Głodują, by leczyć

Głodują, by leczyć

Młodzi lekarze: Nie możemy patrzeć, jak pacjenci umierają w kolejkach

W poniedziałek, 2 października, o godz. 11 w holu Samodzielnego Publicznego Dziecięcego Szpitala Klinicznego w Warszawie, jednej z placówek Warszawskiego Uniwersytetu Medycznego, pojawiło się 20 młodych lekarzy. Grupa członków Porozumienia Rezydentów Ogólnopolskiego Związku Zawodowego Lekarzy postanowiła, że właśnie tam zaczną głodówkę. Żądają większych pieniędzy na ochronę zdrowia. Walczą w imieniu 25 tys. młodych lekarzy o to, by nakłady na leczenie obywateli rosły szybciej i by za trzy lata Polska przeznaczała na ten cel 6,8% PKB, czyli osiągnęła taki stan jak średnia europejska. W najśmielszych planach minister Konstanty Radziwiłł takiego finansowania nie przewidywał. Według jego założeń dopiero w 2025 r. na ochronę zdrowia będziemy przeznaczać 6,0% PKB. O średniej europejskiej w ogóle nie ma mowy.

Kolejny dzień głodowania. Rezydenci otoczeni wianuszkiem studentów medycyny, wciąż podglądani przez kamery telewizyjne, fotoreporterów, dziennikarzy. Już czują efekty niejedzenia. Są osłabieni. Tłumaczą się: „Przepraszam, nie mogę zebrać myśli”, „Przez chwilę jest zupełnie w porządku, a potem przychodzi kryzys”, „Widzę mroczki przed oczami”, „Chyba mówię jakoś nieskładnie”… Od czasu do czasu niektórzy wychodzą na papierosa, żeby zapomnieć o głodzie.

Olga Pietrzak. Kiedy staje przed obiektywem aparatu, mówi jakby przepraszająco: – Raczej nie wyglądam zbyt dobrze.

Mimo to pięknie się uśmiecha. Jest rezydentką w trakcie specjalizacji z ginekologii i położnictwa w Wojewódzkim Specjalistycznym Szpitalu im. Mikołaja Pirogowa w Łodzi. Ma za sobą dwa i pół roku rezydentury, przed nią kolejne dwa i pół.

Robert. Przyszły chirurg. Najbardziej utkwiły mu w pamięci operacje ludzi przywiezionych z wypadków komunikacyjnych. Jest rezydentem w trakcie specjalizacji z chirurgii ogólnej. Za nim dwa lata rezydentury, czekają go jeszcze cztery. Nie chce do druku podać ani nazwiska, ani nazwy szpitala.

Piotr Matyja. Za kilkanaście dni kończy 13-miesięczny staż w Szpitalu Zachodnim w Grodzisku Mazowieckim. Chciałby robić specjalizację z psychiatrii. Przez internet złożył wniosek do pięciu placówek, w których pragnąłby zostać rezydentem, w tym czterech warszawskich.

Biurokracji coraz więcej

Olga zdecydowała się na udział w proteście głodowym, żeby mieć pewność, że zrobiła wszystko, co w jej mocy, by polepszyć sytuację służby zdrowia w Polsce. Bo w tyle głowy ciągle jest taka myśl: a może jednak wyjechać? Nie musiałaby szukać ofert za granicą. Nie tylko ona, ale – jak sądzi – większość lekarzy dostaje na skrzynki mejlowe informacje od agencji poszukujących lekarzy dla zagranicznych szpitali. Kiedy wyjeżdża na konferencję czy szkolenie, pojawiają się łowcy głów. Wystarczy powiedzieć „tak”. Wcześniej zadbała o to, by dobrze władać angielskim. Zauważyła, że teraz wiele szkół językowych organizuje kursy dla pracowników z branży medycznej, nie tylko lekarzy, ale także pielęgniarek i fizjoterapeutów.

Robi specjalizację z ginekologii i położnictwa. Czeka ją jeszcze dwa i pół roku rezydentury, bo od jej rocznika okres specjalizacji skrócono z sześciu i pół do pięciu lat. To wcale jej nie cieszy, choć będzie mogła rok wcześniej zostać lekarzem specjalistą. I zarabiać więcej. – Ale to nie są dużo większe pieniądze, a odpowiedzialność jest większa – zaznacza Olga. – Szczególnie w czasie dyżurów, na których jeden specjalista musi nadzorować opiekę nad pacjentami w całym szpitalu. W starszym trybie specjalizacji mieliśmy więcej czasu, żeby się dokształcać i odbyć dodatkowe szkolenia. Program specjalizacji to jedno, ale musimy się dokształcać, żeby dorastać do poziomu europejskiego.

Niebawem jedzie na czterodniowy kurs. Musiała zapłacić za niego 2,5 tys. zł plus koszty przejazdu. A ona za rezydenturę dostaje tylko ok. 2,2 tys. zł netto, z tego musi opłacić obowiązkową składkę na Izbę Lekarską. Zostaje jej niewiele ponad 2,1 tys. zł. Jeśli podzielić pensję przez liczbę godzin, wychodzi netto 14 zł za godzinę. Z takich dochodów nie dałoby się wyżyć i opłacić kształcenia. Musi więc pracować na drugi etat. Kiedyś w nocnej pomocy medycznej, teraz raczej w przychodniach lub bierze dyżury w mniejszych szpitalach, które jeszcze dotkliwiej odczuwają brak kadry medycznej. Tak robi wielu młodych lekarzy. Mimo to część jej kolegów medyków nie może sobie pozwolić nawet na wynajem kawalerki, wynajmują więc pokój, żyją jak studenci, choć niektórzy są grubo po trzydziestce.

