Pisowsko-kibolski marsz ku czci tzw. żołnierzy wyklętych organizuje człowiek z wyrokiem i dozorem policyjnym 27 lutego ulica 3 Maja, główna arteria Hajnówki, stanie się sceną nacjonalistycznej demonstracji. Przez miasto, którego mieszkańcy to w przeważającej części prawosławni, przejdzie marsz zorganizowany m.in. przez białostocki ONR oraz facebookowy fanpage „Narodowa Hajnówka”. Na plakacie reklamującym tę imprezę obok Witolda Pileckiego znalazł się kpt. Romuald Rajs „Bury”, którego oddział 70 lat temu krwawo spacyfikował kilka prawosławnych wsi powiatu bialskiego i hajnowskiego. Kara dla Hajnówki Jeszcze dwa tygodnie temu Marsz Pamięci Żołnierzy Wyklętych miał patronat prezydenta Andrzeja Dudy. Ale gdy środowiska lewicowe, w tym partia Razem i SLD, oraz kilku znanych prawicowych publicystów, m.in. Agnieszka Romaszewska i Cezary Gmyz, podniosło raban w tej sprawie, Kancelaria Prezydenta poinformowała, że patronatu na imprezą nie będzie. W samej Hajnówce atmosfery to specjalnie nie poprawiło. Tym bardziej że marsz to tylko jeden z kilku wyrazistych aktów w kiepskiej sztuce, jaką od paru lat fundują mieszkańcom tego spokojnego miasteczka ludzie związani z PiS i środowiskiem pseudokibiców Jagiellonii Białystok. W mieście co jakiś czas pojawiają się hurtowo napisy „Polska dla Polaków”, a zamaskowani napastnicy próbują zakłócać koncerty w muzeum białoruskim, wykrzykując w stronę organizatorów: „Tu jest Polska, nie Białoruś!”. Dziennikarza, który opisywał tę sprawę dwa lata temu w PRZEGLĄDZIE, wzięto pod dyskretną obserwację (dwaj ówcześni szefowie delegatury Agencji Bezpieczeństwa Wewnętrznego z Białegostoku pojawili się na miejscowej komendzie zaraz po publikacji tekstu „Nie ma bata na nazioli”. – Przyjechali dyskretnie zasięgnąć języka o waszym autorze – mówi jeden z podlaskich policjantów). – To zemsta za to, że Hajnówka od zawsze jest „czerwona”, Prawo i Sprawiedliwość dostaje tu regularnie wyborcze baty. Tak też było w ostatnich wyborach samorządowych i parlamentarnych. Również Komorowski zdobył więcej głosów niż Duda – mówi miejscowy działacz lewicy. Takie proste wytłumaczenie nie wyjaśnia jednak wszystkiego. Prezydent Duda podczas ubiegłorocznego święta Przemienienia Pańskiego na Grabarce wygłosił bardzo dobrze tam przyjęte przemówienie o budowaniu wspólnoty wszystkich obywateli, a nie tylko katolików. Dlaczego więc teraz PiS, które pootwierało wojny na wielu frontach ideowych i społecznych, miałoby jeszcze fundować sobie na Białostocczyźnie konflikt z wyznawcami prawosławia? Czy organizatorzy marszu to fanatycy, durnie, a może cynicy? – To wersje chyba bliskie prawdzie – mówi doświadczony oficer kontrwywiadu. – Ale nie można też wykluczyć, że mogą być inspirowani, a nawet „zadaniowani” przez służby. Od miłośnika Marleya do katechety Narodowca Za kulisami organizacji hajnowskiego marszu stoi Bogusław Szczepan Łabędzki, katecheta z zawodu, od trzech kadencji radny PiS w Radzie Miasta Hajnówka. Stowarzyszenie „Inka”, któremu prezesuje razem z miejscowym księdzem, zajmuje się przywracaniem pamięci o bohaterce podziemia antykomunistycznego „Ince” Siedzikównie. Dąży np. do zmiany patrona szkoły w Narewce z Białorusina Aleksandra Wołkowyckiego na „Inkę”. Miejscowi tej zmiany nie chcą, bo „Inka” kojarzy im się z Zygmuntem Szendzielarzem „Łupaszką”, który Wołkowyckiego kazał rozstrzelać za rzekomą kolaborację z hitlerowcami i NKWD. Rzekomą, bo IPN dowodów na nią nie znalazł. Ale Łabędzki i jego wyborcy wiedzą lepiej. Prawdopodobnie w myśl zasady: jeśli dowodów nie ma, to znaczy, że zostały dobrze ukryte. Gdyby Łabędzki jako radny ograniczył się do kwestii dotyczących funkcjonowania miasta, inwestycji, walki o sprawy mieszkańców, można by go w wielu przypadkach pochwalić. Problem w tym, że od paru lat bardziej interesuje go powojenna historia Podlasia, i to w wydaniu czarno-białym, suflowanym takim jak on przez skrajną prawicę. Kiedy radni minutą ciszy chcieli uczcić pamięć ofiar „Burego”, Łabędzki ostentacyjnie wyszedł z obrad, bo „»Bury« nie jest dla niego kontrowersyjną postacią” (inni radni z klubu PiS pozostali na sali i zachowali się z godnością). Radny Łabędzki ma też wątpliwości, czy inicjatywa utworzenia w Hajnówce prawosławnego przedszkola społecznego to dobry pomysł, wszak w mieście żyją też katolicy, a oni takiego przedszkola nie mają. Albo czemu w czasie katolickiego postu prawosławni urządzili imprezę w domu kultury. Nie od zawsze Łabędzki ma takie poglądy. W latach 80. i 90. grał w zespole reggae i nie stronił od „zioła”. Unikał oczywiście jak ognia skinheadów, których w wersji współczesnej, kibolsko-patriotycznej, traktuje teraz jak przyjaciół. Jeden z nich to osoba doskonale znana organom ścigania.
Tagi:
Marek Kowszyłów









