Busole po raz piąty

Busole po raz piąty

Belka, Lipińska, Lubiński, Rodowicz – Laureaci BUSOL 2004 To już po raz piąty przyznajecie Busole? – To już macie pięć lat? – dziwili się goście, którzy w miniony wtorek przyszli na naszą uroczystość do warszawskiego Centrum Multimedialnego przy ulicy Foksal. Niektórzy już od kilku tygodni dopytywali się o datę, podkreślając, że wreszcie spotkają się z ludźmi, z którymi wiele ich łączy („Takie uroczystości integrują”), a nawet jeśli są między nimi spory, to ujmowane bardziej kulturalnie niż w Komisji Śledczej. – W sytuacji gdy złota rybka poproszona o spełnienie życzenia odpowiada: „Najpierw łapówka”, miło, że są imprezy premiujące profesjonalizm, uczciwość i szerokie horyzonty – spuentował ten wieczór Ryszard Marek Groński, a redaktor naczelny „Przeglądu”, Jerzy Domański, przypomniał, że tygodnik promuje „osoby, których sukcesy są sukcesami innych, a ich dzieło ma magiczną moc, gdyż dodaje siły”. Bez zawiści Był tłok, szum, były powitania i gratulacje, rozmowy kuluarowe i stoliki, do których można się było przysiąść, były rozmowy o polityce, pieniądzach. No i na szczęście kobiety nie musiały czekać na komplementy. Zapewne sprzyjały im bukiety kwiatów towarzyszące całej uroczystości. Z morza głów nagrodzeni wyróżniali się różami. Ale zanim rozpoczęły się dyskusje „co tam panie w polityce”, były krótkie filmy o naszych Laureatach i uzasadnienia (ramka), w których wytłumaczyliśmy, dlaczego właśnie te osoby zespół „Przeglądu” uznał w tym roku za Busole naszego życia. Sami Laureaci z dużym zainteresowaniem wysłuchali tego, co o nich myślimy, potem bez fałszywej skromności przyznawali, że świetnie ich rozszyfrowaliśmy. – Rzeczywiście chodzi mi o to, żeby pokazać lepszą twarz polskiej polityki, odchodzącą od efekciarstwa, od paplania na każdy temat – potwierdził premier Marek Belka, który został z nami dłużej, niż wynikało z jego kalendarza. – Mówicie, że ja się niczego nie boję? Owszem, boję się nietolerancji, bezprawia i nienawiści. A najbardziej boję się głupoty – tak z kolei zapewniła Olga Lipińska, która choć krucha, dzielnie dźwigała Busolę. Kolejny laureat, prof. Jan Lubiński, zamiast komentarza złożył ważną deklarację: – Zapewniam, że tak jak kiedyś choroby zakaźne, tak i nowotwory zostaną wyeliminowane z naszej rzeczywistości. Wystarczą testy i profilaktyka. – Obiecuję, że na pewno nie będę oglądać się do tyłu. Nie leży to w mojej naturze. Wolę wyznaczać szlaki – takie było zapewnienie Maryli Rodowicz, po którym (jeszcze było pamiątkowe zdjęcie) radosny tłum ruszył do stołów, gdzie zaproponowano klasykę w najlepszym gatunku. Lżejszym akcentem kulinarnym był makaron ze szpinakiem, przy którym wegetarianie skutecznie wymieszali się z mięsożernymi. Cięższym i też budzącym zachwyty było to, co polskiej kuchni zostało triumfalnie przywrócone: salcesony, pasztet, biała kiełbasa oraz szynka staropolska, wędzona jak za dawnych czasów. Kto chciał, popijał sokiem, ale obserwacja sali pozwoliła przypuszczać, że większość gości na szczęście nie była zmotoryzowana. Zarezerwowali sobie dla nas całe popołudnie, by spokojnie porozmawiać. Do poważniejszych dysput pasowała wódka, do lżejszych drinki Impress. Do toastów pasował tort dla pięcioletniego „Przeglądu” przygotowany przez firmę cateringową ZAPART, która również zadbała o organizację imprezy. Komentowano laureatów i sam pomysł wręczania Busol. – Każda forma społecznego uznania jest bardzo ważna, zwłaszcza gdy następuje uwiąd autorytetów – stwierdził prof. Wiesław Godzic, medioznawca. – Podoba mi się nazwa waszej nagrody. Busola nie tylko wyznacza kierunek, lecz także mówi o podążaniu w tym kierunku – to ocena językoznawcy, prof. Jerzego Bralczyka. Ten rocznicowy czas pozwolił także na podsumowanie naszych wyborów. Wręczyliśmy przecież Busole takim autorytetom jak Karol Modzelewski i Jacek Kuroń, udało nam się pokazać społeczników i gwiazdy kultury, które nie gasną. Dumni jesteśmy z nagrodzonych lekarzy, z których każdy przez następne lata podwajał swoje sukcesy służące innym. Wianuszki dyskutantów Stoliki na początku były tematyczne. Pierwszy założyli Karol Modzelewski (do Andrzeja Celińskiego mówił, że „gratuluje mu KOR-owskiego kręgosłupa”), Andrzej Werblan i Andrzej Walicki. Dyskutowano o przyzwoitości i odwadze, by protestować, gdy łamane są elementarne zasady. Drugi stolik założył szef Narodowego Funduszu Zdrowia, Jerzy Miller. Wypytywano go o wielkie pieniądze, które podzielone są małymi sumkami, niewystarczającymi szpitalom. Ale co najważniejsze, doszło do poważnej rozmowy z prof. Lubińskim o możliwości sfinansowania jego badań. – Testy są tańsze

Ten artykuł przeczytasz do końca tylko z aktywną subskrypcją cyfrową.
Aby uzyskać dostęp, należy zakupić jeden z dostępnych pakietów:
Dostęp na 1 miesiąc do archiwum Przeglądu lub Dostęp na 12 miesięcy do archiwum Przeglądu
Porównaj dostępne pakiety
Wydanie: 2004, 51/2004

Kategorie: Kraj