– Jeśli weźmie się pod uwagę, jak odpowiedzialne decyzje podejmujemy w szpitalu, to ta pensja jest zupełnie niewspółmierna – uważa Olga. – Często czytamy w internecie opinie na temat rezydentów, które piszą ludzie niezwiązani ze służbą zdrowia i niemający pojęcia, na czym polega rezydentura. My jesteśmy osobami z pełnym prawem wykonywania zawodu. W mojej specjalizacji samodzielnie odbieramy porody, wykonujemy cięcia cesarskie, sprawujemy opiekę nad ciężarną, pracujemy w poradni. Natomiast zawsze mamy kontakt z lekarzem specjalistą, który w kryzysowej sytuacji jest w stanie nam doradzić. Ale ponosimy pełną odpowiedzialność za swoją pracę. A wielu myśli, że jesteśmy jak stażyści lub studenci. Tymczasem pracujemy normalnie. Na dodatek na nas zwykle spada praca związana z dokumentami, programami informatycznymi, z wypisywaniem pacjentów. Przynajmniej tak to wygląda w moim ośrodku i w wielu innych. Często jest tak, że chociaż mój dzień pracy trwa od godz. 7.30 do 15.05, muszę zostawać dłużej, żeby nadrobić to, czego nie byłam w stanie zrobić w ciągu dnia. Zdarza się, że śniadanie jem po godz. 16.

A biurokracji z roku na rok przybywa – widzę to, bo pracuję w zawodzie trzy lata. Pacjenci są rozgoryczeni, bo chcieliby mieć lepszą opiekę, a my nie możemy im tego dać. Dlatego posuwamy się do tak drastycznego kroku, jakim jest strajk głodowy.

Najważniejsze – operować

Robert ukończył Uniwersytet Medyczny i postanowił robić specjalizację z chirurgii ogólnej. Dostał się do dobrego szpitala w dużym mieście wojewódzkim. Jednak szybko zrozumiał, że nie jest to miejsce, o jakim marzył. – Moim zdaniem tam rezydentów traktowano bardzo źle – mówi. – Było bardzo dużo pracy biurowej, natomiast mało uczyliśmy się praktycznie. A dla chirurga najważniejsze jest operowanie. Tej umiejętności nie da się nauczyć z książek. My na chirurgii musimy w trakcie specjalizacji brać udział w operacjach i operować pod okiem starszych kolegów. Inaczej nie ma możliwości, by po sześciu latach być samodzielnym chirurgiem.

W tamtym szpitalu poznał, co to jest praca lekarza. – Oprócz normalnej umowy o pracę miałem dodatkowe dyżury – wspomina. – Kiedy dyżur był w ramach umowy o pracę, po 24 godzinach dyżurowania miałem 24 godziny odpoczynku, zgodnie z Kodeksem pracy. Ale musiałem zarejestrować własną praktykę lekarską i brać dyżury w ramach kontraktu. Czyli tak jakbym szedł do innej pracy, a fizycznie zostawałem w tym samym budynku, na tym samym oddziale. Zdarzało się, że byłem w pracy 36 godzin. Bardzo trudno wtedy dobrze zająć się pacjentem.

Nie wytrzymał. Przeniósł się do szpitala w mniejszym mieście. – To bardzo przychylne miejsce specjalizacji, czuję, że tam naprawdę chcą uczyć – opowiada Robert. Przeprowadził już pod okiem specjalistów wiele operacji, również metodą laparoskopową. Codziennie dojeżdża do pracy 70 km, ale nie narzeka. Z żoną, także rezydentką, na pierwszym roku specjalizacji, zdecydowali, że będą wynajmować mieszkanie. Kiedy się pobierze dwoje rezydentów, to z pieniędzmi jest jednak krucho. – Ludzie uważają, że lekarze zarabiają jakieś ogromne sumy. Czy 14 zł za godzinę za ratowanie ludzkiego życia to dużo? – pyta retorycznie. – Mówią: pokaż lekarzu, co masz w garażu. A ja nawet garażu nie mam. To nie jest tak, że od razu dostajemy jakieś sensowne pieniądze.

Gdy zostało reaktywowane Porozumienie Rezydentów, Robert i jego żona przyłączyli się do organizacji.

