Spokojnie patrzę w lustro. Zostawiłem związek bez długów. Niczego nie ukradłem, byłem uczciwy Grzegorz Lato – ur. 8 kwietnia 1950 r. w Malborku, reprezentant Polski (104 mecze), uczestnik finałów mistrzostw świata (RFN 1974, 3. miejsce, król strzelców – 7 goli, Argentyna 1978 i Hiszpania 1982, 3. miejsce), złoty (1972) i srebrny (1976) medalista igrzysk olimpijskich, król strzelców Ekstraklasy w latach 1973 (13 goli) i 1975 (19 goli), dwukrotny mistrz Polski (1973, 1976) w barwach Stali Mielec. Grał w klubach: Stal Mielec, KSC Lokeren, Atlante Meksyk, Polonia Hamilton. Trenował kluby: North York Rockets Toronto, Stal Mielec, Olimpia Poznań, Amica Wronki, AO Kavala, Widzew Łódź. W latach 2001-2005 senator SLD, od roku 2008 do 2012 prezes Polskiego Związku Piłki Nożnej. „Myślę, że większość normalnych kibiców spacyfikuje tych oszołomów, którzy lżą człowieka – Grzesia Latę, nie wiadomo dlaczego i za co. Przed 30 laty ich rodzice całowali po stopach Latę, a teraz wszyscy go lżą. Człowiek ledwie zaczął pracę, a nie chce się mu dać szansy”, stwierdził znany działacz Zbigniew Koźmiński. Lato został prezesem Polskiego Związku Piłki Nożnej 30 października 2008 r., a kadencję zakończył 26 października 2012 r. i nie ubiegał się o reelekcję. Przez cały ten okres nikt nikogo nie spacyfikował, Lato zaś doświadczył aż nadto polskiego piekła. Niczego mu nie oszczędzono. Nie mam serca z kamienia Napastnik reprezentacji, a obecnie poseł Cezary Kucharski w niedawnym głośnym wywiadzie dla „Polski The Times” („Nie da się naprawić polskiej piłki liczbą twittów”) ocenił: „Nie widzę różnicy między Bońkiem a Latą… Inne jest po prostu podejście mediów. Latę pokazywaliście zawsze w złym świetle”. Do pracy na stanowisku prezesa PZPN rzeczywiście trzeba było mieć, zwłaszcza w pańskiej sytuacji, końskie zdrowie. W pewnym momencie stwierdził pan, że jest już zmęczony pełnieniem tej funkcji. – To prawda, kilkakrotnie o tym wspominałem. Przecież nieustannie, praktycznie od pierwszej chwili krytykowano i ostrzeliwano zarówno związek, jak i mnie osobiście. Jestem twardy, więc to wytrzymywałem, ale nie mam serca z kamienia. Jakieś ślady w człowieku pozostały. Nie tylko sugerowano, ale wręcz naciskano, żeby jeszcze przed Euro 2012 ustąpił pan z funkcji prezesa. – Istniała tylko jedna możliwość, żeby tak się stało, mianowicie musiałbym podać się do dymisji. A nie zamierzałem tego robić. I dodam, że jeżeli komuś coś takiego przychodziło do głowy i miał taką płonną nadzieję, to widocznie nigdy nie widział Grzegorza Laty na boisku. Nigdy przed czasem nie odpuszczałem i nie rezygnowałem. Nie widziałem najmniejszego powodu, żeby tym razem zachować się inaczej! Po tym wszystkim, co obserwowaliśmy i co można było przeczytać na pański temat, łatwo sobie wyobrazić, że gdyby Michel Platini urodził się Polakiem, to nigdy, przenigdy kochani rodacy nie dopuściliby do tego, żeby został prezydentem UEFA… – Nawet nie spróbuję tego skomentować. Pan to powiedział. Pański następca na stanowisku prezesa PZPN, Zbigniew Boniek, jakoś nie może się wyzbyć odniesień do pańskiej osoby. Dowodem jest całkiem świeży wywiad dla „Przeglądu Sportowego”: „Nie interesuje mnie, co Lato robił… Jeśli zostałbym prezesem PZPN, Euro byłoby w piątym mieście polskim. Miałem zapewnienia o Krakowie (w TVN 24 Boniek wspominał jeszcze o Chorzowie – przyp. red). UEFA kibicowała, żebym został prezesem w 2008 r. Jak się zrodził pomysł mojej kandydatury? Poprosili mnie ludzie z UEFA. Mogę szczerze powiedzieć, że nie mieli najlepszych stosunków z PZPN w kwestii organizacji Euro. Odpowiedziałem, że i tak nie wygram, jest późno i nie kręci mnie to. Na wybory przyjechał Surkis, powiedział Lacie, żeby dał sobie spokój. Okazało się to niedźwiedzią przysługą. Wystartowałem, przegrałem, świat się nie zawalił”. – Proszę pana, bądźmy szczerzy. Te wszystkie opowieści są tyle warte, co wstawiennictwo Bońka w sprawie Legii w UEFA. Co do Euro 2012, to Polska i Ukraina były traktowane po równo. Natomiast doskonale wszystkim wiadomo, że Zbyszka prezesura kręciła, i to od dawna. Dlatego przez cztery lata mojej kadencji nie potrafił przeboleć faktu, że na zjeździe w 2008 r. otrzymałem 57, a on zaledwie 19 głosów. On takich rzeczy nie zapomina, nie nazywałby się Zbigniew Boniek… Jest mi po prostu przykro, że dawny









