„Bytom” nie na polską miarę

„Bytom” nie na polską miarę

Tkanina z Chin, guziki z Hongkongu, wszywki z Włoch, a wszystko sterowane modemowo z Tel Awiwu „Bytomia” nie trzeba było reklamować. „Bytom” nie potrzebował marketingu. Legenda tworzyła się sama, bo wynikała z niedostępności. „Bytom” szył na eksport i dla wielkich osobistości, więc jak tylko w kraju trafiły się jakieś odrzuty, ludzie bili się o bytomskie garnitury. Tu ubierali się i Piotr Jaroszewicz, i Jan Olszewski, i księża jezuici, i ministrowie, i biznesmeni. Politycy brali po dwie sztuki, biznesmeni trzy razy więcej. Do Wałęsy szybciej wystartowała „Vistula”, za premier Suchockiej też się trochę pogorszyło, bo w garniturach nie chodziła, a personel nie mógł wykazać się lojalnością, kupując ubranie w firmie wybranej przez szefa, jak to zawsze się zdarzało. Lata 80. i jedna trzecia produkcji do ZSRR. Jakość jeszcze taka sobie. Ale ten rynek się załamał i Zakłady Odzieżowe „Bytom” witały dekadę lat 90. z gigantycznymi zapasami w magazynach i ponad dwoma milionami marek kredytu wziętego w 1991 r. Z magazynów wszystko poszło na przecenę. Z nowej produkcji – już na Zachód. Ponad 800 tysięcy garniturów rocznie. Z metkami Yves Saint-Laurenta, Pierre’a Cardina, Benvenuta, Digela. W końcu tych metek wszywanych w garniturach bytomskiej produkcji uzbierało się 30. W 1994 r. ówczesny prezes Z.O. „Bytom”, Włodzimierz Szydło, mógł więc śmiało zakładać, że zysk netto wyniesie ponad 50 miliardów starych złotych. I mówić z przekonaniem, że reklamowanie „Bytomia” w prasie, radiu czy telewizji byłoby pomysłem pozbawionym sensu. Po co? I tak wszystko już sprzedano. Zamówień było na trzy lata z góry. W dodatku wojna w Jugosławii sprawiła, że dwaj potężni kontrahenci zdecydowali się na podpisanie kontraktu z polską, a nie bałkańską firmą. Wartość: kilka milionów marek. W 1990 r. Z.O. „Bytom” stały się jednoosobową spółką skarbu państwa. W kwietniu 1993 r. Niemców i Francuzów przebił Bank Handlowy, kupując 30% akcji „Bytomia” i dając tańszy kredyt. Wkrótce „Bytom” trafił na giełdę. Kolejne lata nie były gorsze. Tyle że jednocześnie długi urosły do 60 miliardów złotych. Ale sześć zakładów pracy, ponad trzy tysiące zatrudnionych, w większości kobiet, żartujących, że mąż pracuje na dom, a ona na jego garnitur. Kiedy niedawno przymierzano się do likwidacji jednej zmiany, okazało się, że 30% kobiet to jedyne żywicielki rodziny. Nie ma kopalń, nie ma hut, a z sześciu zakładów bytomskiej odzieżówki zostały dwa: w Bytomiu i Tarnowskich Górach. Co będzie z nimi dalej – nie wiadomo. Szycie kłopotów W połowie lat 90. zaczęły się jednak problemy. Szyto „na magazyn”. Żeby ludzie mieli pracę. Po sześciu miesiącach 1995 r. wartość zapasów wynosiła ponad 19 milionów złotych. Eksport spadł. Kilkanaście miesięcy później zamknięto pierwszą filię – w Jaworznie. Tam, gdzie uszyto między innymi tysiąc par spodni dla reprezentacji olimpijskiej Holandii. Szukano różnych rozwiązań. Kredyty, obligacje, rynek rosyjski, sieć krajowa. Obecny prezes Zakładów Odzieżowych „Bytom” SA, Cezary Przybysławski, nie chce oceniać poprzedników. Mówi jednak: – Gdy „Bytom” zrozumiał, że warto kreować rynek, było trochę za późno. I zaczął równocześnie szyć, sprzedawać produkt, zanim powstał i bez sieci sprzedaży. Model „butikowy” się nie sprawdził. Firma nie mogła doczekać się pieniędzy, jednego dnia był sklep odzieżowy, następnego już spożywczy. Dziś jest inaczej, sprzedaż odbywa się w sieci. Ale „Bytom” daje na krajowy rynek raptem 45 tys. sztuk. Do wyprodukowania w niecały miesiąc. Przybysławski przyszedł do „Bytomia” niespełna cztery lata temu. Coraz częściej słyszał i czytał, że z firmą już definitywnie koniec. W lipcu br. kolejne Walne Zgromadzenie Akcjonariuszy nie zdecydowało się na likwidację. – Byłem tym zaskoczony – mówi prezes Przybysławski. – Ale punkty wskazane przez Zgromadzenie Akcjonariuszy Zarząd zaczął realizować. Po pierwsze – próba oddłużenia. Ewidentnym sukcesem jest zawarcie układu z ZUS na pięć lat. To pokazuje innym (zaangażowanie Banku Handlowego to 14 mln zł), że nasz program ma szansę powodzenia. Po drugie – zeszliśmy o 50 osób z zatrudnienia. Wreszcie nie wydzielamy spółek zależnych. Prezes wylicza: – W tym roku przy obrocie 80 mln zł zobowiązań było 60. Przy obrocie 70 mln

Ten artykuł przeczytasz do końca tylko z aktywną subskrypcją cyfrową.
Aby uzyskać dostęp, należy zakupić jeden z dostępnych pakietów:
Dostęp na 1 miesiąc do archiwum Przeglądu lub Dostęp na 12 miesięcy do archiwum Przeglądu
Porównaj dostępne pakiety
Wydanie: 2001, 43/2001

Kategorie: Kraj