– Dzięki internetowi dobrze się komunikujemy, wiemy, jakie mamy prawa i obowiązki, jesteśmy lepiej zorientowani, niż niektórzy by chcieli – tłumaczy. – Co mnie motywowało, żeby się przyłączyć do strajku głodowego? Sytuacja w ochronie zdrowia. Moim zdaniem jest dramatyczna – brakuje personelu, urządzeń, jest bardzo duże niedofinansowanie. Mam doświadczenie z chirurgicznej przychodni przyszpitalnej. Kiedy przyjmujemy pacjenta, który nie wymaga natychmiastowej interwencji, i dajemy mu skierowanie na USG, to zostanie ono wykonane dopiero po kilku miesiącach. Trudno leczyć, kiedy nie możemy wykonać diagnostyki i nie wiemy, co naprawdę się dzieje. Pacjenci często na nas wylewają żale, że nie mogą się dostać do specjalisty i zrobić badań. Nie możemy patrzeć, jak pacjenci umierają w kolejkach. Myślę, że taka forma protestu jak strajk głodowy jest lepsza niż odchodzenie od łóżek chorych. Pokazujemy, że jesteśmy zdeterminowani, ale nie chcemy nikogo poświęcać.

W projekcie nowego rozporządzenia dotyczącego wynagradzania lekarzy rezydentów i lekarzy dentystów rezydentów minister zdrowia określił większą niż do tej pory liczbę specjalizacji priorytetowych, które będą miały podwyższone wynagrodzenie. Dotyczy to jednak tylko tych lekarzy, którzy dopiero rozpoczną specjalizację, w sumie kilkuset rezydentów. Jeśli projekt wejdzie w życie, nowo przyjęty rezydent będzie zarabiał o 630 zł netto więcej niż Robert po dwóch latach rezydentury. Na taką propozycję młodzi lekarze się nie godzą.

– Rozumiem zachętę finansową, żeby wybierać określone specjalizacje, ale nie jest to podejście sprawiedliwe ani zgodne z prawem pracy – uważa Robert. – Osoby na takim samym stanowisku nie powinny mieć bardzo różniących się zarobków. W dodatku osoba z większym doświadczeniem, która jest na piątym roku specjalizacji priorytetowej, będzie dostawać niższą pensję niż ta, która przychodzi na pierwszy rok i nie ma żadnego doświadczenia. To budzi nasz ogromny sprzeciw. Patologią jest też to, że specjalista nawet z wieloletnim stażem ma zarobki niewiele wyższe od rezydentów i musi pracować na dwa, a nawet trzy etaty. Dlatego nasz główny postulat to zwiększenie wydatków na służbę zdrowia do 6,8% PKB, żeby to zmienić od podstaw. Ale przede wszystkim chcemy zmian dla pacjentów. Jeśli nasze postulaty nie zostaną spełnione, nie wykluczamy kolejnych kroków. Bo zdajemy sobie sprawę, że jeśli w ochronę zdrowia nie zostaną zainwestowane większe pieniądze, to ona upadnie. Część młodych lekarzy wyjedzie za granicę. Ja jestem przywiązany do kraju i o tym nie myślę.

Walka o rezydenturę

Piotr Matyja, lekarz stażysta z Grodziska Mazowieckiego. Specjalizacja z psychiatrii, o którą ubiega się w ramach rezydentury, według projektu rozporządzenia ministra zdrowia będzie jedną z priorytetowych, wyżej płatnych.

– Od 1 stycznia 2017 r. stażyści mają pełne prawo wykonywania zawodu, ale jedynie w miejscu wykonywania stażu – mówi Piotr. – Pracując w szpitalu, np. na chirurgii, przyjmuję pacjentów, zlecam leczenie, asystuję w operacjach. Mam pieczątkę, mogę wystawiać recepty, stwierdzać zgon, więc to nie tak, że stażyści są ludźmi duchami, którzy chodzą po szpitalu i nic nie robią.

Zarabia netto 1,4 tys. zł. Wynajmuje w Grodzisku Mazowieckim pokój z łazienką za 500 zł. Kuchni nie ma. Żeby nie korzystać z pomocy rodziców – bo przecież jest 27-letnim facetem – w weekendy pracował jako kelner. – Za godzinę miałem na rękę 15 zł, a do tego dochodziły napiwki – wspomina. – Ale w pewnym momencie uznałem, że muszę zrezygnować z tej pracy i całkowicie skupić się na tym, co zamierzam robić w życiu.

Ma nadzieję, że dostanie się na rezydenturę. Nie wszystkim to się udaje do razu. Znajdują jakąś pracę na przeczekanie i próbują po raz kolejny.

– Jestem na głodówce, by walczyć nie o moją pensję, ale o zmiany w służbie zdrowia – przekonuje Piotr. – Pensje nie tylko lekarzy, lecz także fizjoterapeutów, ratowników, pielęgniarek i innych zawodów medycznych to tylko jeden z naszych postulatów. Najważniejszym jest zwiększenie nakładów na opiekę zdrowotną. Niemal codziennie spotykamy się z taką sytuacją, że chcemy udzielić pomocy pacjentowi i wiemy, jak to zrobić, ale nie możemy, bo brakuje sprzętu czy diagnostyki. Dajemy skierowanie na USG brzucha, a termin jest za pół roku. Ja na rezonans kręgosłupa piersiowego czekałem półtora roku. Tak to wygląda. Według ministra Radziwiłła dojście do poziomu 6% PKB ma zająć 10 lat. A co z ludźmi, którzy potrzebują pomocy teraz? Nie godzimy się na bylejakość w ochronie zdrowia. Jesteśmy nie tylko lekarzami, ale też pacjentami. Chcemy, żeby naszym pacjentom, ale i nam, można było udzielać jak najlepszej opieki. Bo zasługujemy na to wszyscy.

