Polowanie na Kwaśniewskich

Polowanie na Kwaśniewskich

Generał, minister, kancelaria prawna… – jak szukano haków na ekipę prezydenta Krakowski prokurator Marek Wełna zeznawał pod przysięgą. 3 listopada był świadkiem na rozprawie w warszawskim sądzie okręgowym. Świadczył w sprawie Kaczyński kontra Giertych – prezes PiS wytoczył ją swojemu wicepremierowi, bo Giertych powiedział, że gdy Kaczyński był premierem, zbierał haki na przeciwników politycznych. Wełna powiedział jeszcze więcej – że urzędnicy rządu PiS kazali mu szukać haków na Leszka Millera, Jacka Piechotę, Marię i Józefa Oleksych oraz na Jolantę i Aleksandra Kwaśniewskich. Ówczesny szef Wydziału Przestępczości Zorganizowanej Prokuratury Krajowej Bogdan Święczkowski, minister sprawiedliwości Zbigniew Ziobro i prokurator krajowy Janusz Kaczmarek „mówili, wprost, że takie są oczekiwania pana Jarosława Kaczyńskiego”. Wełna opowiadał też, jak na polecenie Święczkowskiego musiał przynosić materiały ze śledztw PiS-owskim dziennikarzom. A gdy oponował, Święczkowski mówił mu, że ma przynieść „w zębach”, bo „tego wymaga interes państwa”. Zeznania krakowskiego prokuratora to kolejny element potwierdzający tezę, że w czasie rządów PiS prokuratura i służby specjalne były nakierowane na inwigilowanie i oskarżanie ludzi lewicy. Istniał też system nagłaśniania spraw w mediach. W ten sposób stygmatyzowano tych ludzi, oczerniając ich przed opinią publiczną, wydając wyrok, zanim sprawa w ogóle trafiła do sądu. Wiemy o tym z prac sejmowej komisji śledczej badającej okoliczności śmierci Barbary Blidy, kiedy wyszło na jaw, jak haków na byłą posłankę szukał zespół prokuratorów i kilkunastu funkcjonariuszy ABW. Wiemy to z zeznań Janusza Kaczmarka przed komisją sejmową, kiedy opowiadał o nocnych spotkaniach u premiera Kaczyńskiego, podczas których omawiano stan śledztwa i ustalano, kogo i w jakich okolicznościach zatrzymać. Cel – były prezydent Przede wszystkim wiemy dlatego, że większość śledztw i spraw, które założyli PiS-owscy prokuratorzy, już się zakończyła. I można się przekonać, na jak lipnych podstawach były one wszczynane. Pokazuje to z jednej strony fanatyzm (lub też dyspozycyjność) prowadzących je prokuratorów, z drugiej – ich kompromitujące kwalifikacje zawodowe i intelektualne. Jeżeli zbierzemy informacje na temat prowadzonych wówczas śledztw i spraw, okaże się, że prokuratorzy i funkcjonariusze stawali na głowie, żeby znaleźć „coś” na byłego prezydenta i jego żonę. Krążono wokół Kwaśniewskich, by to „coś” na nich znaleźć. Bo trudno uznać za przypadek, że tak wiele śledztw, które później okazały się bezpodstawne, wszczęto wobec ludzi związanych z parą prezydencką. Policzmy. Inwigilowano i oskarżano współpracowników prezydenckiej pary. Marka Ungiera, szefa gabinetu prezydenta, oskarżano o branie łapówek na kampanię Kwaśniewskiego, a wcześniej o ujawnianie tajnych informacji. Samą Jolantę Kwaśniewską – o przyjmowanie drogich futer. Andrzeja Kratiuka, szefa rady jej fundacji, o pranie brudnych pieniędzy. Prof. Jana Podgórskiego, członka rady jej fundacji, o branie łapówek od gangsterów. Agent Tomek tropił, czy Kwaśniewscy nie mają domu w Kazimierzu… Mechanizm tego działania pokazują zakończone bądź kończące się już sprawy. Prokurator na podstawie zeznań jakiegoś przestępcy lub według własnego mniemania oskarżał osobę związaną z Kwaśniewskim. PiS-owskie media triumfalnie informowały o tym, że są materiały obciążające, że osoba została zatrzymana, jest przesłuchiwana itd. Taką osobę jawnie linczowano, wmawiając opinii publicznej, że wyrok to już tylko kwestia czasu, że wina nie ulega wątpliwości. W tym czasie, co się zdarzało, proponowano danej osobie deal – puścimy cię wolno, jeśli coś zeznasz. I tak ta maszyna funkcjonowała, trwoniąc czas dziesiątek prokuratorów i funkcjonariuszy. Kratiuk – śledztwo trałowe Klasycznym przykładem działania prokuratury w czasach PiS jest sprawa Andrzeja Kratiuka, szefa rady fundacji Jolanty Kwaśniewskiej. Kratiuk, prowadzący kancelarię prawną KNS, specjalizującą się w sprawach gospodarczych, był też w radzie nadzorczej Orlenu i z tej racji trafił przed oblicze komisji śledczej. W tym czasie komisja orlenowska, gdzie rej wodzili Zbigniew Wassermann i Roman Giertych, była miejscem, w którym budowano obraz lewicy jako grupy związanej z PRL-owskimi służbami specjalnymi i skorumpowanej. Szefem tego „gangu” miał być Aleksander Kwaśniewski, a fundacja jego żony, służąca chorym dzieciom z niezamożnych rodzin, określana była jako instytucja, przez którą przechodziły lewe pieniądze dla Kwaśniewskich. Znaleźli się prokuratorzy przyjmujący te publicystyczne pomówienia jako

Ten artykuł przeczytasz do końca tylko z aktywną subskrypcją cyfrową.
Aby uzyskać dostęp, należy zakupić jeden z dostępnych pakietów:
Dostęp na 1 miesiąc do archiwum Przeglądu lub Dostęp na 12 miesięcy do archiwum Przeglądu
Porównaj dostępne pakiety
Wydanie: 2011, 48/2011

Kategorie: Kraj