Strzępka i Demirski nikogo nie oszczędzają: ani „Pancernych”, ani mistrza Andrzeja od epopei narodowych, ani powstańców. A widzowie muszą się kryć przed ostrzałem Nie obrażają się za nazywanie ich lewicowcami i poważnie mówią o społecznym posłannictwie artysty. Monika Strzępka i Paweł Demirski swoje miejsce odnaleźli (przynajmniej na razie) w wałbrzyskim teatrze. A przy okazji złe czasy nastały dla starych bohaterów literackich. Gustlik jako Murzynka w jankeskim mundurze Wracają na telewizyjne ekrany systematycznie; wakacyjne powtórki wręcz nie mogłyby się bez nich obyć. „Czterej pancerni i pies”. Ustroje upadają, zmienia się oficjalne rozumienie historii, a przygody pancernych wciąż są chętnie oglądane. Które to już pokolenie Polaków rozśmiesza do łez choćby epizod, jak Gustlik je jajko, goniąc je widelcem po talerzu? Mnie tymczasem przestało to rozbawiać, odkąd w Teatrze Dramatycznym im. Jerzego Szaniawskiego w Wałbrzychu zobaczyłam spektakl, którego przesłaniem było obnażenie zakłamania całej tej opowieści. Przy czym nie chodzi o to, że załoga „Rudego” szła do Polski z niesłuszną armią. Po prostu wszystko, co w jakikolwiek sposób gloryfikuje wojnę, jest, według twórców spektaklu – Moniki Strzępki i Pawła Demirskiego, złem i należy to wykazać. Dlatego u nich chłopcy z „Rudego” nie mogą się doczekać, by rzucić się na nauczycielkę i potraktować ją po żołniersku. Jajka zaś były pochłaniane i zwracane w iście pantagruelowskim stylu. Sam Gustlik, cieszący się powszechną sympatią telewidzów, tutaj jest… Murzynką w mundurze amerykańskiego żołnierza. Spektakl pod szyderczym tytułem „Niech żyje wojna!!!” utrzymany jest w takim właśnie klimacie. Demaskatorska nagość Autor demaskatorskiej wersji „Pancernych” (tegoroczna prapremiera) Paweł Demirski i reżyserka Monika Strzępka debiutowali po 2000 r., a od roku 2007 pracują razem. Ich cztery najbardziej znaczące sztuki powstały w wałbrzyskim teatrze. Są bardzo młodzi i wciąż gniewni. Swego czasu działając w Teatrze Wybrzeże, początkujący wówczas autor publicznie odrzucił nagrodę przyznaną mu za książkę i zrealizowaną na jej podstawie sztukę o Lechu Wałęsie. Dla nich nie ma tematów tabu. Nie oszczędzają żadnego autorytetu, żadnej narodowej legendy; są okrutni również w stosunku do swojego pokolenia. Wciąż mam w oczach postać ze sztuki „Był sobie POLAK…”, nastolatka, ofiarę naszych czasów, opuszczonego przez rodziców i skrzywdzonego, który skończył jako samobójca, ale już jako duch czy bardziej upiór, zamiast budzić współczucie, denerwował i złościł, na przykład dłubiąc w nosie albo w spodniach. W wywiadach Strzępka i Demirski bez skrępowania mówią o podziałach klasowych czy walce klas – w sensie historycznym i współczesnym. Monika Strzępka w tym właśnie duchu interpretuje „Czterech pancernych”. Serial, który miał propagować „nowe socjalistyczne wartości” – zauważa reżyserka w wywiadzie na portalu Lewica.pl – podtrzymywał stricte przedwojenne struktury społeczne. Głównymi bohaterami są bowiem Olgierd – ziemianin z wyższym wykształceniem, i wzorujący się na nim Janek. Za to zabawni i rozśmieszający widownię Gustlik czy Czereśniak są bohaterami z ludu. Szczególnie zapada w pamięć jej wyznanie, że artysta musi być przeciw władzy i jednocześnie solidaryzować się z ludźmi odrzuconymi przez nasz dziki kapitalizm. Oni nie tylko cierpią, ale władzy udało się jeszcze wmówić im, że sami są sobie winni. Bo są niezaradni, leniwi czy jacyś tam… Kiedy więc biedzą się co dzień, jak przygotować obiad dla rodziny za 2 zł, wstydzą się tego bardzo. Czy do tego autorskiego tandemu pasuje określenie nieco już zapomniane – artysta zaangażowany? Strzępka i Demirski tak o tym mówią: – Role artysty są różne tak samo, jak różni są artyści. My napisaliśmy sobie role dość trudne: staramy się podnosić i rozumieć rangę tego, co się dzieje w społeczeństwie, w polityce, w kulturze. „Podnosić rangę” oznacza dla nas to, żeby cały czas pamiętać o tym, że właśnie teraz na nowo dzieje się historia i możemy mieć na nią wpływ. Tymczasem epatowanie widza obrzydlistwem albo nagością ma głębszy cel, pokazuje: patrz, czym się zachwycasz, co kochasz, w co do tej pory wierzyłeś. Zobacz, ile tak naprawdę byli warci „sympatyczni” pancerni. Twórcy prowadzą grę z widzem. I wielu odbiorcom to odpowiada. Jednocześnie Paweł Demirski podkreśla, że wręcz cieszą go widzowie wychodzący podczas spektaklu. Bo dla niego to są ludzie myślący, nie zgadzają się z twórcą, więc protestują. Tylko czy jeszcze wrócą? Monika Strzępka do sztuki „Był sobie
Tagi:
Violetta Waluk