Diagnoza i pięć recept

W 2007 r. lekarze będący w trakcie specjalizacji powołali do życia Porozumienie Rezydentów Ogólnopolskiego Związku Zawodowego Lekarzy. Zadaniem organizacji była walka o poprawę warunków pracy oraz wynagrodzenia rezydentów. Porozumienie wywalczyło podwyżkę płac rezydentów, po czym zawiesiło działalność. Ponieważ jednak z upływem lat te warunki się nie zmieniały, w październiku 2015 r. zostało reaktywowane, aby ta grupa zawodowa miała oficjalnego przedstawiciela do rozmów z rządem.

W 2007 r. obecny minister zdrowia Konstanty Radziwiłł, wtedy jeszcze prezes Naczelnej Rady Lekarskiej, popierał zabiegi rezydentów o podwyżki płac. Od listopada 2015 r. jest jednak na zupełnie innej pozycji, więc jego punkt widzenia również się zmienił. Rok temu ministerstwo przygotowało regulację płac rezydentów. Według ówczesnej propozycji podwyżki pensji wyniosłyby ok. 20 zł. Ta śmiesznie niska kwota skłoniła rezydentów do zorganizowania w Warszawie demonstracji. Wzięło w niej udział ok. 20 tys. osób. Jednak nie zmieniła ona stanowiska rządu.

Przez dwa lata, które minęły od reaktywowania Porozumienia Rezydentów, odbyły się dziesiątki spotkań z posłami różnych ugrupowań, mające ich przekonać do projektu ustawy o wynagrodzeniach minimalnych w ochronie zdrowia. Pod projektem zebrano ponad 240 tys. podpisów. W lipcu tego roku miała miejsce w Warszawie kolejna demonstracja Porozumienia Zawodów Medycznych. Ministerstwo się nią nie przejęło. Dopiero zapowiedź strajku głodowego podziałała na ministra Konstantego Radziwiłła pobudzająco. 27 września br., cztery dni przed zapowiadanym protestem głodowym, przygotował projekt rozporządzenia, które miałoby zmienić miesięczne wynagrodzenie lekarzy i lekarzy dentystów odbywających specjalizację w ramach rezydentury. Dla obecnych rezydentów ta zmiana nie byłaby znaczna, bo w przypadku większości specjalizacji wynosiłaby netto ok. 140 zł.

Jednak dla niektórych nowych rezydentów mogłaby być spora.

Minister zdrowia zapewne liczył, że rezydenci przyjmą propozycję podwyżek z entuzjazmem, ale tak się nie stało. Najważniejszym postulatem rezydentów nie są bowiem podwyżki ich pensji, ale poprawa sytuacji polskiej służby zdrowia.

Hasło Porozumienia Rezydentów brzmi: „Mądrzy patrzą w przyszłość”. Są młodzi, prężni, wykształceni, zdeterminowani. To nieprawda, że walczą tylko o swoje. Spoglądają poza horyzont. Rezydenci postawili diagnozę stanu opieki zdrowotnej i w pięciu punktach określili sposób leczenia. Napisali: „Domagamy się ogłoszenia i formalnego zagwarantowania społeczeństwu kompleksowej reformy ochrony zdrowia uwzględniającej:
1. zwiększenie nakładów na ochronę zdrowia do poziomu europejskiego, nie niższego niż 6,8% PKB w przeciągu trzech lat oraz do 9% w ciągu 10 lat,
2. likwidację kolejek,
3. rozwiązanie problemu dramatycznego braku personelu medycznego,
4. likwidację biurokracji w ochronie zdrowia,
5. poprawę warunków pracy i płacy w ochronie zdrowia”.

Nie ukrywają, że domagając się poprawy warunków płacy w służbie zdrowia, żądają m.in. podwyższenia pensji rezydentów. Bo mają dosyć takiej sytuacji, że muszą pracować po 300 godzin w miesiącu.

W ogonie Europy

Polska pod względem opieki zdrowotnej jest w ogonie Europy. W listopadzie zeszłego roku opublikowany został raport Organizacji Współpracy Gospodarczej i Rozwoju (OECD) i Komisji Europejskiej dotyczący stanu służby zdrowia w poszczególnych krajach Unii Europejskiej, w krajach kandydujących do Unii oraz w Norwegii, Szwajcarii i Islandii. Polska zajmuje w nim ostatnie miejsce w Unii pod względem liczby lekarzy na 1 tys. mieszkańców. Wskaźnik ten wynosi jedynie 2,3 lekarza. Znaleźliśmy się także wśród krajów UE o najniższych wydatkach na ochronę zdrowia. Według raportu sięgały one 1259 euro rocznie na jednego mieszkańca. Mniejsze kwoty przeznaczały jedynie Chorwacja, Bułgaria, Łotwa i Rumunia.

Minister Radziwiłł uspokajał wówczas, że wyników nie należy traktować bezkrytycznie i że według ministerstwa dane są lepsze. – To wielkie wyzwanie, Polska musi wydawać więcej na zdrowie – powiedział dziennikarzom w czasie Kongresu Zdrowia Publicznego.

