Burmistrz oddaje stołek

Burmistrz oddaje stołek

Stanisław Kot złożył rezygnację, gdy dowiedział się o pustkach w kasie Myślenic Mieszkańcy Myślenic, leżących 30 km na południe od Krakowa, przy trasie do Zakopanego, w ubiegłorocznych wyborach burmistrza dostrzegli szansę na zmiany i tłumnie poszli głosować, gdyż mieli już dość rosnącego bezrobocia, braku wizji rozwoju gminy i biurokracji w urzędzie miejskim. Wybierać mogli między kandydującym z listy SLD i popieranym przez PSL Stanisławem Kotem, bardzo dobrze wspominanym przez wszystkich naczelnikiem tego miasta w latach 1982-1990, a wieloma kandydatami prawicy. Choć od 12 lat w Myślenicach władzę sprawowała prawica, to Kot otrzymał najwięcej głosów i zarówno w pierwszej, jak i drugiej turze wyborów zdecydowanie pokonał konkurentów. Na pierwszej sesji rady miejskiej Stanisław Kot zapewnił, że zrobi wszystko, aby zrealizować swój wyborczy program i rozwiązać podstawowe problemy Myślenic. Sztab wyborczy SLD i PSL świętował zwycięstwo, gdyż był to ich wielki sukces w mieście o bardzo prawicowym elektoracie. Natomiast wyborcy uznali, że powrócił do nich dobry gospodarz i od pierwszego dnia urzędowania setki interesantów szturmowały gabinet nowego burmistrza w nadziei, że Stanisław Kot rozwiąże ich problemy. Tymczasem radość z wyborczego zwycięstwa szybko minęła i Kot z dnia na dzień stawał się coraz bardziej przygnębiony. Do załamania doszło w poniedziałek, 13 stycznia. – To był grom z jasnego nieba, szczególnie dla jego dwóch zastępców, których sam powołał – wspomina Małgorzata Polończyk, sekretarz Urzędu Miejskiego w Myślenicach. – W liście do przewodniczącego rady miejskiej napisał, że rezygnuje z funkcji burmistrza, bo zła kondycja finansowa gminy nie pozwala mu na zrealizowanie przedwyborczych obietnic. Jerzy Krygier, przewodniczący Rady Powiatowej SLD, mówi: – Oczywiście, że jestem z tej decyzji niezadowolony, bo to klęska naszego sztabu wyborczego. Nie ma też wątpliwości, że Kot oszukał wyborców, którzy na niego głosowali. Ale z drugiej strony, uważam, że jest bardzo uczciwym facetem. Inny przez całą kadencję udawałby, że chce spełnić wyborcze postulaty, ale nie ma odpowiednich warunków. – Wszyscy liczyliśmy, że jak Kot powróci do władzy, to wszystko będzie jak za dawnych czasów – zwierza się sprzedawczyni z kiosku w pobliżu myślenickiego Rynku. – A on ludziom taki numer wyciął! Administrator biedy Nazajutrz po opuszczeniu urzędu Stanisław Kot przekazał miejscowej „Gazecie Myślenickiej” skierowane do mieszkańców oświadczenie, w którym tłumaczy powody swojej decyzji. Napisał, że nie ma moralnego prawa do pobierania pensji burmistrza za administrowanie biedą. Obejmując urząd, wiedział, że gmina jest w trudnej sytuacji finansowej, ale nie przypuszczał, że w aż tak tragicznej. Fiaskiem skończyły się jego starania o pozyskanie pomocy finansowej z zewnątrz. Nie może skorzystać z funduszy Unii Europejskiej ani z krajowych funduszy strukturalnych ze względu na brak wymaganego wkładu własnych środków. Nie miał pieniędzy na wsparcie kultury, turystyki ani na budowę dróg. Miasto jest zadłużone i aby nie stracić płynności finansowej, musiałby zaciągać kolejne pożyczki. Na końcu burmistrz poprosił o wybaczenie, że sprawił zawód ludziom, którzy na niego głosowali. Burmistrz Kot w dniu rezygnacji zabrał rzeczy osobiste z biurka w urzędzie miejskim i już się tu nie pojawił. Zamknął się w swoim mieszkaniu i nie chce nikogo widzieć, jest niedostępny dla mediów. Tylko na krótko pojawił się w poniedziałek, 20 stycznia, na nadzwyczajnej sesji rady miejskiej, gdyż radni chcieli, aby wytłumaczył im powody swojej dymisji. Usłyszeli mniej więcej to samo, co było w oświadczeniu dla miejscowej gazety. Po wygłoszeniu wyjaśnienia Stanisław Kot natychmiast wyszedł z sali i pojechał do domu. Nie czekał na pytania ani wynik głosowania o wygaśnięciu mandatu. Radni jednogłośnie przyjęli jego rezygnację, gdyż nie można bronić kogoś, kto nie chce pełnić publicznej funkcji. Nazajutrz po sesji zatelefonowałem do Stanisława Kota. – Proszę mi wybaczyć, ale nie chcę z nikim rozmawiać, wszystko już napisałem w oświadczeniu i powiedziałem na wczorajszej sesji, proszę nie nalegać, chcę mieć trochę spokoju – usłyszałem. Powrót po latach Jako naczelnik gminy – przez osiem lat – Kot zdobył sobie bardzo dobrą opinię. To za jego czasów wyremontowano Rynek, zbudowano kolej linową na górę Chełm, a znajdująca się u jej podnóża dzielnica Zarabie tętniła życiem i stała się miejscem rekreacji dla tysięcy mieszkańców Krakowa. Kot był typem społecznika, jeździł po okolicznych wsiach, wysłuchiwał ludzi

Ten artykuł przeczytasz do końca tylko z aktywną subskrypcją cyfrową.
Aby uzyskać dostęp, należy zakupić jeden z dostępnych pakietów:
Dostęp na 1 miesiąc do archiwum Przeglądu lub Dostęp na 12 miesięcy do archiwum Przeglądu
Porównaj dostępne pakiety
Wydanie: 05/2003, 2003

Kategorie: Kraj