyzna moja wolna, wolna… Więc zrzucam z ramion płaszcz Konrada”. Pojawia się nadzieja… I chwilę to trwa, potem znowu jest powstanie – warszawskie, kolejne morze krwi. – Znowu ołtarz martyrologiczny. Potem następuje kolejny przełom – bo Polska Ludowa jest związana z odbudowywaniem. Także odbudowywaniem nadziei, wiary, dotyczących życia. Ten cykl trwał nawet dość długo, bo aż do roku 2010. Do tego, co się wydarzyło pod Smoleńskiem. Zafrapowany jestem tym, że zawsze wszystko wraca w stare koleiny. Dmowski zaczynał od krytyki cierpiętnictwa, od tego zaczynała się przecież Narodowa Demokracja, a skończyła, celebrując rocznice klęsk. Piłsudczycy zaczynali jako socjaliści, racjonaliści, skończyli powstaniem warszawskim… – Jest jakaś fascynacja ekstatycznymi doświadczeniami, które pozwalają nam głębiej

Ten artykuł przeczytasz do końca tylko z aktywną subskrypcją cyfrową.
Aby uzyskać dostęp, należy zakupić jeden z dostępnych pakietów:
Dostęp na 1 miesiąc do archiwum Przeglądu lub Dostęp na 12 miesięcy do archiwum Przeglądu
Porównaj dostępne pakiety
Wydanie: 2022, 23/2022

Kategorie: Kraj, Wywiady