Polała się krew

Kiedy 2 października 20 osób zaczęło głodówkę w warszawskim szpitalu, Porozumienie Rezydentów w całej Polsce zorganizowało akcję „Niech poleje się krew”, polegającą na honorowym oddawaniu krwi. I chociaż było to zgodne z przepisami, choć działali na rzecz pacjentów, którzy przecież krwi potrzebują, Konstanty Radziwiłł ganił rezydentów za oddawanie krwi i branie za to dnia wolnego. Stwierdził też, że głodówka jest czymś, czego nie akceptuje. Nie zważając na słowa ministra, we wtorek do strajkujących dołączyli lekarz specjalista i pielęgniarka. Tego dnia o godz. 21.30 w szpitalu, w którym odbywała się głodówka, minister pojawił się nieoczekiwanie w towarzystwie asystenta. Długo rozmawiał z rezydentami, ale właściwie nic z tych rozmów nie wynikło. Było to 18. spotkanie młodych lekarzy z ministrem. Umówili się następnego dnia na neutralnym gruncie – w Centrum Partnerstwa Społecznego „Dialog” – na spotkanie numer 19. Ale i wtedy rezydenci z ministrem się nie dogadali.

W środę wieczorem na polecenie lekarza opiekującego się głodującymi pierwszy rezydent przerwał strajk i opuścił szpital. W czwartek musiał to zrobić drugi. Ale pojawili się nowi protestujący, więc liczba głodujących nie maleje. Skąd się bierze ich wiara, że w ministerstwie, w Kancelarii Premiera czy przy Nowogrodzkiej ktoś naprawdę pochyli się nad ich argumentami? Może stąd, że mają potężne wsparcie społeczne? Codziennie odwiedzają ich zwykli ludzie, żeby powiedzieć, że całym sercem są z nimi, studenci Warszawskiego Uniwersytetu Medycznego przychodzą porozmawiać i podtrzymać na duchu. Wpadają też politycy, choć akurat oni nie są mile widziani, bo głodujący nie chcą być utożsamiani z jakąkolwiek opcją. Mali pacjenci szpitala przynoszą kolorowe laurki dla nowych bohaterów, którzy zawładnęli dziecięcą wyobraźnią.

Młodych lekarzy popiera całe środowisko medyczne – kilkanaście organizacji zawodowych zrzeszonych w Porozumieniu Zawodów Medycznych. Od 3 października kolejne organizacje podejmują uchwały dotyczące wsparcia protestu głodowego: prezydia Okręgowych Rad Lekarskich w Lublinie, Bydgoszczy, Olsztynie, Opolu, Szczecinie, Łodzi i Toruniu, Świętokrzyska Izba Lekarska, Beskidzka Izba Lekarska, związki lekarzy rodzinnych, związki pracodawców służby zdrowia, Międzynarodowe Stowarzyszenie Studentów Medycyny.

5 października list do protestujących rezydentów przesłał prezes Naczelnej Rady Lekarskiej Maciej Hamankiewicz. „Samorząd lekarski od lat żąda wzrostu poziomu PKB na zdrowie w Polsce do przynajmniej 6%. Do rządu wraz z nami zaapelowało o to w czerwcu 2017 r. ponad sto organizacji pacjentów i lekarzy skupionych w różnych towarzystwach naukowych. W kwestii określenia poziomu minimalnych wynagrodzeń wypowiedział się dwukrotnie Krajowy Zjazd Lekarzy – po raz pierwszy w 2006 r., a następnie w maju 2016 r. W tym roku Wy, młodzi lekarze rezydenci, postanowiliście o to zawalczyć w formie, jaką wybrał Wasz związek zawodowy. Dziękuję Wam za zwrócenie uwagi społeczeństwa na tę kwestię. (…) Wyrażam nadzieję, że do porozumienia z rządzącymi dojdzie jak najszybciej, bo rozumiem, że na szali położyliście własne zdrowie i życie”. Nazajutrz prezes przyjechał do głodujących, by ich osobiście wesprzeć.
Rektor Warszawskiego Uniwersytetu Medycznego również pojawił się w najsłynniejszym teraz holu. Zaoferował pomoc mediatora, który wsparłby głodujących rezydentów w ewentualnych rozmowach z rządem.

Czy będą umierać?

Rządzący odmieniają przez przypadki słowa reforma zdrowia, ale działania, które podejmują, nijak się mają do reformowania. Od stycznia przyszłego roku ledwo dysząca publiczna służba zdrowia ma przejąć kolejne zadanie – będzie musiała zapewnić opiekę i pomoc wszystkim obywatelom, również tym, którzy nie są ubezpieczeni. Będzie odrobinę więcej pieniędzy, ale nie przybędzie personelu ani sprzętu. Za to obowiązków i pacjentów – jak najbardziej. Ktoś znów odgrywa rolę dobrego wujka. Kolejni lekarze będą umierać na dyżurach?


16 tysięcy rezydentów
Według danych Naczelnej Izby Lekarskiej 31 lipca 2017 r. w Polsce prawo wykonywania zawodu lekarza miało 128 779 osób, a lekarza dentysty – 35 153 osoby. Liczby te obejmowały także rezydentów. Są to osoby, które ukończyły sześcioletnie studia medyczne, odbyły 13-miesięczny staż i zdały egzamin lekarski. Chciałyby jednak specjalizować się w określonej dziedzinie medycyny. Według danych Centrum Medycznego Kształcenia Podyplomowego w czerwcu 2016 r. było 16,2 tys. rezydentów. Kształcili się na 71 specjalnościach.

Najpopularniejsze były choroby wewnętrzne (ponad 2 tys. rezydentów), pediatria (1,7 tys.) oraz anestezjologia i intensywna terapia (1,2 tys.). Stażyści licznie zgłaszali się również na specjalizacje: ortopedia i traumatologia narządu ruchu, kardiologia, położnictwo i ginekologia, medycyna rodzinna, radiologia i diagnostyka obrazowa oraz chirurgia ogólna. Ponad 500 osób odbywało szkolenie z psychiatrii, okulistyki i neurologii.

Tylko jeden rezydent był na ginekologii onkologicznej, farmakologii klinicznej i immunologii klinicznej. Zaledwie po kilku rezydentów wybrało otorynolaryngologię dziecięcą, epidemiologię, medycynę paliatywną, toksykologię kliniczną i angiologię. Aby młodzi ludzie wybierali te specjalizacje, które nie cieszą się popularnością, Ministerstwo Zdrowia zachęcało rezydentów in spe nieco wyższym wynagrodzeniem wypłacanym w czasie rezydentury.

Część lekarzy odbywało specjalizację poza rezydenturą. W sumie wszystkich lekarzy w trakcie specjalizacji było w kraju 25,5 tys.

Wydanie: 2017, 41/2017

Kategorie: Kraj

Komentarze

  1. prawdę mówiący
    prawdę mówiący 15 października, 2017, 12:50

    A co mają powiedzieć nauczyciele, jak za swój etat (18 godzin uczenia i do 40 godzin pozostałej pracy), kiedy przekroczyć 2 tys. netto mogą dopiero po 6 latach pracy obecnie. Jak dotrwają. A ktoś tych lekarzy musi też kształcić.

    Odpowiedz na ten komentarz
    • Jana
      Jana 21 października, 2017, 14:31

      U nas nauczyciel nauczania początkowego dostaje na wejście 2000 netto. Praca 18 godz tygodn.
      Soboty niedziele wolne no i całe wakacje. Możliwość dorobienia za okienka. Takich warunków
      można sobie tylko pomarzyć. Warunek trzeba kochać dzieci.

      Odpowiedz na ten komentarz
  2. Roman
    Roman 16 października, 2017, 06:42

    Czy może mi ktoś wyjaśnić jakie choroby leczą rezydenci jeżeli z każdą chorobą chodzę do innego specjalisty, nawet z przeziębieniem idziemy do specjalisty czyli lekarza rodzinnego.
    Wniosek z tego że lekarze rezydenci tak jak w innych zawodach dopiero nabierają praktyki i jak zdadzą egzamin na jakąś specjalność będą samodzielni, czyli dla praktykanta pensja na poz 4000zł brutto w porównaniu do innych zawodów jest i tak wysoka.

    Odpowiedz na ten komentarz
    • Jana
      Jana 21 października, 2017, 14:51

      Zupełnie się zgadzam z tą wypowiedzią. Myślę ,ze wszyscy zasłaniają się dobrem pacjenta
      a chodzi jak zwykle o pieniądze. 4000 tys brutto to mało? Chyba się urwali z choinki. Na początku
      mogą mieć tyle ale po specjalizacji … widzimy te bryki przed przychodniami i szpitalami.
      Druga sprawa niech nie zapominają , że płaceni sa z budżetu państwa czyli naszych pieniędzy.
      Dzieki tej partii chyba odbijamy się od dna i tego dziadostwa które było. Budżet polski do nie guma.
      Pobrana darmową naukę wypadałoby odpracować.
      Rządzący powinni wprowadzić obowiązkowy pięcioletni staż pracy w szpitalach w kraju w którym pobierało się akademika naukę.
      Jeszcze mogą straszyć wyjazdem za granicę bo to też jest modne.

      Odpowiedz na ten komentarz
      • Anonim
        Anonim 30 października, 2017, 00:14

        Wypowiedź niedouczki po jakimś licencjacie z marketingu z zarządzaniem, czy podobnie ambitnych studiach! Nie widzi zasadniczej różnicy pomiędzy jej „studiowaniem” a sześcioma latami studiów medycznych i sądzi, że dopiero „w pracy” medycy nauczą się czegoś. A co do tego, że to za jej pieniądze studiują, to nie wie, że limity przyjęć na bezpłatne studia są tak niskie, ze spora część studentów studiuje za swoje bardzo duże pieniądze i to nie tak jak na innych kierunkach, że co dwa tygodnie wypada pokazać się na zjeździe, ale trzeba przejść kwalifikację (mieć odpowiednio wysoką punktację) a potem studiować codziennie razem z innymi, odbywać wszystkie staże i zdawać trudny państwowy egzamin, aby zostać lekarzem. Potem można zostać rezydentem. Starczy?
        A dlaczego, kiedy wyjeżdżają inżynierowie (też drogie studia) do Anglii zmywać garnki to nikt nie krzyczy, że mają zwrócić pieniądze za bezpłatne studia na Politechnice.
        Cóż, zazdrości Pani nie pieniędzy bo nie ma czego, ale prestiżu tego zawodu, który mimo wszystko istnieje ze względu na nieporównywalną wagę społeczną zawodów medycznych
        MH

        Odpowiedz na ten komentarz
  3. Anonim
    Anonim 16 października, 2017, 22:49

    Drodzy Rezydenci, pacjenci umierają w kolejkach m. in. dlatego że rodziny lekarskie, osoby dające łapówki itp. mają pierwszeństwo. Nie decydują kryteria medyczne, kolejność zgłoszenia się, tylko przynależność do środowiska medycznego względne przekupienie lekarzy. Może głodówka wyleczy Was z hipokryzji. Aczkolwiek macie na zapleczu skłzdzik z żywnością…

    Odpowiedz na ten komentarz
  4. Pawel
    Pawel 17 października, 2017, 12:24

    Lekarze rezydenci chcą odrazu po szkole zarabiać krocie to po 20 latach pracy będą chcieli zarabiać ile 10 a może 20 tysiecy a inne zawody nie są ważne inni ludzie nie są ważni niektórzy całe życie u prywaciarza zarabiają najniższa krajowa co oni mają zrobić za co oni mają żyć śmieszni są ci rezydenci jak wannie pasują takie zarobki to jest takie powiedzenie jak masz problem z z tą pracą zwolnij sie

    Odpowiedz na ten komentarz
  5. Pawel
    Pawel 17 października, 2017, 12:31

    Rezydenci nie pasuje wam tą pracą zwolnij cię się i tyle nikt was nie zmusza tam pracować śmieszni jesteście walczycie o swoje a nie o wszystkich ludzi macie ich gdzieś inni całe życie pracują za najniższą krajową i co mają strajkować to usłyszą nie pasuje to się zwolnij i z wami tak samo powinno być idźcie w pieruny i tak składki place co miesiąc i co idę do lekarza a.on mi mówi panie zapisy są najbliższy termin za 4 lata i za co ja wam place ja składki muszę co miesiąc płacić a wy za 4 lata mnie przymieci walczycie o nabicie sobie kieszeni kasa a skladaliscie przysięgę chyba nie że będziecie leczyć ludzi i co gnoje z was i tyle kolejni lapuwkarze rosną z was taka prawda

    Odpowiedz na ten komentarz
  6. Anna
    Anna 17 października, 2017, 15:17

    Zawsze słyszałam, że lekarz to powołanie a nie czysty biznes, chcecie to wyjeżdżajcie droga wolna.

    Odpowiedz na ten komentarz
  7. Pawel
    Pawel 18 października, 2017, 05:07

    Dzisiaj minister powiedział najniższa podwyżka to 200 najwyższa to 1500 dla rezydentów i gdzie tu sprawiedliwość oni podwyżkę dostaną tyle co najniższa krajowa to jest absurd śmiechu warte a ludzie którzy pracują za najniższą krajową co mają powiedzieć na to minister to osioł i tyle wszyscy którzy siedzą na stołkach to złodzieje jeżdżą za nasze podatki auta mają za nasze podatki samoloty za nasze podatki a dla ludzi wielkie gówno jest tak państwo w sejmie się bawi jak to się mówi szlachta się bawi a reszta niech daninę płaci zlodzieje

    Odpowiedz na ten komentarz
  8. Pawel
    Pawel 18 października, 2017, 05:15

    Rezydenci wyjeżdżajcie a nie wymuszanie nie pasuje wam praca i płacą to się zwolnijjcie wam chodzi o swoje kieszenie a nie o ludzi. Barany z was i tyle nie nadajecie się na lekarzy.idzcie pracować za najniższą 1500 i utrzymajcie rodzinę mądrale. A wy rezydenci siedzicie na garnuszkach tatusia.mamusi i jeszcze wam malo gratulacje rezydenci kolejni lapuwkarze rosną i złodzieje.jeden etat w szpitalu drugi w przychodni trzeci w prywatnym gabinecie i jeszcze wam malo walcie sie

    Odpowiedz na ten komentarz
  9. Neuron
    Neuron 22 października, 2017, 11:17

    Z większości wypowiedzi wynika, że Polacy nie popierają protestu. Ale my lekarze naprawdę pracujemy ponad siły za kompletnie śmieszne pieniądze. Jedynym sposobem udowodnienia społeczeństwu tego faktu powinno być maksymalne ograniczenie czasu pracy do długości wyznaczonej kodeksem pracy. Cały system zawali się wtedy w krótkim czasie. Gdy co drugą placówkę trzeba będzie zamknąć, nauczycie się szacunku dla „służby” zdrowia. Lekarze zaczęli już w wielu miejscach zwalniać się ze swoich miejsc pracy i oby tak dalej.

    Odpowiedz na ten komentarz
    • Teresa
      Teresa 24 października, 2017, 09:04

      Jakoś ja nie widzę tych przepracowujących się lekarzy. Bywałam ostatnio sporo w szpitalu i widzę, że pacjent to jest intruz przeszkadzający panom i paniom lekarzom. Zrobienie jakichkolwiek badań i postawienie diagnozy wlecze się niemiłosiernie, chyba po to żeby pacjent w międzyczasie umarł i nie zawracał głowy. Na dyżurach lekarze przeważnie śpią, jeszcze się denerwują jak ktoś ich śmie obudzić bo akurat jest taka potrzeba. Pielęgniarki wręcz boją się budzić pana lekarza żeby nie oberwać „opierdolu”. Więc niech nikt nie prawi pierdół, że chodzi im o dobro pacjenta, bo chodzi tylko o pieniądze. Chcieliby po studiach zarabiać więcej niż ktoś inny po kilkudziesięciu latach pracy. Ja też jak dokształcałam się jednocześnie pracując to ponosiłam wszystkie koszty. W dupach im się poprzewracało. A jak tak dbają o pacjenta, to jak zadbali o ich leczenie kiedy sami strajkują?

      Odpowiedz na ten komentarz
  10. Anonim
    Anonim 22 października, 2017, 11:58

    z całym szacunkiem drodzy rezydenci kolejność powinna być taka że najpierw nauczcie się leczyć bo wy w tej chwili jesteście lekarzami bez uprawnień,to tak jak ja mam kurs spawacza w stopniu podstawowym bez uprawnień PRS czy RS.A jeżeli wy zaczynacie od pieniędzy nie od leczenia TO POMYŁKA W WYBORZE ZAWODU!!!!!

    Odpowiedz na ten komentarz
  11. Anonim
    Anonim 24 października, 2017, 14:15

    Byłem na SOR Wrocław Szpital Marciniaka, Duży kamień w nerce w moczu krew ból że po ścianach chodzę a ta ku.. w recepcji SOR mówi mi że SOR jest zablokowany ordynator kazał nie przyjmować pacjentów 4 łóżka z karetki z pacjentami czekają na rejestracje i ja co prawda o własnych nogach ale ból jak skurw…. baba widząc że zaraz zejdę odsyła mnie do lekarza na 1 piętrze pan lekarz no nie wiem lat 25 max przyjmuje od 12:00 do 13:00 kolejka jak skur… ludzie z całego dolnegośląska, godzina 12:02 przychodzi lekarz wizyty trwaja po 10-15min każdy wychodzący z stamtąd wygląda jak zbity pies, wchodzę ja przedstawiam mu problem on mi mówi że jest beznadziejnie w każdej chwili kamien może uszkodzić mi nerkę poponuje mi założenie cewnika w polowie listopada termin najbliżej wolny a zabieg dopiero w 2018 roku w tym samym momencie wchodzi drugi gowniaz i mowi do lekarza zucajac mu na stół badania zobacz mam taki sam przypadek spojrzenie uśmiech i znów on do mnie o tym cewniku, mowie mu Panie Dokotrze pracuje do tego strasznei cierpię czy nie dało by rady to jakoś przyspieszyć a on do mnie Panie to nie ameryka, zacisnelem pięść i gdyby nie ten bół i beznadzieja która miałem w sobie posłał bym mu strzał miedzy oczy tak aby powędrował bezwładnie pod te jeb… biurko wyszedłem załamany zostaje mi to zrobić prywatnie na gorszym sprzęcie i bez gwarancji na sukces zabiegu.

    Odpowiedz na ten komentarz
  12. Anonim
    Anonim 28 października, 2017, 08:56

    Przed przeszło 50 laty „zasłużony i czcigodny” I sekretarz KC PZPR-u Władysław Gomułka powiedział, że „lekarzom nie trzeba (dobrze) płacić, bo sami sobie dorobią”. I od tego czasu nic się nie zmieniło. Mimo zmiany systemu oraz „nowych partii” i „nowych ludzi” na stanowiskach.

    Jestem starym (byłym) lekarzem. Już 12 lat na emeryturze, po 41 latach pracy. To co dzieje się w tzw. polskiej służbie zdrowia odczuwałem (i nadal odbieram) „na własnej skórze”. W końcu 1989 roku poirytowany i zniecierpliwiony nieustającym „gadaniem” o potrzebie zreformowania (było to prawie 10 lat po sformułowaniu jednego z „gdańskich” postulatów z 1980 roku) wyemigrowałem. Za granicą musiałem „od nowa” zdać egzamin specjalizacyjny (po 25 latach pracy i posiadając 2 specjalizacje!), nadal ciężko pracując (zaczynając od „zaliczenia” stażu podyplomowego). Często przyjeżdżam do Polski i przeraża mnie fakt, że od mojego wyjazdu sytuacja w „służbie zdrowia” kompletnie nie zmieniła się. A społeczeństwo (czyli pacjenci) albo „bluzgają” słowami, których „przyzwoity” człowiek w ogóle nie używa, albo używają argumentów jak „popatrzcie na parkingi przy szpitalach!” lub wytykają ile zarabia lekarz (najczęściej pojedyńczy i wyjątkowy), nie wspominając ani słowem ile sami zarabiają (mam takiego w najbliższej rodzinie). Argument :”Niech wyjeżdżają!” albo „Niech odpracują bezpłatne studia!” jest conajmniej niepoważnym nieporozumieniem, w sytuacji kiedy konstytucja zapewnia każdemu (kto tylko chce!) bezpłatną edukację. Ja studiowałem naprawdę na koszt moich rodziców, a nie społeczeństwa. A jeśli skończyłem studia i otrzymałem dyplom, do dlatego, że sam (!) ciężko na to zapracowałem.

    Odpowiedz na ten komentarz

Napisz komentarz

Odpowiedz na treść artykułu lub innych komentarzy